Wyprawa do zoo - pełen sukces! No, może odrobinę popsuty przez deszcz.
Maks piszczał z entuzjazmu, wodził oczami za zwierzętami, pokazywał palcem. W mini zoo było najfajniej, bo można było bardzo blisko podejść do zwierząt.
Po powrocie mnie zaskoczył - tu na chwilę wrócę do tematu zabawek - ma taką piramidę z kółek. Najprostsza na świcie, kółka na patyk się nawleka. Jeszcze wczoraj Maksio potrzebował pomocy, żeby nawlec takie kółko, bo nie umiał ustawić patyka i otworu w odpowiedniej płaszczyźnie względem siebie. Dziś po powrocie z zoo siadł i zaczął nawlekać te kółka i zdejmować i nawlekać i zdejmować... Dobre pół godziny był tym zajęty, pod koniec robił to już z ogromną nonszalancją.
Misia- Bobo tiramisu, jak większość moich produkcji kuchennych, powstało spontanicznie i z potrzeby chwili. My mieliśmy tiramisu, a Maksio biedny nie mógł zostać nim poczęstowany, ze względu na zawartość kawy i alkoholu. Żal mi się dziecka zrobiło. Miałam biszkopty, mascarpone i mrożone borówki / jagody ( wiem, że w tej sprawie obowiązują jakieś regionalizmy, ale nie pamiętam co gdzie). Borówki/jagody czy jak im tam podgrzałam z łyżeczką cukru, odlałam z tego sok i nasączyłam nim biszkopciki, poukładałam warstwami na talerzyku, przekładając mascarpone wymieszanym z borówkami, z wierzchu jeszcze polałam łyżeczką tych borówek/jagód z sokiem. Wyszło śliczne, fioletowe ( Andzike!) i Maksiowi smakowało.
Andzike - knuję, że się w piątek zwleczemy do Warszawy, bo jakoś nie widzę sytuacji, że w sobotę start bladym świtem, i prosto z podróży na ślub i potem wesele jeszcze - dziecko się zmęczy i będzie nieznośne. Więc pewnie będę mieć prawie cały piątek na życie towarzyskie.
Patrzcie, mamuśki - to cudo małe ma miesiąc: