a teraz powiem jak to ze mną było, że tak nagle Was opuściłam
Otóż po czwartkowej wizycie u lekarza ładnie położyłam się spać. W nocy ciągle się budziłam, jakoś źle mi się spało, a o 4 nad ranem poczułam, że mam mokro w majtkach... poszłam do toalety to sprawdzić mając mieszane uczucia i złudną nadzieję, że się zesikałam przez sen
zrobiłam siusiu, chciałam wstać z kibelka a tu niespodzianka... nadal leci
więc szybko ręcznik między nogi i pobudziłam współmieszkańców. Spokojnie pojechaliśmy do szpitala i kazali mi leżeć na porodówce, podłączyli KTG i sobie leżałam. Na początku chcieli, żebym rodziła naturalnie. Później przyszedł lekarz i jak mu powiedziałam, że mam niedotlenienie mózgu i dałam papiery potwierdzające to powiedział, że niestety nawet jakby chciał to decyzja nie należy do niego, bo on kończy zmianę:/ następny lekarz chyba nie brał cc w ogóle pod uwagę mimo, że jedna z dziewczyn leżała miednicowo, a to mój pierwszy poród.
Szczęście w nieszczęściu, że Laura źle się poczuła i nie mogli znaleźć jej tętna, zbiegły się wszystkie położne i każda mi tym po brzuchu jeździ i jeździ... dopiero przyszedł lekarz i kazał im natychmiast USG przywieźć po czym sam wziął sprzęt do KTG i zaczął sprawdzać i za chwilę powiedział, żę rodzę przez cc...
(koleżanka, z którą byłam w pokoju i która rodziła zaraz po mnie mówiła, że słyszała jak na korytarzu dzwonią gdzieś, że bardzo pilna cesarka i mają się przygotować)
w ciągu dosłownie minuty przyjechali z łóżeczkiem w ekspresowym tempie założyli cewnik, kroplówkę i pomogli mi się rozebrać... 4 babeczki wokół mnie latały. Potem na sali operacyjnej już wszyscy zwarci i gotowi.
Dostałam zastrzyk w kręgosłup, pan anestezjolog cały czas ze mną rozmawiał, bo ciśnienie mi skoczyło, a ja trzęsłam się jakbym dostała ataku epilepsji, położyli mnie za parawanikiem i jak to pan dr powiedział do pielęgniarki, żeby mi "koniaczka" dała
po tym odjechałam
prawie zasnęłam a wszystko się rozmywało jakbym się naćpała
najśmieszniejsze jest to, że czuć wszystko co oni robią tyle, że to nie boli;]
wyciągnęli dziewuszki, najpierw Oliwkę (zaraz zaczęła buźke wydzierać) o 9:20, a potem o 9:23 Laurę też się darła od razu
Na wypisie mam jako rozpoznanie to zagrażająca zamartwica wewnątrzmaciczna płodu II i choroba Hashimoto
dziewczynki ważyły:
Oliwia 1830g, 43cm 9/10pkt
Laura 1930g, 42cm 9/10pkt
odjęli 1pkt za skórę, która później niż powinna zrobiła się różowa, więc to nic takiego
oprócz tego Laura ma nóżkę lekko skrzywioną i malutki paluszek nachodzi jej na drugi, ale to wymaga domowych rehabilitacji i wróci zupełnie do normy, bo kości prawidłowo rosną (Oliwia jej nóżkę musiała zgniatać
)
od samego początku same oddychają, jedzą z butelki i wszystkie wyniki mają prawidłowe;] czekamy tylko na przyrost wagi, bo spadły do 1700g. Dzisiaj jadę się dowiedzieć czy już spadek się zatrzymał i czy wzrasta, bo to będzie już 4 doba;]
a ja się ogólnie czuję dobrze, rana boli jak cholera, bo z jednej strony sobie wczoraj szew naderwałam i cały czas go dobijam, bo dziś znowu nadwyrężyłam to miejsce przy przekręcaniu się na bok
ale cała reszta rany goi się jak na psie;]
w szpitalu też miałam kilka dzwinych odruchów i nerwobóle (tak lekarz powiedział), bo zaraz po operacji robiłam takie dziwne niekontrolowane wdechy (po 3 płytkie wdechy naraz), jak zaczęłam już chodzić to pojawił się ucisk w dolnej części klatki piersiowej i miałam problemy z oddychaniem, ale dziś jest już lepiej, pewnie dlatego, że jestem w domu;]
ach... nie ma to jak mamuśka z nerwicą;]