reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Ciaza - archiwum

Hej. Mam chwilkę bo mały śpi to i ja skrobnę opowiaskę z porodu.
A było to tak....
Jak juz pisałam w środę i czwartek, miałam całe dnie i noce skurcze co ok 4,6,10,12 min, ale były nie regularne i nic poza tym się nie działo. W czwartek wieczorem powiedziałam mężowi w złości "a może byś mu pomógł wyjść". Mój mąż strasznie bał się o małego i od jakiegoś czasu nie chciał się kochać bo ja ciągle kwiczałam i ściskałam się bo tu boli a tu ściska....
No i mąż.... zrobił co trzeba.... nie powiem, że ten sex był dla mnie niewiadomo jak wielką przyjemnością....ale przynajmniej kilka skurczy nie czułam:-D Leżac w wyrku powiedziałam do mężą "jak sie okaże, że mi pomogłeś to chyba Ci stopy za to wyliże":laugh2::laugh2:
Hehehe jak ktoś mi teraz powie, że sex nie jest przyspieszaczem to go wyśmieję:tak::tak: Po wszystkim przyszły regularne skurcze co 5 min. Była 24.00 jak się zaczęły. Wytrzymałam tak do 1.30 chodząc prawie po ścianach. O 2.00 byliśmy w szpitalu,choć cały czas nie wierzyłam ze sie zaczelo, od 2.30-3.00 KTG, skurcze co 3 min, ale rozwarcie tylko 2cm. Położna powiedziała ze dziś urodzę-zaczelam sie śmiać bo była dopiero 2.45 więc jeszcze tylko 21godz tego "dziś". Dostałam zastrzyk przeciwbólowy i poszłam na odział, a męża wywalili do domu, ale poprosiłam go by nie jechał tylko czekał na poczekalni, przy portierni. I tak też zrobił. Ja próbowałam spać miedzy skurczami. O 5.30 przebudziłam się bo bardzo chciało mi się "kupę". Poszłam do toalety, siadłam na kibelek i nic tylko ból......:szok::szok::szok:myąlałam ze nie dam rady wrócić. Ostatnimi siłami wróciłam do pokoju.... i nie wiem co sie dzieje.... niesamowity bol w podbrzuszu. Tak se myśle...nie panikuj to jeszcze nie to.... a 2 str.... kurna nie moge dłuzej...Nie mogłam dłuzej wytrzymać i za dzwonek... w ciagu kilku sekund byly 4 polozne przy mnie, rozwarcie na 9, kolejne 3 sekundy wozek inwalidzki i jazda, winda i heja na górę...
Tylko zdążylam wziac tel... do męża "chodz, rodzę" i tyle...
5.40 Ostatkiem sił wlazłam na łózko porodowe.... mąż przy mnie i 2 położne... chce przec ale nie wiem czy moge po krzyczaly caly czas ze nie....mysle sobie... wtedy bylam na wozku a teraz na lozku....to moze moge....:sorry::sorry::sorry::sorry:
Mąż mówi ze przebiją mi worek by wody poszły.... podobno położna włożyla jakiś "drut" i przebiła.... wody jak chlusnely- jak lawa z wulkanu :-D:-D:-D:-D Miałam taki wytrysk ze widzialam jak połozna wyciera tważ z moich wód.... Położne z mężem zaczeły sie śmiać a ja dre sie do niego "gadaj co mam robić-mogę już przeć???"
powiedział, że tak przyj....i na dwa parte Fifiak wyskoczył.......(godz.5.46) mąż się rozpłakał..... ja jak zobaczyłam małego to tez w płacz.... Mój wspaniały mąż oczywiście musiał rozbawić mnie na maxa....Stwierdził, że musi wychodować sobie grzyba na stopach "obiecalam ze wyliże mu stopy jak mi pomoże":-D:-D:-D:-D
Zabrali małego, wytarli, i dali do cyca. W między czasie urodziłam łożysko, posprawdzali wsio. Połozna zaczęła wypelniać papiery i okazalo sie ze cala okcja trwała 6min. Nie mogła uwierzyć ze to moj 1szy poród... pytała kiedy następne.
Dostaliśmy małego i zostaliśmy sami na porodówce na ok godzinę. Zaczeliśmy dzwonić po rodzinie a mały nie mógł odczepić się od cyca.
Po godzinie przyszdł lekarz, pozszywał mnie bo trochę popękałam. Hehehe ten też miał ze mnie ubaw.... bo dostałam głupiego jasia na czas szycia i zaczelam sie bawić maską..... takie fajne loty mialam jak za duzo sie nawdychalam....:-D:-D:-D:-D
Podsumowując poród..... ból niesamowity ale wydaje mi sie ze ogromny wpływ na to ma nasze podejście do tego.... przeczekałam w bólach do samego konca, przez co o znieczuleniu nie mialam co marzyć....wiedzialam ze nikt mi nie pomoze i musze sie postarac..... nie chcialam dlugo cierpiec.... zawzielam sie w sobie....i na 2 parte poszło.... Kupa śmiechu, "trochę" bólu a ile teraz szczęścia z tym brzdącem....???!!!:tak::tak::tak::tak:
 
