Hej
No i nadszedł ten dzień
Zatem nasze kochane dzieciaczki
ŁUKASZKU,WIKTORIO,ROBERCIKU NO I MÓJ SKARBIE MIKOŁAJU przyjmijcie te życzenia:
Niech Wami słonko ciepło gra,
niech Wasz uśmiech długo trwa,
nie traćcie swej wesołej minki,
dziś są Wasze urodzinki!
Najlepsze życzonka, pięknego w życiu słonka,
smutków małych jak biedronka
i szczęścia wielkiego jak smok!
Dziekujęmy już teraz za wszystkie piękne kartki i życzenia roczkowe :-* :-* :-*
Właśnie próbuję się skupić na pisaniu,ale Mikołaj skutecznie mi to utrudnia 8) Celowo chyba zrezygnował z dzisiejszej drzemki i teraz wywija za dwóch
No tak w końcu to jego święto,szkoda czasu na sen
A ja chciałam tylko powspominać i podzielic sie z wami moimi wrażeniami z porodu...
Tylko od razu pisze że nie będzie to żaden sielankowy opis jakie czytałyście dotychczas,niestety...Dlatego napiszę go mniejszą czcionką,i przeczyta go ta z was która zechce
No to zaczynam..Ło boziu ale elaborat mi wyszedł :-[ Kto ma siły niech czyta
Na wstepie od razu powiem,że narodziny Mikołaja planowane były wg gina na 28 czerwca,może nawet później. Więc tego owego 11 czerwca,niczego nieświadoma wstałam jak co rano obudzona parciem na pęcherz. Podniosłam sie z wyrka a tu CHLUP. Pomyslałam że najnormalniej w świecie się zsikałam Stałam tak w tej kałuży i się zastanawiam co dalej,a tu drugi raz chlup. No i wtedy to aż mi ciarki po plecach przeszły To ten dzień. Obudziałm nieśmiało męża i powiedziałam że to chyba wody odchodzą. A że on z tych bardziej panikujących,wyskoczył z łóżka jak filip z konopii :laugh: Odprowadził mnie do wanny i tam stałam tak czekając aż wszystko wypłynie i spokojnie się wykapie. Bóli nie miałam żadnych. W wannie zauważyłam kawałki tego sławnego czopa Małż w tym czasie kompletował mi torbę do szpitala i latał po mieszkaniu jak kot z pęcherzem,hihi. No i kiedy byłam już gotowa do drogi,ubrana znowu poleciało. I dawaj od nowa,mycie,przebieranie. A zaznacze że miałam wyjątkowo dużo tej wody bo zalewało mnie po litrze spokojnie. Wsiedlismy do auta,do szpitala mamy rzut beretem więc za 2 minuty byłam już na izbie przyjęć. Oczywiście cała mokra. Na położną do zbadania poczekałam sobie dobre 10 minut,ale jak przyszła i zrobiła swoje to pomyślałam że poród to przekichana sprawa skoro badanie rozwarcia wywołalo u mnie krzyk przerażenia ;D Na porodówkę odprowadził mnie mąż i położna która powiedziała do niego że do 13 będzie miał dzidzię po tej stronie brzucha.A dodam że w szpitalu zlądowalismy o 8 rano. Także ucieszylismy się oboje. No,ale...Po zbadaniu mnie jeszcze przez ordynatora,zrobieniu USG w celu określenia wagi dziecka,ulokowano mnie na docelowej sali. Stały tam 4 łóżka,w tym dwa zajęte. Ale to panie które leżały już na nerkach czyli były PO. Jedan i druga zawinęły sie ze wszystkim w pół godziny(no ale to wytrawne połoznice-3 i 4 dziecko rodziły ) Także szybko zostałam sama na porodówce. Od razu podłączono mnie do oxy,założono pas od KTG i kazali czekać. Po pierwszej kroplówce dalej bóli zero,rozwarcie 1 cm,także zawieszono kolejny worek dopalacza. Ja w tym czasie trochę pochodziłam po sali żeby sobie ulżyć,bo pojawiły się pierwsze skurcze. Od razu z krzyża Nawet załatwiłam sie dwa razy sama,bo u nas nie robią lewatywy ani nie cewnikują(chyba że na życzenie) No i około 11 rano zaczęła sie jazda. Bez trzymanki. Bóle były nie do zniesienia,nie miałam sił żeby mówić,przekręcic sie samej z boku na bok. Dopóki była ta pierwsza położna mogłamn liczyc na podanie łyka wody czy pomoc przy badaniu rozwarcia,potem przyszła inna,wredna jak cholera Co tu dużo pisać. Postepów porodu zero,a skurcze waliły jeden po drugim bez przerw. Ale pan ordynator kazał czekać. O 15 rozdzwoniły się telefony czy to już i jak się czujemy ja i dzidzia. A ja dalej 2w1 Miałam coraz mniej sił. Przy 3 kroplówce,dali mi też zastrzyk z Dolarganu(bez poinformowania mnie co to jest ) Gin powiedział tylko że muszę odpocząć i zebrać siły na finał. I że zakręci mi się w głowie. Była wtedy 17.00. Faktycznie,zaszumiało w główce i poczułam się jakbym straciła całkiem kontrole nad swoim ciałem. Bóle odczuwałam ale już jakby mniej świadomie. Szkoda tylko że ten błogi stan trwał tylko 2 godziny,bo potem poczułam