Cześć Dziewczyny :-)
My już po chrzcinach - najadłam się strachu, bo w sobotę wzięliśmy Lenę do kościoła na "przygotowanie" do uroczystości, które trwało pół godziny, a ona cały czas płakała... Doszliśmy do wniosku, że to dlatego, że w kosciele było bardzo duszno (a było tylko 16 osób!) i mocno śmierdziało liliami (nie cierpię zapachu lilii ;-)), więc denerwowałam się, że w niedzielę dopiero da popis umiejętności wokalnych... Stresowałam się bardziej tymi chrzcinami niż własnym ślubem
Ale nie było źle, zabraliśmy Małą w wózku (z czworga dzieci, które były chrzczone, dwoje było w wózkach i dwoje w fotelikach samochodowych) i grzecznie spała. Braliśmy ją na ręce tylko wtedy, gdy było to niezbędne ze względu na przebieg uroczystości. Najgorzej było, jak się rozryczał chłopiec siedzący przed nami, bo obudził Lenkę i zaczęła się wściekać, że nie może zasnąć. A jak tylko przysnęła z powrotem, to ksiądz polał jej główkę wodą, więc znowu wrzask :-) Na szczęście szybko się uspokajała no i zagłuszał nas skutecznie ten chłopiec z przodu, który ryczał prawie całą mszę, więc nasi rodzice nawet nie słyszeli płaczu Lenki ;-)
Po mszy pojechaliśmy do restauracji i tam już Mała była bardzo grzeczna, chociaż obiad trwal 3 godziny; dostała od tatusia moje mleko z butli i poszła spać :-) W tym miejscu chylę czoła przed mamusiami, które organizowały imprezę w domu, bo ja sobie tego nie wyobrażam...
Co do stroju, to gdy byliśmy zapisać się na chrzest, to ksiądz mówił, żeby nie kupować żadnych specjalnych ubranek, bo producenci naciągają rodziców na całkiem pokaźne sumki, a to praktycznie zakup na kilka godzin
Powiedział, że ważne tylko, żeby była biała szatka... Więc nic nie kupowaliśmy, ubrałam Lenę w sukienkę w delikatną biało-błękitną krateczkę (kupiłam ją jeszcze zanim Mała się urodziła), body z kołnierzykiem od kompletu i białe rajstopki. W sumie wszystkie dzieci były ubrane podobnie, królował błękit
Moja mama próbowała mnie wkręcić w biały becik (faktycznie, gdy oglądam zdjęcia z chrztów mojego pokolenia, to wszyscy jesteśmy w betach ;-)), ale udało mi się ją przekonać i faktycznie - nikt nie miał niczego takiego.
Próbowaliśmy ostatnio przestawić Lenkę na wcześniejsze chodzenie spać i wyobraźcie sobie, że nie ma takiej opcji... Nawet gdy wcześniej rano wstałyśmy i w dzień jak zwykle spała mało, to wieczorem i tak walczyła do 22. Bo normalnie zasypia punkt 22, bez żadnych zbędnych ceregieli i wielkiego usypiania - kąpiel, cyc, chwila przytulania i do łóżeczka, tam ewentualnie karuzela (ale zazwyczaj już nie ma potrzeby) i śpi. Ostatnio wydłuzyła sobie czas spania do 7.30, a mój organizm dopiero co się przystosował do 8-godzinnej przerwy w karmieniu, więc znowu rano budzę się z cycami napompowanymi do granic możliwości ;-) Ale pewnie niedługo to się unormuje.
Mata, jeśli chodzi o podawanie leków, to my korzystamy ze strzykawki - na razie podawaliśmy nią tylko wodę koperkową, bo nie było potrzeby niczego innego, ale Lena piła bez protestów. Rotarix w zeszłym tygodniu dostała z podobnej strzykawki i też było ok.
Aniknulko - dla mnie jesteś najcierpliwszą mamą na świecie i naprawdę Cię podziwiam. Niedawno pisałaś, że jak kiedyś Jasio płakał, to Twój M trzaskał drzwiami, bo wściekał się, że nie może oglądać tv, więc z tą jego większą cierpliwością do dziecka to bym nie przesadzała :-) A to, że jeszcze masz czas na sprzątanie i gotowanie, to już dla mnie zupełny fenomen, bo ja w domu nie robię praktycznie nic; do niedawna jeszcze prasowałam, ale teraz to też scedowałam na panią do sprzątania
Obiad każę Jackowi zjeść w pracy albo ewentualnie robimy coś na bazie zapasów zostawionych przez moją mamę w zamrażalniku i tyle. Czasem, jak Lena zaśnie w ciągu dnia na pół godzinki, to robię na szybko jakąś zupę, ale ponieważ często nie śpi w ogóle, to nie mam na to czasu. No a wieczorem, jak Mała pójdzie spać, to zwykle siadamy do firmowych sprawek, więc z gotowania też nici...
Magdziarko - życzę zdrówka!
Miłego dnia dla wszystkich :-)