Ostatnia edycja:
reklama
A teraz ja- Poszlo dosyc szybko, bo skurcze zaczely sie w piatek o 5 rano, znaczy wtedy sie obudzilam - regularnie co 3-4 min, i oczywiscie krzyzowe bole tez. Pochodzilam tak do 8, wzielam torbe i meza i poszlismy do szpitala na piechotke. W szpitalu po examination sie okazalo ze rozwarcie jest na 4 cm, i w zwiazku z tym moge zostac, i oczywiscie keep moving zeby byl progress. O 10.30 polozna sprawdzila jeszcze raz progress byl, bo rozwarcie bylo 6-7 ale wody jeszcze w srodku, nie bylo w sumie zle. Potem spytala mi sie czy przebijamy pecherz, no i ze to nieco przyspieszy. No to mowie przebijamy, i krotko potem juz przestalam sie czuc komfortowo.. i mowie magiczne slowo epidural :) , polozna zadzwonila po lekarza, a mi kazala raczej w pionie przebywac, zeby dzidzia sie przesuwala. A ja juz chce wrzeszczec - no gdzie jest moj epidural.... polozna sie pyta czy mam potrzebe parcia...no mialam sie nie przyznawac, bo wiedzialam ze jak parcie to epiduralu nie bedzie... nu ale sie przyznalam... no to pushing na stojaco... kilka razy i potem hop na lozko sprawdzic progress.. mowi jeszcze kawalek szyjki zostalo.... no i tak mi kazala ukleknac na lozku i pushhh... w miedzyczasie ktos przyszedl... i tylko uslyszalam...no, no.. we're nearly there...czyli moj epidural poszedl sie ..... hmmm a ja z powrotem przeszlam do pozycji porodowej normalnej, pare razy push i pojawila sie lepetyna, gdzies tam po dordze utknela, ale nakierowala ja i ladnie wyszla, potem chwila oddech... push... keep pushing keep pushing... push... i wpadly jeszcze ze 3 pielegniarki czy polozne przytrzymac mi nogi bo mi sie zlizgaly i za chwile myk i juz corenka w calej okazalosci sie pokazala i 11.31 uslyszalam pierwszy krzyk, za chwile polozyla mi ja na brzuchu na pol godzinki... potem zwazyla i oczom nie wierzyla bo waga pokazala dokladnie 4990 :) i 56 cm. szok... Gdybym wiedziala, ze mala bedzie tyle wazyc to pewnie nie dala bym rady... takze w sumie moge powiedziec ze bez znieczulenia sie da... ale hmmm.

Ooo Kami - widze ze rozpowszechniamy mode na brak znieczulenia :)
 
Ostatnia edycja:
Kasia podziwiam :szok::szok::szok: Moje dwa łobuzy ważyły po ok. 3500 g, a miałam trudności z "wyparciem" ich na świat. Szacunek :-)

W sumie, jak tak czytam te opisy z porodów, to same pozytywne wibracje z nich płyną :tak: Oby tak dalej - żadnych drastycznych opowieści, po których już nie będzie nam się chciało więcej rodzić...
 
To fakt, Dziewczyny - pozytywnie nastrajacie do porodu. Nie ma ściemniania, że nie boli, ale też ani razu nie odniosłam wrażenia, że jakieś koszmary opisujecie :happy:
A to bardzo dodaje otuchy dla takich, jak ja, które jeszcze nie rodziły :happy:
 
Dzięki dziewczyny za takie opisy, dodajecie otuchy dzieki temu wierzę że mój też będzie do wytrzymania i może będzie szybciej niz za pierwszym razem:-)
 
DZIEWCZYNY
4.06. o 19.05 urodziłam prześliczną, zdrową, najukochańszą na świecie córeczkę :tak::tak::tak:
Pękam ze szczęścia i dumy i radości i w ogóle :-D:-D:-D
Natalka ważyła 3300gr i mierzyła 56 cm.

Jutro napiszę więcej :tak::-) Pozdrawiam serdecznie!!!!!
 
reklama
Kasiu, Kami, dzielne z Was dziewczyny, podziwiam, chapeau bas laseczki!!!


Wesolutka, gratuluję!!! ucałowania dla maleńkiej Natalki!!!
 
Do góry