wszystko ze zdwojoną mocą Wyłam,ale po cichu i jak zbity pies. Nie mogłam patrzeć że niedaleko mnie siedzą sobie salowa i położna,spijają kawkę i plotkują a ja tu umieram :-[ O 20.00 rozwarcie na 5 cm. Rodzice,małż i cała rodzinka coraz bardziej zaniepokojeni wydzwaniaja co rusz. Ja nawet nie mam siły utrzymac słuchawki w ręku,więc odmawiam rozmów Ale gin niewzruszony każe dalej czekać. Błagałam już wszystkich żeby wkońcu mnie pocieli bo im tu wykorkuje. Straciłam wiarę na happy end. No i nadeszła godzina zero. Kiedy wybiła 22 ordynator powiedział że mamy jeszcze godzinkę i jak sie nie uwine to będzie miał problem :-[ Skurcze waliły raz za razem,tak że nawet nie umiałam powiedziec czy to parte już czy nie. Cały czas dawały z krzyża więc ciężko mi było odróżnić. Kiedy nareszcie kazano mi przeć( przy 7 cm rozwarcia) pomyślałam że to będzie już tylko formalność. Jakże sie myliłam...Moje wysiłki szły na marne,dzidzia ani drgnie.Zaklinował się w kanale rodnym i ani mysli wyjść. Gin zaczął wyciskać mi go z brzucha,do tego ja parłam a tu dalej lipa Jak naciskał mi na brzuch to pokazywała sie główka jak puszczał to sie chowała spowrotem w kanał. No porażka. Obiecywał mi że jeszcze jedno parcie i będzie koniec. Taaa,obiecanki cacanki. Przy kolejnym parciu,a właściwie jego końcu położna ciachnęła mnie nożyczkami. I skwitowała to krótko.Ups,nie trafiłam na skurcz Zabolało jak cholera. Kiewdy zbliżała się 22.40 gin zwołał małe zebranie. Jak zobaczyłam wkoło siebie cały sztab białych kitli to pomyslałam że jest naprawdę źle Załamka. Dwóch pediatrów,dwie piguły z noworodków,dwie położne,jacys jeszcze inni lekarze,nawet salowa zaglądała mi między nogi Decyzja była krótka- vaccum. No i przyssali tą rurę do małego główki,ja musiałam przeć normalnie,pociągnęli i tak oto wykluł sie nasz kochany skarb Mikołajuś Była 22.55. Gmerali cos przy nim chwilę aż donośnie zakrzyczał :laugh: Miał 3350g i 53 dł. Powiem szczerze że ja byłam tak wyczerpana,wymemłana,i psychicznie i fizycznie że ten pierwszy kontakt z nim słabo pamiętam Zreszta pokazali mi go na chwilkę,dali pocałować i zabrali na wszystkie badania. Ze względu na tak długi i ciężki poród. I kiedy myślałam że już wszystko co złe jest za mną gin brutalnie sprowadził mnie na ziemię. Jeszcze łożysko. Oczywiście samo nie chciało odejść,zaczęłi mi z położna mi je wyciskać. Po 30 min męk,wylazło ale chyba nie całe bo zawyrokował ŁYŻECZKOWANIE. I dodał: Ty to dziewczyno masz pecha :-[ Nie będę tego opisywać bo sama nie chcę wracać do tych wspomnień..Bolało gorzej niż poród,do tego szycie...Pomimo danego znieczulenia darłam sie tak że słyszał mnie cały oddział. Położna kazała mi się uciszyć bo pobudzę matki z małymi dziećmi Ale nie mogłam,to było silniejsze ode mnie. Krzyk przynosił choc troche ulgi. Na widok jakichkolwiek narzędzi w pobliżu mojego krocza dostawałam spazmów. Prosiłam żeby dali mi już spokój,chwilę wytchnienia od bólu z którym walczyłam od kilkunastu godzin..Po pierwszej w nocy kiedy na porodówce zostałam już tylko ja,połozna bez cackania wpakowała mnie na wózek inwalidzki,na nogi wrzuciała moje torby i zawiozła na salę. I tam położyła mnie na upragnionym łóżku z nogami wreszcie złączonymi razem :-[ Dziewczyna co leżała obok powiedziała tylko że współczuję i że słychać mnie było wyraźnie A ja na to jej krótko odparłam: PO PROSTU,ZROBILI MI Z TYŁKA GARAŻ Z wyrka nie schodziłam przez 1,5 dnia.I dopiero po tym czasie przywieziono mi Mikiego.Wcześniej nie miałam sił,kręciło mi się w głowie. Piguły bały się mi go zostawić. Zresztą ja nawet sama nie chciałam.....To mąż i rodzice widzieli go po raz pierwszy. I od nich dowiedziałam sie jaki jest Nagrali go na kamerze i pokazali. A potem było już tylko lepiej,pomijając problemy z karmieniem cycorami Ale to już inna bajka Mikołaj doszedł do siebie w zastraszającym tempie,co ucieszyło obecnych tam lekarzy a ja...Ja potrzebowałam na zagojenie wszystkich ran aż 10 miesięcy....Teraz jest już ok.A dalej to juz wiecie jak jest
Boziu,pisałam to przez godzinę i nareszcie skończyłam
A teraz spadam do mojego jubilata,bo mnie nawołuje. Dzis jego święto,jestem na każde skinienie
Wieczorkiem powklejam fotki. To do następnego kochane foremeczki!