reklama
Mirabelka to tak jak u mnie po lewej jest gładka a po prawej trochę grubsza.
Ja oprócz odrętwiałego i obwisłego brzucha mam dosyć nietypową dolegliwość. Nie czułam, że chcę mi się siku. Nie wiedziałam dlaczego mnie tak blizna boli i plecy. A to pełny pęcherz dawał o sobie znać!!! Położna powiedziała, że może to się utrzymać nawet przez 3 m-ce
Na szczęście zaczęło mi wracać czucie, bo myślałam, że oszaleje! ale wzięłam się na sposób, patrzyłam i teraz też jeszcze patrzę na zegarek przy wychodzeniu z ubikacji, żeby max za dwie godziny do niej wrócić przy tak dużej ilości wypitej wody...
Poza tym położna mi powiedziała, że za dwa m-ce to mogę zacząć chodzić na basen, ale też bez szaleństw. I zabroniła przytulania, bo może się wdać jakaś infekcja a po cc to jest bardzo niebezpieczne.
Kurcze, nie wiem czy wytrzymam...
Ja oprócz odrętwiałego i obwisłego brzucha mam dosyć nietypową dolegliwość. Nie czułam, że chcę mi się siku. Nie wiedziałam dlaczego mnie tak blizna boli i plecy. A to pełny pęcherz dawał o sobie znać!!! Położna powiedziała, że może to się utrzymać nawet przez 3 m-ce
Na szczęście zaczęło mi wracać czucie, bo myślałam, że oszaleje! ale wzięłam się na sposób, patrzyłam i teraz też jeszcze patrzę na zegarek przy wychodzeniu z ubikacji, żeby max za dwie godziny do niej wrócić przy tak dużej ilości wypitej wody...
Poza tym położna mi powiedziała, że za dwa m-ce to mogę zacząć chodzić na basen, ale też bez szaleństw. I zabroniła przytulania, bo może się wdać jakaś infekcja a po cc to jest bardzo niebezpieczne.
Kurcze, nie wiem czy wytrzymam...
No to ja skorzystam z okazji gdy Kacperek śpi i opisze swoją historie porodową
6 października odstawiłam fenoterol i od razu tego samego dnia zaczęły się skurcze trwały one aż do samego porodu dlatego zaczęłam je ignorować. W niedzielę 12 października z mężusiem postanowiliśmy wybrać się na spacer bo była wyjątkowo piękna pogoda. Najpierw pojechaliśmy na szybkie zakupy i wybraliśmy się na Ślężę. Cudownie wygląda jesienią. Nie wchodziliśmy na górę ale pochodziliśmy sobie po podnóżu zbierając grzyby. Skurcze nie dawały mi o sobie zapomnieć ale przyzwyczajona już do tego że są zupełnie na nie nie zwracałam uwagi. W końcu zgłodnieliśmy i wróciliśmy do domu coś zjeść. Ja poczułam się jakoś zmęczona i położyłam się na chwilę a mój mężuś w tym czasie zrobił obiad. Gdy się obudziłam i siadłam do stołu nagle poczułam że coś mi cieknie. Stwierdziłam najpierw że znowu popuszczam, co zdarzało mi się przy silniejszych skurczach. Poszłam do łazienki a tu cały czas się ze mnie leje. Zadzwoniłam do mamy i pytam się jak wyglądają wody czy to ma być jedno chlup czy może cały czas cieknąć. Powiedziała mi że może być i tak i tak. Dopiero jak odszedł mi czop z krwią byłam pewna że to to. Wzięłam jeszcze prysznic i pojechaliśmy do szpitala. Wdy się ze mnie leją, skurcze już co 5 minut a tu korek na wjeździe do Wrocławia. Mój mąż cały w nerwach że w samochodzie urodzę a ja siedzę i się śmieją z sytuacji. Z początku skurcze nie były jakoś strasznie silne co nawet mnie dziwiło bo wyobrażałam sobie nie wiadomo co. Jak przyjechaliśmy do szpitala oczywiście zalałam całą izbę przyjęć. Poród był w toku więc dali mi seksowną koszulkę, wpakowali na wózek i zawieźli na porodówkę. Okazało się że akurat dyżur ma mój lekarz prowadzący. Niestety nie mogliśmy rodzić z mężem bo wszystkie łóżka były zajęte nawet w sali do porodów rodzinnych. Na pocieszenie doktór stwierdził że z takim rozwarciem( 1 cm) i z tak słabymi skurczami przed 5 nie urodzę. Pobrali mi krew, wpakowali welfron w żyłę i przykuli do łóżka KTG gdzie musiałam leżeć plackiem na plecach bo mały uciekał i nie mogli mierzyć mu pulsu. Po dłuższym czasie skurcze zrobiły się bardzo bolesne