posta mi wcięło, wrrrrrrrrrrrr
jeszcze raz
Chorowitki moje kochane! Kurujcie się i swoje Maluszki, wracajcie szybciorem do zdrowia,mocno mocno trzymamy kciuki!!!!
Wreszcie udało mi się co nieco nadrobić z naszej nieobecności. Uffffffff, troszkę było!
Myślałam, że w niedzielę uda mi się poczytać i popisać, ale teście się pojawili pierwszy raz od daaaaaaaaaaaaaaaaaaawien dawna i dupa, nic nie popisałam.
Mówiłam wam kiedyś, że podłapałam dodatkową robotkę- szkolenia- no to działam na całego. Tzn. nadal umowa o dzieło (bo etacik mam w moim banku, tylko wychowawczy w trakcie) i bywam tam kilka razy w miesiącu, natomiast takie szkolenia mają to do siebie, że trzeba je przygotować i ślęczę nockami. Dziś na rzęsach prowadziłam spotkanie :-) wczoraj robotałam do 3:30 przedwczoraj tyz.
No tak czy inaczej, dziś póki nie zasnęłam na klawiaturze, nadrabiam i szrajbuję do Was!
Nie czytałam jeszcze zamkniętego i kwestii Krakowa, ale to już zostawiam sobie na jutro, bo zaczynam już literówki machać....
wściekam się na siebie, bo trzeba tyle w chałupce zrobić, a mnie już oczy się zamykają. Nieważne, grunt, że robię to co lubię, mam z tego jakiś pieniążek i w sumie jest fajnie.
Chwała Bogu, że co jakiś czas moja Mama może zostać z Młodym. Inaczej miałabym duży problem.
Wracając w wakacyjne klimaty- troszkę pobuszowaliśmy w sierpniu i początkiem września.
Odwiedziliśmy Kąty Rybackie (polecam wam pensjonat Wielorybek-dosłownie minutę od morza!!!!) na kilka dni. Potem zjechaliśmy do domu poprać, przepakować i ruszyliśmy do Mrągowa, gdzie mój Małżowin miał sponsorowany przez firmę pobyt. Bajeczka, chata z zejściem do jeziorka Juno i kawałek plaży, molo. Młody był w swoim małym wielkim raju. Razem z dzieciakami chodził "na ryby", zakładali akwaria, bawili się w gotowanie, skrobanie
jedzenie. Dodam tylko że część ryb była prawdziwa.... Pierwszego dnia szlag mnie trafiał, że je męczą, potem mi przeszło.... Niewychowawcze co?
Mrongoville- wioska kowbojska- baaaaaaaaaajka. Spędziliśmy tam sporo godzin, przeżyliśmy prawdziwy napad na bank :-) było bosko.
Młody podróże znosił świetnie, nie wiem po kim on taki grzeczny!
Zjechaliśmy z Mazur i co? Pranie, prasowanie, przepakowanie i .... z powrotem do Kątów :-) Tak nam się spodobało.
Ten ostatni wyjazd był o tyle fajny, że cała "warszawka" i inne takie, zjechały już do domów i plaża była naaaaaaaaaaasza. Osób średnio-wiele, nie męczył wreszcie ani tłok, ani hałas. Było naprawdę fajnie.
Nie chciało się wracać, oj nie....
do dobrego człowiek łatwo się przyzwyczaja!
a tak z dzisiaj, moje dziecię powiedziało do mnie na basenie- mama puść, ja sam... no i małym kółku dmuchanym pływało to moje 100% szczęścia chlapiąc nóżkami i rączkami radosne, że samo sobie płynie gdzie chce.
dzieci nam dorastają...
no ale w powrocie usłyszałam tuż po zobaczeniu wyciągniętych łapek- mama, bierz mnie, tam, wysoko.
no i wskoczyło moje 15kg matce na ramiona :-)
dobra, znikam, może jakieś fotki wrzucę i jeśli nie zasnę, to może jakieś obiaddo na jutro wymyślę, i może jeszcze coś do szkoleń dodam? Szykuje mi się mocno pracujący październik....
Dobra Kobiten, spadywam,
a tak jeszcze-
Tośka! Gratulacje!
Kachasek, tak się właśnie zastanawiałam co na gg znaczy ten opis z gipsem
wracaj do zdrówka
Aniela, myślami jestem przy Tobie i Zu, Bidulki, strasznie Wam współczuję choróbska :-( no i ta niby-lekarka!!!!!!!
Dżagud- dobre z tym Węglarczykiem! Masz smykałkę detektywistyczną;-)
aaaaaaa i jeszcze cóś, nie wiem czy nie otworzę ze swoim przyjacielem (ło maaaatulo, 150kg żywej wagi!!!!) spółki, tak jakby mi było jeszcze mało, nie
czas pokaże. mamy się jakoś niedługo spotkać. on ma czas, ja know-how, kto wie kto wie.....
mam cichą nadzieję, że nie zeżre mi tego "pościka" przed wysłaniem.... chyba bym rozniosła biednego lapcia z którego cichutko skrobię