reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Każda z nas wita styczeń z nadzieją i oczekiwaniem. Myślimy o tym, co możemy osiągnąć, co chcemy zmienić, kogo kochamy i za kogo jesteśmy wdzięczne. Ale niektóre z nas mają tylko jedno pragnienie – przetrwać, by nadal być przy swoich bliskich, by nadal być mamą, partnerką, przyjaciółką. Taką osobą jest Iwona. Iwona codziennie walczy o swoje życie. Każda chwila ma dla niej ogromne znaczenie, bo wie, że jej dzieci patrzą na nią z nadzieją, że mama zostanie z nimi. Każda złotówka, każde udostępnienie, każdy gest wsparcia przybliża ją do zwycięstwa. Wejdź na stronę zbiórki, przekaż darowiznę, podziel się informacją. Niech ten Nowy Rok przyniesie szansę na życie. Razem możemy więcej. Razem możemy pomóc. Zrób, co możesz.
reklama

Wątek PORODOWY :)

Wracam i ja w koncu;-). To nasza historia:

W niedzielę 12.10.2008 cały dzień wymiotowałam.
Cała akcja zaczęła się 13. 10. 2008 na wizycie na ktg, usg i miało być jeszcze badanie
icon_rolleyes.gif
Leżę sobie w pod ktg, wchodzi raz położna sprawdza zapis, coś się krzywi i mamrocze pod nosem, przedłuża mi zapis o 10 min, to sobie leżę dalej i gadam z mężem o głupotach. W końcu mnie odłączyli od ktg, położna poleciała z zapisem do lekarza, a ja za nią pod gabinet usg i czekam na swoją kolejkę. Spotkalismy znajomych, którzy mieli termin na ten sam dzień co my i sobie staliśmy i gadaliśmy. Bólów żadnych nie czułam, tylko takie gorąco przychodziło falami. Jak lekarz zobaczył mój zapis wyszedł, poprosił mie do gabinetu na badanie i powiedział, że nie ma na co czekać, tylko jadę do szpitala, b mam regularne skurcze, a Mały ma niskie tętno. Dostałam skierowanie i pojechaliśmy prosto do Matki Polki. Po w miarę szybkim przyjęciu trafiłam na porodówkę, podłączyli mnie do ktg i dali zastrzyk na wyciszeenie - na zasadzie jak zadziała to nie rodzę jeszcze
icon_rolleyes.gif

