Dziewczyny przepraszam, że mam się wetnę już w kwestie dzieciowe, ale może któraś jest taką "wariatką" jak ja i powie mi jak lekarze do tego podeszli.
Zacznę od przestawienia się (mimo, że już coś tu kilka razy naskrobałam) - jestem Ola mam 33 lat i jest to moja 4 ciąża. Dwie pierwsze donoszone, fizjologiczne - bez cukrzycy ciążowej. Pierwsza zakończona cesarskim cięciem na żądanie, druga zakończona udaną próbą porodu naturalnego (vbac) bo cesarkę zniosłam tragicznie. Trzecia ciąża była ciążą pozamaciczną. Obecnie jestem w tej czwartej ciąży i już w 1 trymetrze wykryto mi cukrzycę - robiłam tak szybko krzywą z powodu otyłości w wywiadzie (glukoza na czczo była 84).
Moje wyniki tej krzywej to:
na czczo: 92,70
po 1h: 129,20
po 2h: 103,10
Myślę, że wynik na czczo przekroczył ponieważ robiłam ją mając trochę problemów w życiu, przerwa była długa, a noc nieprzespana. Nie pomyślałam wtedy o tym, a teraz czasu nie cofnę. W każdym razie podsumowując dla moich lekarzy jestem już i będę do końca ciąży pacjentką cukrzycową. Stosuję się do diety, nadal mam mam -7kg od początku ciąży, mam pessar (ze względu na skracającą się szyjkę) więc z aktywnością bywa różnie. Ogólnie sama dieta mi (już) nie przeszkadza, przyzwyczaiłam się, czuję się dobrze - cukry mam idealne mierząc w domu i lekarz jest zadowolony.
Ale - wszędzie czytam, że nawet przy tak uregulowanej cukrzycy, tylko na diecie i tak powinnam mieć wywołanie max. w dniu terminu - w moim przypadku ch*jowo (przepraszam, ale inaczej się się nie da) bo to 31.12 - dodatkowo w przypadku II dziecka, które rodziłam naturalnie urodziłam w 40+5 i teraz też nie sądzę, abym urodziła przed czasem.
Tak więc pytanie brzmi: czy jest tu jakaś mama która nie zgodziła się na wywołanie i jak lekarze do tego podeszli?