Ja mam dzisiaj zly dzień, wzięłam wolne bo rano poszłam na pobranie krwi do przychodni, ze skierowaniem. Jedno pobranie krwi trwało około 10 minut, myślałam ze jajo zniosę, ale ok miałam książkę więc się nie nudziłam. Jak sama wreszcie weszłam to wysłuchałam opowieści, ze w tej przychodni straszy i co one tam przeżywają...
Potem poszłam na targ, to dla mnie raj o tej porze roku, kupiłam sporo owoców, warzyw, przyjechałam do domu (tramwajem) chcę zjeść śliwkę, a w worku bagno-dosłownie, na kg śliwek tylko dwie dobre, cala reszta tak zgnita, ze miałam ochotę wyjsc z domu, wrócić na ten targ i rzucić kobiecie na mordę, ze tak się brzydko wyrażę. Ale ze leje od rana, nie mam auta i za chwile znowu musialam wychodzić na badanie serca więc sie wykrzyczalam do męża i pojechałam. W przychodni kolejne czekanie , po czym przychodzi jakas siksa ze sprzętem i oznajmia, ze mojego badania to nie będzie, bo im się sprzęt popsuł.... To super, ze mnie o tym poinformowali zebym nie przyjeżdżała!
Na pocieszenie poszłam do lumpka i kupiłam za 11 zl puchaty kombinezonik a dla siebie w kiosku gazetę M jak mama.