No i zastrzyk zadziałał, więc przenieśli mnie na salę przedporodową i tam poszłam sobie grzecznie spać.
We wtorek 14.10.2008 o godz. 5.30 wpadła położna z termometrem, a ja temperatura 38 st, która zaczęła rosnąć. Nagle zrobił się wokół mnie tłum ludzi, lekarze zadecydowali o porodzie. Zrobili mi od rana lewatywę (hmmm, niezbyt przyjemne przeżycie), a później dali na salę porodów rodzinnych i o 8.30 podłączyli oksytocynę i ktg. (sala jest średnia, mam kilka zdjęć na komórce, jak zgram to pokażę)
Zwiększali mi dawkę oksytocyny, skurcze dochodziły do 90%, a szyjka stała. O godz. 13.30 zapadła decyzja - cesarskie cięcie.
Tego dnia, tak jak wykrakałam, porodów było mnóstwo. Słyszałam, jak dziewczyny krzyczały na ogólnej porodówce, a mi w tym czasie podawali płyny i obniżali temperaturę ciała oraz założyli mi cewnik. W sumie miałam dużo w tym szczęścia, że tyle na raz postanowiło się rozpakować, bo do mojej cesarki został zawołany lekazr z oddziału - jak się później okazało mój lekarz. Przy przewożeniu na salę operacyjną towarzyszył mi mąż i rodzice, bałam się bardzo, ale wyraziłam zgodę dla dobra mojego dziecka - zaczynała się u nas infekcja wewnątrzmaciczna.
Po wjeździe na salę operacyjną od razu zabrał się za mnie anestezjolog i zaczął mi masować kręgosłup pod wkłucie i wtym momencie usłyszałam JEGO głos "Jak tam?", odwróciłam się i autentycznie pomyślałam - jak anioła głos - to był mój lekarz. Mimo strachu odczułam nieopisaną ulgę, że cesarkę będzie mi robił on. Znieczulenie dostałam tak, że się nawet nie zorientowałam (anestezjolog był mistrzem). Poczułam ciepło w pupie i stopach i zaraz zaczęła się operacja. Na pewno bardzo nieprzyjemne jest to, że człowiek czuje, że jest szarpanyy po całym stole. Samo wyjęcie małego trwało krótko, pierwsze co zostało mi u niego pokazane to genitalia, później małego zabrali do oceny i zaraz przynieśli owiniętego, żebym, mogła do niego powiedzieć kilka zdań, a mnie normalni zatkałoi mówiłam do niego przez łzy. Mały miał już bąble na skórze od zakażenia, więc zabrali go na oddział neonatologiczny. Resztę ja pamiętam jak przez mgłę - urwane zdania typu, nie obkurcza się, krwotok, 10 oksytocyny, lód... Okazało się, że moja macica nie chciała się obkurczać i dostałam krwotoku. Straciłam dużo krwi, ale dzięki przytomności lekarzy nie odleciałam. Jak wróciła mi w miarę świadomość zobaczyłam jak siada spocona ta pięlęgniarka od podawania instrumentów. Zaszyli mnie i wpakowali mi do brzucha 3 dreny - otrzewnowy, powięzadłowy (albo coś podobnego) i podskórny. Póxniej wylądawałam na 3 godziny na pooperacyjnej, gdzie cieszyli moje obolałe ciało wlewem antybiotyków i płynów. Mój sztuczny pęcherz zapełnił się w ciągu godziny do pełna
Małego zobaczyłam dopiero na następny dzień dzięki siodtrze, która zawiozła mnie, razem z całym oprzyrządowaniem typu dreny i buteleczki na doł.
Nie mogłam go karmić bo jeden z antybiotyków, który dostałam to wykluczał. U małego infekcję wyleczyli już w piątek, ja ostatnią dawkę tej miksury dostałam w oniedziałek przed wyjściem ze szpitala.
Po 14 dniach poszłam do swojego lekarza na zdjęcie szwów, to było teraz w poniedziałek, on zdejmuje mi szwy, a mi się skóra rozłazi:szok: Mówi, jadę do domu, kładę się bez majtek i wietrzę tą ranę, jeżeli nie zacznie zasychać i się goić to będą mi to czyścić i szyć na nowo:baffled: Uroda moja taka, że mam skłonność do bliznowców:baffled:
 
reklama
Kurcze, co za opowieść :)
aż ciarki momentami przechodziły.
Rzeczywiście uczucie ciepła jest dosyć sympatyczne, ale to szarpanie na stole znacznie mniej!! Czasami myślałam, że chcą mnie z tego stołu zrzucić! ;-)
A najbardziej kosmiczne wrażenie, bynajmniej dla mnie to jak położne podnoszą do góry nogi aby umyć Cię umyć.. wtedy myślałam, że odlecę! Tu mam świadomość, że moje nogi spokojnie leżą a położne zaczynają je podnosić i machać na lewo i prawo. Normalnie szok!

Mam nadzieję, że blizna zaczyna się goić!??!
 
O rety! Ciril, historia mrożąca krew w żyłach. Myślałam, że mnie dopały wszytskie możliwe kmplikacje tymczasem ja to pikuś przy Tobie.

Współczuję bardzo i życzę szybkoego powrotu do zdrowia.
Buziaki dla małego Wiktorka :-):-):-):-)
 
No więc mój opisik:

