reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Ból i twardnienie brzucha, skracanie się szyjki macicy, skurcze

A w ogóle powiem Wam Dziewczyny, że cieszę się z tego jak jest na tym wątku. Mam wrażenie, że na innych często sobie laski do gardeł skaczą, a tu jakoś tak spokojnie i wspierająco.

Ann - wypisujesz się jutro?
 
reklama
Mnie też bardzo dużo daje ten wątek....za bardzo nie mam z kim o tym wszystkim gadać...
A ja uznałam że poczekam jutro co mi powie ordynator, jakie są plany wobec mnie, bo ci dyżurni lekarze nie mówią kompletnie nic...może we wtorek się wypisze ? No nie wiem.
Jedynie co to obawiam się o córkę b
o niepotrzebnie jej mówiłam że wrócę w poniedziałek. Co prawda mąż mówi ze córka nie wspomina że mama wróci w poniedziałek, pyta kiedy będę to mąż jej odpowiada że jak zrobią mi wszystkie badania. Najgorzej jest oczywiście wieczorami w łóżku, wola ze chce do mamy....
 
Ja mam więcej wydzieliny od samego początku ciąży, też czasem miewałam schizy 😉 ale ja mam raczej taka mleczna, nie wodnista. W późniejszym etapie poprzedniej ciąży tez leciałam do lekarza bo ciągle miałam "mokro". Ale wtedy lekarz mówił ze dziecko uciska na pęcherz i to po prostu mocz....


Oddałam próbkę w piątek przed południem (bo pobrał mój prowadzący w czwartek popołudniu i kazał oddać w szpitalu)
Oj, to jeszcze może nie być wyniku. Takie 3-4 dni to minimum, żeby się upewnić, że nic się nie wyhodowało i w drugą stronę - co się wyhodowało.
Zawsze można papierkiem lakmusowym sprawdzać czy to wody.
Zakupiliśmy te papierki, z powodu sączenia przedwczesnego wód w poprzedniej ciąży. W ciąży mam tak wodnistą wydzielinę, potęgowaną jeszcze luteiną, że poprzednio niestety nie rozróżniłam, chociaż wydawało mi się jakoś bardziej mokro :(. Już oczywiście musiałam te paski przetestować najpierw, mierzyłam wydzielinę z pochwy (żółty), cytrynę (czerwień), ślina (delikatnie zielonkawy) i jakiś wybielacz (był mocno granatowy). Mam nadzieję, że to naprawdę zadziała w odpowiednim momencie.
 
Ja w sumie nie mam uczucia, żeby ze mnie leciało. Majtki mam suche :D po prostu tej wydzieliny jest więcej i to widzę głównie na papierze toaletowym. Zakładam więc, że jednak to nie wody.
Ale mam schizę, bo chcę przyjść do szpitala, przeżyć co mam przeżyć i wyjść w środę, ciągle się boję, że coś będzie nie tak i będę musiała tam leżeć nawet kilka miesięcy. Nic nie wpływa na mnie tak depresyjnie jak szpital.
No i teraz nie umiem sobie zajęcia znaleźć jak wiem, że za 12h będę się zbierać do wyjścia... tłumaczę sobie, że pojutrze będę już na chodzie ze szwem, ale to mi guzik daje.

Stwierdzam, że bycie w ciąży jest do bani, mogłam się jeszcze wstrzymać, a ja głupia odliczałam dni jak tylko mi będzie wolno zajść. A teraz oddałabym wszystko, żeby móc o 16 skończyć pracę i iść na normalny spacer albo zjeść obiad bez wymiotów albo iść na fitness albo cokolwiek innego. Źle na mnie działa to co się dzieje. Czasami sobie mówię, że jakby miało się coś stać, to lepiej żeby stało się szybciej, bo wtedy szybciej będę mieć luz i szybciej przeboleję. Ale wiadomo oczywiście, że poza tym grzecznie leżę, słucham zaleceń lekarzy i bardzo chcę dotrzymać do terminu. Po prostu nie myślałam, że to będzie aż tak obciążające psychicznie. Wiedziałam, że trudne, wiedziałam, że będzie niepokój, lęk, ale nie spodziewałam się tego, że zostanę uziemiona na 30 tygodni w łóżku. Chociaż lepsze moje niż szpitalne.