więc poprosiłam o znieczulenie. Zbadali mnie i stwierdzili że poród nie postępuje. Dalej 1 cm rozwarcia. A było już po 23. No nic cierpiałam dalej. Podczas mojego leżenia jedna pani zdążyła urodzić po czym na jej miejsce zaraz wskoczyła druga. Przywieźli ją ok 24. Po 24 Skurcze stały się nie do zniesienia więc błagam już o znieczulenie. Przychodzi mój lekarz i mówi żeby mnie zbadali jeszcze raz a tu się okazuje że nagle mam 7cm rozwarcia więc nie mogą mi podać znieczulenia bo akcja się zatrzyma. Ja normalnie wyje już z bólu i drę się żeby mi zrobili cesarkę bo ja nie urodzę. Więc zaczęli się śmiać i stwierdzili że robią zawody która pierwsza czy ja czy ta kobieta która dopiero co przyjechała. No cóż tamta była pierwsza. Mogę powiedzieć tyle że to dziecko z niej po prostu wystrzeliło. A ja leże drę się z bólu mam już pełne rozwarcie a skurczy partych brak, na dodatek nie mam już przerwy pomiędzy jednym skurczem a drugim ale są one bardzo krótkie. Podają mi oxytocyne. No i się zaczęło. Krzyczą przyj bo trzeba dziecko dopchnąć do wyjścia no to ja prze. Po drugim takim dopchnięciu położna mówi że tym razem już maluszek wyjdzie tylko mam mówić kiedy idzie skurcz bo musi mnie naciąć. No to ja się drę i prze i główka i słyszę wrzask a położna krzyczy dopychaj a ja czuję jak mój brzuch się zapada i maleństwo w całości jest na świecie. Od razu położyli mi go na brzuszku i przestało krzyczeć. Kacperek wtuli się we mnie i był tak niesamowicie cieplutki. Ogarnęło mnie niesamowite szczęście. Odcięli pępowinę i zabrali go żeby oczyścić i zbadać. Słyszę tylko że urodzony godzina 2:00, waga 3080 i 52 cm długości. Dostał 10 punktów . Mi pozostaje do urodzenia łożysko. Niestety skurczy brak i pojawiają się dopiero 20 minut. Łożysko wyszło w całości. Podobno wyjątkowo duże. Przyszło do szycia. Okazało się że cała popękałam. Szyjka, mięśnie oprócz nacięcia oczywiście. Szyli mnie 1.5h. Miałam znieczulenie ale momentami i tak okropnie bolało. W końcu skończyli . przenieśli mnie na inne łóżko i dostałam swoje maleństwo. Wystawiłam pierś a Kacperek od razu zabrał się do rzeczy. Leżeliśmy sobie tak z 30 minut po czym nas rozdzielono. Mały na noworodki a ja do pokoju. Dopiero rano dostałam go ale to i tak nietrwało długo bo okazało się że mały ma spadek pulsu. Ale to już zupełnie inna Historia.
Co mogę powiedzieć. Ból to koszmar, nigdy go nie zapomnę. Nie da się. Ale warto, naprawdę warto dla takiego cudu jak jest to maleństwo które kładą ci na brzuszku i od razu wiesz nic więcej się nie liczy.
6 października odstawiłam fenoterol i od razu tego samego dnia zaczęły się skurcze trwały one aż do samego porodu dlatego zaczęłam je ignorować. W niedzielę 12 października z mężusiem postanowiliśmy wybrać się na spacer bo była wyjątkowo piękna pogoda. Najpierw pojechaliśmy na szybkie zakupy i wybraliśmy się na Ślężę. Cudownie wygląda jesienią. Nie wchodziliśmy na górę ale pochodziliśmy sobie po podnóżu zbierając grzyby. Skurcze nie dawały mi o sobie zapomnieć ale przyzwyczajona już do tego że są zupełnie na nie nie zwracałam uwagi. W końcu zgłodnieliśmy i wróciliśmy do domu coś zjeść. Ja poczułam się jakoś zmęczona i położyłam się na chwilę a mój mężuś w tym czasie zrobił obiad. Gdy się obudziłam i siadłam do stołu nagle poczułam że coś mi cieknie. Stwierdziłam najpierw że znowu popuszczam, co zdarzało mi się przy silniejszych skurczach. Poszłam do łazienki a tu cały czas się ze mnie leje. Zadzwoniłam do mamy i pytam się jak wyglądają wody czy to ma być jedno chlup czy może cały czas cieknąć. Powiedziała mi że może być i tak i tak. Dopiero jak odszedł mi czop z krwią byłam pewna że to to. Wzięłam jeszcze prysznic i pojechaliśmy do szpitala. Wdy się ze mnie leją, skurcze już co 5 minut a tu korek