Mieliśmy 4 urodziny. Mały spisał się wspaniale.
Uprzedziłam go, jak to będzie wyglądać. Pięknie przywitał gości, zrobił "5". Odpowiadał na pytania (głównie tak i nie, ale co tam), a potem szczęśliwy i rozanielony wysłuchał śpiewania 100 lat (nie uciekał, nie płakał, nie chował się).
Zjadł tort (mmmm, dobre, mniam, mniam). Był ucieszony z prezentów. Ładnie bawił się i pożegnał gości. Bez lęku, bez stresu, z radosnym zaciekawieniem.
Ze względu na choroby część gości ze swoimi maluchami, niestety nie dojechała. Za to następnego dnia mieliśmy uroczą niespodziankę. Mały dostał zaproszenie do sali zabaw od córeczki mojej dobrej koleżanki. Rok młodsza dziewczynka, ale prześwietna. Rozgadana, mądra i nad wiek rozwinięta. Nie chcę zapeszać, ale wygląda na to, że powoli rodzi się wielka przyjaźń.
Ja wiem, ktoś powie: wielkie mi halo no i co to takiego?
A dla mnie to... magia. To spełnienie moich marzeń. Z dziecka z ogromnym lękiem społecznym, wręcz paniką do ludzi, zrobił się otwarty na kontakty, radosny i uśmiechnięty cudowny młody człowiek. Mój słodziak malutki.
W ciągu 1,5 roku terapii i zajęć synek bardzo rozwinął się społecznie. To wręcz nie do uwierzenia, że to to samo dziecko! Dokucza nam jeszcze tylko mowa, a raczej ogromne problemy z artykulacją. Mały bardzo niewyraźnie mówi. Obcy go nie zrozumie, ja tak. I ta dziewczynka go rozumie.
Idziemy do przodu i to najważniejsze.
Mój mały fajter.
Foto bez buziaków.
To cudowna, kochana dziewczynka. Dba o mojego synka jak o przyjaciela. Czeka na niego, daje się złapać, pilnuje "jego" własności. Jak mały biegł po motorek, który wcześniej wziął, na wyścigi z innym dzieckiem, to ta mała koleżanka ich wyprzedziła, zabrała motorek, oddała mojemu synkowi i mówi; masz bo to dziecko ci ukradło.
Na koniec mały powiedział jej, że ją kocha.
Normalnie zupełnie jak mnie. Na pożegnanie zrobił piątaka, przytulił ją, ale buziaka nie dał.
Udaje trudnego do zdobycia.