cześć dziewczyny - przyszłam się pożalić dziś i z góry przepraszam za to.. mam chwilę słabości.
Moje dziecko wczoraj wyjechało na Zieloną Szkołę, a mój mąż w delegację. Zwykle bardzo się cieszę z takich "dni wolnych" - całe dla mnie. A teraz... matko... wczoraj się jeszcze trzymałam, ale nie mogłam spać w nocy - miałam palpitację serca, normalnie tak mi biło szybko jak nigdy... nie mogłam się wyciszyć, aż w uszach mi biło - no i się nakręcałam, że sama siedzę i tak dalej... suma summarum przeryczałam noc i cały dzisiejszy poranek - czuję się zmęczona na maksa - głównie psychicznie... nienawidzę tych hormonów... cały czas z tyłu głowy mam takie poczucie, że mnie zostawił (mąż), a ja tu sama, samotna siedzę... masakra... nigdy bym nie pomyślała, że nadejdzie taki dzień, że będę tak irracjonalnie ryczeć za facetem
aha i dodam jeszcze, że wczoraj była nasza 2 rocznica ślubu, którą spędziliśmy oczywiście osobno...
stąd też moje nakręcanie...
Oby do grudnia - jakieś 2-4 tygodnie po porodzie hormony powinny się wyrównać do stanu przed, prawda?
Wczoraj w nocy poczułam malucha - tak delikatnie, że gdyby nie noc i leżenie na plecach, wsłuchiwanie się w bijące moje serce, to bym na pewno przeoczyła. Poczułam takie rozpieranie i od razu przypomniałam sobie jak to było z moim pierwszym
... najgorsze jest to, że od razu się poryczałam, bo męża nie ma, a ja sama, samiutka... niech mnie ktoś dobije
Sorry, ze tak smędzę... chyba musiałam to z siebie wyrzucić... proszę mnie tylko nie zaliczać do wariatek ;-)