Obstawiam usk
Za przepływ informacji ...
Za przepływ informacji ...
U mnie pierwszy poród - cc u Arciszewskich (ze względu na pośladkowe ułożenie). Oczywiście pełna kultura, panie potem nadskakują, pytają czy zabrać dziecko czy zostawić, jak tylko coś potrzeba - to wciskać guzik przy łóżku, to chwila moment i się pojawiała (choćby przyniosą butelkę wody), pomogą dojść do łazienki. Z każdą zachcianką przyjdą i jeszcze będą się uśmiechać. Na obiad przyniosą kartę dań do wyboru - i jedzenie faktycznie było smaczne. Sale dwuosobowe - każda z łazienką. Ale szczerze mówiąc - właśnie zerknęłam. w cennik - w życiu bym nie dała teraz 3500zł za poród - a spędza się tam 2 noce. Ten czas mija tak szybko, że to wszystko odchodzi w niepamięć, a za tą kwotę niemało można kupić i znieść niedogodności szpitala państwowego.
Drugi poród też miał być u Arciszewskich - cc ze względu na pierwszy poród (jeszcze mieli mi wyciąć bliznowca, który się mi zrobił po pierwszym cc). Ale że moje dziecko stwierdziło, że przyjdzie na świat wcześniej - pozostało mi urodzić "państwowo" - i w sumie potem się cieszyłam z takiego obrotu sprawy, ale początkowo byłam przerażona. Oczywiście na samym początku padło pytanie - cc czy sn (lekarka stwierdziła, że nie może mi odmówić cc ze względu na pierwszy poród cc), ale po moim pytaniu o wybór - to stwierdziła, że skoro dziecko jest małe, to można spróbować urodzić sn - i tak też się stało. Największym problemem w trakcie porodu było to, że w sali nie było nikogo i gdyby nie mąż, który był w stanie kogokolwiek znaleźć, to chyba bym tam zeszła na zawał. Początkowo siedziała jakaś młoda dziewczyna, ale potem i ona znikła... Na anestezjologa też dość długo czekałam (bo ja z tych, co jednak wolą ze znieczuleniem, choć mam dość dużą odporność na ból) i chyba podał mi znieczulenie za późno, bo nie czułam różnicy. Mój poród w sumie dość ekspresowy był - mniej więcej o 3.00 byłam na IP, a urodziłam 7.20. Potem przewieźli mnie na salę ogólną, a syna zabrali na oddział neonatologiczny. I tu znów był problem, bo jak o 11.00 poszłam spytać, co z nim - to tylko słyszałam, że to trzeba pytać lekarza, ale on ma teraz zajęcia ze studentami... Odwiedziny też na oddziale wcześniaków były 2 razy dziennie (bodajże o 11 i o 15). Także pierwszą noc spędziłam sama bez dziecka w sali, gdzie każda dziewczyna miała swoje dziecko przy sobie. I stwierdziłam, że sobie odeśpię - za co potem dostałam ochrzan od położnej laktacyjnej (a że mam niewyparzony język to powiedziałam, że to moja sprawa czy chcę karmić piersią czy mm - no i po tym zeszła nieco z tonu, tłumacząc że dla wcześniaka to ważne). Kolejnego dnia o 11 też się stawiłam na odwiedziny na oddziale neonatologicznym - pielęgniarki pozwoliły przewinąć i nakarmić dziecko. Udało mi się też wówczas spotkać z lekarzem - gdzie dowiedziałam się, że musi jeszcze przeanalizować ile czasu moje dziecko tam spędzi i że ja mogę być na oddziale max 14dni. O godzinie 14.00 tego dnia przywieźli mi syna na salę ogólną!!! I od tego czasu już był ze mną - zabierali go jedynie na badania. Jeśli chodzi o opiekę - wiem, że inne dziewczyny na sali narzekały - ale ja nigdy nie miałam problemu, jeśli czegoś potrzebowałam (głównie chodzi o tabletki przeciwbólowe jak się macica obkurczała). Jak była potrzeba porozmawiać z położną laktacyjną to też nie było problemu. Spędziłam tam 5 nocy - i może nie było takich warunków lokalowych jak na Zamenhofa, ale da się przeżyć. Mnie akurat żadna nieprzyjemność nie spotkała. Najgorszy był ten brak przepływu informacji.
Ale się rozpisałam - nie wiem czy dobrnęłyście do końca. Jakbyście miały jakieś pytania, to postaram się odpowiedzieć.