Jejciu, dziewczyny, jak bardzo nie chciałabym znowu być na waszym miejscu
Ciężko wspominam końcówkę, jak i pobyt w szpitalu. Brałam to na przetrwanie. Aby odhaczyć kolejny dzień. Ale widzę, że w was energia! I dobrze! Przyda się! W sumie... Jak patrzę wstecz, to... Byłam mega pozytywnie nastawiona. To teraz kiepsko to wspominam, ale wtedy? W tamtym czasie? Luuuz! Dam raaadę! Mąż mi kanapkę przynosił o 2:00 w nocy. Miałam też zrobione legowisko na łóżku. Oprócz nakładki zmiękczającej na materac, miałam też inne materace miękkie z foteli i stos poduszek, abym była pod ukosem, bo miałam cofki
To co było najważniejsze to to, że już byłam spakowana i miałam listę co trzeba dopakować. Wiecie co? Natura naprawdę to zajebiście wymyśliła. Jak patrzę na to teraz, to wolałabym więcej tego nie przechodzić
ale wtedy, w tamtym momencie...? Skąd we mnie tyle pozytywnej energii było?! Bezsenność, albo zasypianie w środku dnia na siedząco
A ja taka uchachana byłam! Nawet sny miałam, gdzie się śmiałam. Raz przez sen się zaczęłam śmiać i mąż mnie obudził (bo przed ciążą miewałam koszmary i on wiedział już, że ma mnie budzić, aby mnie uratować), a ja do niego, że to jęczenie to był śmiech
Kurde, dziewczyny! To już niedługo! Trzymam za was kciuki! Za początki, za porody, za szpital, za dobrych ludzi wokół!