Cześć dziewczyny. Czytałam Was wczoraj. Dziękuję za wsparcie i słowa otuchy
Jesteście bardzo kochane i cieszę się, że tu trafiłam.
Ja też z tych, które muszą się wygadać (ze szczegółami). Pełna ekstrawertyczka
Jednak nie chciałam tu pisać, żeby nie pouciekały dziewczyny na wczesnym etapie ciąży i staraczki
szukałam wątku podobnego odpowiedniego na dziale poronienia, ale wydawało mi się, że mało kto tam jest aktywny i nie napisałam.
Cały dzień pisałam elaboraty do przyjaciółki
i to mi pomogło. Trochę mnie uspokoiło.
Pierwszy dzień był dla mnie traumatyczny. Cieszyłam się, że mam ostatnie łóżko przy oknie, mogłam się obrócić i w spokoju popłakać.
Wielka rozpacz przeplatała mi się z wielką wściekłością. Denerował mnie nawet śmiech kobiet na korytarzu bo jak mogą się śmiać skoro ja takie coś przeżywam. Obwinianie całego wszechświata o to
W ogóle przed przyjęciem do szpitala pokłóciłam się z paroma ludźmi. Buzowała we mnie negatywna energia i nie mogłam jej po hamować. Przyjęcia od 8-9. Wszyscy na tą samą godzinę. Podchodze pod izbę przyjęć, a tam kolejka na 20 osób. Stanęłam 2 metry za ostatnią osobą. Doszło z 15 osób. Kolejka przesunęła się do przodu, a Ci mi pchają się z 3 stron, stoją 20 cm ode mnie i chuchają na kark. Odwróciłam się i powiedziałam, że mają się odsunąć na 2 metry bo sobie nie życzę, żeby tak blisko stali. Na to chłop w pyskówkę ze mną, że ma maseczkę. Więc ja do niego "wie Pan, że maseczka nic nie daje". A on, że to po co noszę. I state hyrpy na mnie naskoczyły chyba z 5 osób na raz. Oj jak bym miała wtedy nóż przy sobie to chyba bym zrobiła samuraja w koło. Wiecie takie wymachiwanie nożem na 2 metry
Wszyscy by się odsunęli skutecznie
Oczywiście jak tylko przekroczyłam próg izby przyjęć to się popłakalam na izbie przyjęć. Położna powiedziała, że mam ciśnienie wysokie. To pewnie przez tą akcje przed szpitalem.
Ogólnie pierwszy dzień był dla mnie dość traumatyczny. Nawet myślałam, że nie wiem czy powinnam się dalej starać bo nie przeżyje tego drugi raz. Ale myślę, że pewnie nie jedna z Was to mówiła.
Dziś czuje się zdecydowanie lepiej psychicznie. Fizycznie nijak bo nie reaguje na tabletki. Po 3 tabletkach wczoraj 0 efektu ani jednej kropli krwi. Po kolejnych 3 raptem jakieś plamienia. Więcej nie chcieli mi dać bo za dużo. Myślałam, że dziś wyjdę, a tu dupa bo nic się za bardzo nie zaczęło. Pewnie tu z tydzień posiedzę jak tak dalej pójdzie
łyżeczkowania nie chce. Będę się upierała, żeby mnie paśli tymi tabletkami
No i to tyle. Sorry za przydługi wpis (cała ja)