Lekarka powiedziała, że daje mi dziś i jutro, jeśli cukier będzie za wysoki albo będą ketony, włączamy insulinę nocną. Ona przecież nie ma nic wspólnego z głodzeniem się, ketonów na razie się pozbyłam i chyba w moim przypadku to wcale nie chodziło o nocne dojadanie, tylko właśnie o niedojadanie w ciągu dnia, ostatnio jem ciągle i w kółko. Niestety dziś rano cukier 91. Więc jak jutro będzie znów za wysoki to przegrałam. I szczerze mówiąc to ja się wcale tym cukrem rano nie martwię, to są drobne przekroczenia a glukometry nie są dokładne, mam np. świadomość, że jak na glukometrze było 92 to w labie wyszło raptem 84...Zresztą nie tak dawno była norma do 95 a w tym to ja się mieszczę, więc jakoś w ogóle moja głowa nie postrzega tego jako powodu do zmartwienia, jedynie stresują mnie te wyniki w kontekście takimi, że jak nie spadną to będę musiała sobie robić te cholerne zastrzyki z insuliny. To mnie stresuje, i owszem, potwornie. Więc z psychologicznego punktu widzenia to co najwyżej u mnie to może wywrzeć skutek negatywny, mam poczucie totalnej porażki na całej linii mimo starań.
Spytałam o ewentualną kolejną ciążę i zupełnie nie usłyszałam tego, co chciałam usłyszeć. Żadnego pocieszenia. Lekarka twierdzi, że zdecydowana większość jej pacjentek ma cukrzycę od samego początku kolejnej ciąży i nie mam się co łudzić, że będzie inaczej. Nie ma to jak podciąć skrzydła...