na wjeździe do Wrocławia. Mój mąż cały w nerwach że w samochodzie urodzę a ja siedzę i się śmieją z sytuacji. Z początku skurcze nie były jakoś strasznie silne co nawet mnie dziwiło bo wyobrażałam sobie nie wiadomo co. Jak przyjechaliśmy do szpitala oczywiście zalałam całą izbę przyjęć. Poród był w toku więc dali mi seksowną koszulkę, wpakowali na wózek i zawieźli na porodówkę. Okazało się że akurat dyżur ma mój lekarz prowadzący. Niestety nie mogliśmy rodzić z mężem bo wszystkie łóżka były zajęte nawet w sali do porodów rodzinnych. Na pocieszenie doktór stwierdził że z takim rozwarciem( 1 cm) i z tak słabymi skurczami przed 5 nie urodzę. Pobrali mi krew, wpakowali welfron w żyłę i przykuli do łóżka KTG gdzie musiałam leżeć plackiem na plecach bo mały uciekał i nie mogli mierzyć mu pulsu. Po dłuższym czasie skurcze zrobiły się bardzo bolesne więc poprosiłam o znieczulenie. Zbadali mnie i stwierdzili że poród nie postępuje. Dalej 1 cm rozwarcia. A było już po 23. No nic cierpiałam dalej. Podczas mojego leżenia jedna pani zdążyła urodzić po czym na jej miejsce zaraz wskoczyła druga. Przywieźli ją ok 24. Po 24 Skurcze stały się nie do zniesienia więc błagam już o znieczulenie. Przychodzi mój lekarz i mówi żeby mnie zbadali jeszcze raz a tu się okazuje że nagle mam 7cm rozwarcia więc nie mogą mi podać znieczulenia bo akcja się zatrzyma. Ja normalnie wyje już z bólu i drę się żeby mi zrobili cesarkę bo ja nie urodzę. Więc zaczęli się śmiać i stwierdzili że robią zawody która pierwsza czy ja czy ta kobieta która dopiero co przyjechała. No cóż tamta była pierwsza. Mogę powiedzieć tyle że to dziecko z niej po prostu wystrzeliło. A ja leże drę się z bólu mam już pełne rozwarcie a skurczy partych brak, na dodatek nie mam już przerwy pomiędzy jednym skurczem a drugim ale są one bardzo krótkie. Podają mi oxytocyne. No i się zaczęło. Krzyczą przyj bo trzeba dziecko dopchnąć do wyjścia no to ja prze. Po drugim takim dopchnięciu położna mówi że tym razem już maluszek wyjdzie tylko mam mówić kiedy idzie skurcz bo musi mnie naciąć. No to ja się drę i prze i główka i słyszę wrzask a położna krzyczy dopychaj a ja czuję jak mój brzuch się zapada i maleństwo w całości jest na świecie. Od razu położyli mi go na brzuszku i przestało krzyczeć. Kacperek wtuli się we mnie i był tak niesamowicie cieplutki. Ogarnęło mnie niesamowite szczęście. Odcięli pępowinę i zabrali go żeby oczyścić i zbadać. Słyszę tylko że urodzony godzina 2:00, waga 3080 i 52 cm długości. Dostał 10 punktów . Mi pozostaje do urodzenia łożysko. Niestety skurczy brak i pojawiają się dopiero 20 minut. Łożysko wyszło w całości. Podobno wyjątkowo duże. Przyszło do szycia. Okazało się że cała popękałam. Szyjka, mięśnie oprócz nacięcia oczywiście. Szyli mnie 1.5h. Miałam znieczulenie ale momentami i tak okropnie bolało. W końcu skończyli . przenieśli mnie na inne łóżko i dostałam swoje maleństwo. Wystawiłam pierś a Kacperek od razu zabrał się do rzeczy. Leżeliśmy sobie tak z 30 minut po czym nas rozdzielono. Mały na noworodki a ja do pokoju. Dopiero rano dostałam go ale to i tak nietrwało długo bo okazało się że mały ma spadek pulsu. Ale to już zupełnie inna Historia.
Co mogę powiedzieć. Ból to koszmar, nigdy go nie zapomnę. Nie da się. Ale warto, naprawdę warto dla takiego cudu jak jest to maleństwo które kładą ci na brzuszku i od razu wiesz nic więcej się nie liczy.
mirabelka73
Październikowe mamy'08
minisia, beza a ja mam od porodu zdrętwiałe prawe udo, z przodu nie mam czucia, dotykam a jakby nie było moje :-) pamiętam że po cc dostałam w nie zastrzyk chyba znieczulający, może od tego
reklama
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 46
- Wyświetleń
- 9 tys
- Odpowiedzi
- 753
- Wyświetleń
- 67 tys
Podziel się: