Elmaluszku, super że się odezwałaś. Jak goście wyjadą, to pisz, pisz, pisz....
Cieszę się że kluchy smakowały. Ja robię dziś.;-)Kupiłam 5 kg ziemniaków żeby zrobić więcej i żeby wystarczyło na jutro do odsmażenia. A czy zostanie to się zobaczy.
Esia, pobyt wyglądał tak: za wyro płaciłam - 20 zł za pierwszą noc, 15 za każdą następną. Miałyśmy z Weroniką taki "niby pokój" tylko dla siebie (mówię "niby" bo to była taka jakby wnęka bez drzwi). Ale i tak nam się trafło, bo niektóre matki na salach kilkuosobowych łóżka dla siebie nie miały i spały na krześle (żadnych materacy nie akceptują). Łóżko za wygodne nie było, trzeszczało i wyginało się pode mną, więc do tej pory chodzę połamana w 58 miejscach, ale może to po prostu wina mojego kręgosłupa. Jedzenia dla rodziców rzecz jasna nie ma, jest bar na terenie szpitala czynny do ok. 17tej - nawet niezłe jedzenie dają i w miarę nie drogie, lub sklep poza terenem szpitala, tuż przy przystanku, no i kuchenka gdzie można sobie coś podgrzać, zrobić kawę czy herbatę. Kibelki, hmmmm, nie za dobre. To znaczy niby w miarę czyste, ale jeśli chodzi o WC, to jak się wchodzi do kabiny, to stopami dotyka się drzwi, więc już przykucnąć jest problem. Nie wiem kto to wymyśla i po co - miejsce na większe WC było. Natryski szt. 2 - albo skierowane na drzwi wejściowe, albo na niczym nie zasłaniane okno. Średnia przyjemność. Natomiast dla dzieci jest pokój zabaw, gdzie jest TV i DVD, zabawki, gry, książki, a rano przychodzą panie, które organizują dzieciom zabawę. Więc tu jest fajne, bo dzieci się nie nudzą. Generalnie nie jest fatalnie, ale jak mówię, ja w szpitalu dostaję depresji i jak jestem za długo to mam myśli samobójcze - z tym że jak tylko wiem że wychodzę, to mi mija jak ręką odjął.
Generalnie zastanawia mnie jedna rzecz - Matka na oddziale to ktoś niepotrzebny, kto się pęta i zadaje ciągle głupie pytania. Musi płacić za wyro, a zwolnienie dostaje od dnia wyjścia ze szpitala, bo niby "dziecko w szpitalu ma opiekę zapewnioną, więc obecność rodziców to ich fanaberia". Ale, jak któraś matka poszła do WC, albo zjeść czy nawet zapalić i nie było jej w momencie gdy lekarz się pojawiał, to potem były pretensje że gdzieś łazi zamiast przy dziecku siedzieć. No i tego nie za bardzo rozumiem.
Cieszę się że kluchy smakowały. Ja robię dziś.;-)Kupiłam 5 kg ziemniaków żeby zrobić więcej i żeby wystarczyło na jutro do odsmażenia. A czy zostanie to się zobaczy.
Esia, pobyt wyglądał tak: za wyro płaciłam - 20 zł za pierwszą noc, 15 za każdą następną. Miałyśmy z Weroniką taki "niby pokój" tylko dla siebie (mówię "niby" bo to była taka jakby wnęka bez drzwi). Ale i tak nam się trafło, bo niektóre matki na salach kilkuosobowych łóżka dla siebie nie miały i spały na krześle (żadnych materacy nie akceptują). Łóżko za wygodne nie było, trzeszczało i wyginało się pode mną, więc do tej pory chodzę połamana w 58 miejscach, ale może to po prostu wina mojego kręgosłupa. Jedzenia dla rodziców rzecz jasna nie ma, jest bar na terenie szpitala czynny do ok. 17tej - nawet niezłe jedzenie dają i w miarę nie drogie, lub sklep poza terenem szpitala, tuż przy przystanku, no i kuchenka gdzie można sobie coś podgrzać, zrobić kawę czy herbatę. Kibelki, hmmmm, nie za dobre. To znaczy niby w miarę czyste, ale jeśli chodzi o WC, to jak się wchodzi do kabiny, to stopami dotyka się drzwi, więc już przykucnąć jest problem. Nie wiem kto to wymyśla i po co - miejsce na większe WC było. Natryski szt. 2 - albo skierowane na drzwi wejściowe, albo na niczym nie zasłaniane okno. Średnia przyjemność. Natomiast dla dzieci jest pokój zabaw, gdzie jest TV i DVD, zabawki, gry, książki, a rano przychodzą panie, które organizują dzieciom zabawę. Więc tu jest fajne, bo dzieci się nie nudzą. Generalnie nie jest fatalnie, ale jak mówię, ja w szpitalu dostaję depresji i jak jestem za długo to mam myśli samobójcze - z tym że jak tylko wiem że wychodzę, to mi mija jak ręką odjął.
Generalnie zastanawia mnie jedna rzecz - Matka na oddziale to ktoś niepotrzebny, kto się pęta i zadaje ciągle głupie pytania. Musi płacić za wyro, a zwolnienie dostaje od dnia wyjścia ze szpitala, bo niby "dziecko w szpitalu ma opiekę zapewnioną, więc obecność rodziców to ich fanaberia". Ale, jak któraś matka poszła do WC, albo zjeść czy nawet zapalić i nie było jej w momencie gdy lekarz się pojawiał, to potem były pretensje że gdzieś łazi zamiast przy dziecku siedzieć. No i tego nie za bardzo rozumiem.