Wczoraj znalazłam jakiś wątek typowo o szwach i poczytałam i też nie nastroiło mnie to optymizmem, bo przy szwie najczęściej i tak zalecają leżenie i wychodzenie z domu tylko na badania i na kontrole, a ja już logistycznie planowałam jak pojadę na drugi koniec miasta na Wigilię, nawet jeżeli miałabym jeść na półleżąco. A tu chyba nie pojadę, bo to i tak będzie za dużo chodzenia.

Też macie takie dni, że wszystko jest ble?
 
Lady Loka - Twoja wypowiedź, to tak jakbym widziała swoje myśli... Ciąża nie jest łatwym stanem dla wielu kobiet. Mogłoby się wydawać, co to niby za problem, leżeć... A to ogromny problem. Ja poprzednią ciążę prawie całą przeleżałam. Krwiak, szyjka, coś było nie tak z łożyskiem. Miałam wtedy trójkę dzieci i było mi naprawdę źle. Naprawdę. Kręgosłup doskwierał do tego stopnia, że nie umiałam chodzić, leżeć, przewrócić się z boku na bok. Złapałam jeszcze covida, przechodziłam go wtedy średnio. Mówiłam sobie, już nigdy więcej ciąży. Ale jak córeczka się urodziła, to wiedziałam, że była warta każdego jednego trudnego dnia.
 
Poprzednią ciążę miałam na takim maksymalnym wyrąbaniu. W sensie znowu - słuchałam zaleceń i się stosowałam, ale nic się nie działo, mogłam robić wszystko i robiłam, do końca pracowałam, nie przejmowałam się tym, że coś się może stać, w sensie nie że ryzykowałam, tylko po prostu miałam taki mega luz w głowie. Ciąża była nieplanowana, a ja byłam nastawiona, że raczej w ciążę nie zajdę, bo tak mnie kiedyś nastraszył endokrynolog. Wszyscy mi się dziwili, że ja na takim wielkim luzie do tego podchodzę, a luz skończył się w szpitalu.

Za to teraz od samego początku coś się dzieje, plamienia, krwawienia, teraz będzie szew i mam dni kiedy jest super, siedzę, czytam, oglądam seriale, dłubię krzyżówki, a mam dni, kiedy chciałabym rzucić wszystko i jechać w jakąś dzicz, żeby mieć po prostu znowu taki luz i znowu własne życie. Jeszcze jakby mi ktos dał gwarancję, że przemęczę się do tego 37 tygodnia i będzie wszystko ok, ale równie dobrze mogę się męczyć, a urodzić tak jak poprzednio. Chyba bym zaczęła gryźć gdyby mnie znowu położyli w szpitalu z cewnikiem i nogami do góry i pytali, czemu nie zjadłam obiadu (bo ciężko się je jak ma się głowę w dół).
 
Lady - może nie patrz na perspektywę, ile jeszcze przed Tobą (załamać się można), tylko skup się na bardzo krótki odcinkach czasu i tak dzień po dniu do przodu...
 
Póki co to zespinałam się tak tym szpitalem, że masakra. Nie wiem czemu tak mnie to stresuje, ludzie mają gkrsze zabiegi, a to głupi szew, 15min na stole, a ja jestem zespinana jakbym szła na przeszczep czy coś.
A potem się zespinałam tym, że dziecko będzie nerwowe, bo mu pewnie funduję takie wyrzuty adrenaliny i kortyzolu, że dramat, a potem przeczytałam, że od kortyzolu są mniejsze przepływy krwi w łożysku i teraz jestem zestresowana szpitalem i wkurzona na siebie, że nie potrafię się ogarnąć. Pojutrze o tej porze będę już na nogach po zabiegu to mi będzie lepiej. Szczerze, wolałabym iść na niego z biegu bez myślenia.
I ja głupia wpadłam na pomysł cesarki...
 
reklama
Lady - nie wyrzucaj sobie, bo to nic Ci nie da teraz. Masz fatalne doświadczenia ze szpitalem, te emocje znajdują tutaj ujście. Czy cesarka jest dla Ciebie najlepszym wyjściem nie mnie to oceniać. Warto to jednak przemyśleć głębiej. Masz na to czas, póki co pierwszy krok to zabezpieczenie szyjki, drugi odpoczynek. Więcej od siebie nie wymagaj na ten czas.
 
Do góry