Cześć dziewczyny! Bardzo rzadko się udzielałam, a odkąd urodziłam to prawie wcale, ale dziś mam chwilę i poczytałam kilka ostatnich postów. Zaniepokoił mnie post aisa80, troszkę ją staram się zrozumieć, bo myślę że każda ma chwilę kiedy naprawdę ma się wszystkiego dość. Ja na przykład ostatni tydzień spędziłam z Roksanką w szpitalu, mała miała ostre zapalenie nerek. Tak dla przestrogi wam opiszę jak to wyglądało: mała dostała gorączki, tak praktycznie beż powodu 38,5, podałam doustnie panadol dla dzieci, ale gorączka zamiast spadać za godzinkę było już 39,2, po 2 godz. podałam czopek, spadła na 37, 5, i tak 1 cały dzień i noc, jak gorączki nie było dziecko brykało jAK zwykle bez żadnych oznak choroby, jak gorĄCZKA rosła spało, po 1 dniu poszłyśmy do lekarza, ale nic lekarka nie wybadała, kazała zbijać gorączkę i stawiała na tę trzydniówkę, ale gorączka po czopku spadała do 37, a po 1 godz rosła do 39,5, po trzech dniach wcale nie było lepiej, ale że wypadło to w sobotę to poszłyśmy do szpitala zeby zrobili jej badania krwi, bo tak mówiła lekarka że z badań ewentualnie będzie można wykryć infekcję bo fizycznie dziecko wygląda na zdrowe, no i w szpitalu zrobili i tam nas zostawili na 6 dni. Lekarka pocieszyła mnie że u tak małych dzieci to bardzo częste infekcje, albo zapalenie płuc, albo ucha, albo dróg moczowych. Mała szybko wyzdrowiała tak twierdzi lekarka, ale no jeszcze 2 miesiące na antybiotyku będzie, a ja mam straszne wyrzuty że to przeze mnie, że może ją za lekko ubierałam, albo pozwalałam chodzić po podłodze a może była za zimna(podłoga), albo brałam na za duże mrozy... ogólnie poczułam się złą matką, a kocham ją nad życie, ale jakaś taka bezradność mnie ogarnęła, i tak właśnie pomyślałam o aisa80, że może jej o to chodzi.