Leżałam sobie w łózeczku i koło 12 poczułam pierwszy, kilkusekundowy skurcz, niebolesny. Potem czułam jakies takie skurczyki co jakis czas, nie mierzyłam ich, ani nic. Tak na oko były gdzies co 15 min. W sumie nie liczyłam na to, ze cos sie zaczyna, myslałam, ze to macica sobie trenuje (z reszta cały dzien wam opisywałam te skurcze). Potem skurcze były coraz czestsze, ale dalej niebolesne, wiec sie nie przejmowałam... Tymbardziej, ze nie miałam zadnych innych objawów. Jedyne co, to cały dzien czułam jakby mnie parło na kupe, a nie mogłam... Pod wieczor były juz co 7min, w miare regularne, ale dalej nie bolesne, wiec dałam Patrykowi troche pospac, a sama sobie siedziałam na BB. Koło 22 wziełam kąpiel i mowie, ze jak mi nie przejdzie to jedziemy do szpitala. Siedziałam w wannie jakas godzinke i nie przeszło nic, nawet w wodzie miałam skurcze, no to mysle sobie to juz chyba jednak to... Wyszłam z wanny, poszłam zjesc kolacje, wypiłam herbatke, Patryk spał. Sprawdziłam torbe, dopakowałam kosmetyki i budze go, ze zaraz jedziemy. Przed wyjsciem jeszcze mowie do Patryka zeby sprawdził czy mam jakies rozwarcie (nie wiedziałam czy to widac czy nie), on mowi ze nic nie ma... hmmm? Czyzby fałszywy alarm?? No nic, wole to sprawdzic, najwyzej wrocimy... Z domu wyszlismy koło 1 i pojechalismy do mojej mamy zawiezc psa. Usiedlismy, moja mama zrobila mi herbatke, Patrykowi kawe... Skurcze zaczeły byc bolesne, wiec mowie, ze jedziemy, bo do Pucka 30km. Po drodze skurcze były jakos co 4 min i dosc bolesne, ale jeszcze w miare do zniesienia. W szpitalu bylismy jakos o 3, wypełniłam wszystkie papiery, położna mierzy rozwarcie - 4,5cm - idziemy na porodowke... Ja z jednej strony szczesliwa, z drugiej przerazona... Przebrałam sie w szpitalna koszule, koło 3.30 połozyłam sie na porodowce do KTG. połozna sobie gdzies poszła, Patryk przy mnie podaje wode i smaruje usta... Ok skurcze przy badaniu wykazuja 100, na leząco zaczynaja byc niedozniesienia... Mysle sobie, 100? ok to juz bolesniejesze nie beda... koło 4 babka do mnie "no jeszcze slabe dosc te skurcze, głowka bardzo wysoko, to jeszcze potrwa... Raczej urodzi pani na kolejną zmiane"... Ja sie patrze przerazona, nie nie ma mowy... Przebiła mi pęcherz i poczułam goraco miedzy nogami. Zeszłam z fotela i zaczełam skakac na piłce, zeby mały zszedł nizej...Połozna znowu poszła gdzies... Wody sączyły się ze mnie, cała podłoga była mokra, w koncy wypadł czop z krwią, Patryk włączył muzyke, usiadł przy mnie trzymał mnie za rece i pilnował zebym nie spadła z piłki, skurcze zaczeły mi przeszywac całe ciało, miałam kilka krzyzowych, podczas nich wstawałam i wieszałam sie na szyi Patrykowi, w miedzy czasie salowa sprzatała podłoge, bo normalnie powodz juz była...zmuszałam sie zeby skakac na tej piłce, w koncu wstałam i kopnełam ją gdzies, stałam i kołysałam biodrami, przyszła połozna, przygotowała mi materac i fotel sako, kazała mi sie połozyc, podłączyła KTG, sprawdziła tylko tetno małego i odłaczyła, bo powiedziałam, ze nie bede tak lezec... Połozna do mnie " no zaraz zaczynamy przec..." Ja do niej ze chce cos przeciwbolowego albo znieczulenie, ona ze nic mi nie da, bo dobrze wiem, ze nic nie mają i nie podają... Mowie ze juz nie moge, ze mi słabo, ze zaraz zemdleje... ble ble ble... w koncu Uklekłam na materacu, oparta o ten fotel sako, Patryk siedzi koło mnie i masuje kregosłup w czasie skurczu... Zaczynam drzec sie na skurczach, Patryk uspokaja mnie i pomaga oddychac... Zaczynam przec, najpierw na kleczkach, potem wstaje i po chwili na kucajaco trzymajac sie fotela, połozna do mnie "widac głowke", no wiec wdrapałam sie na fotel, ona gdzies zadzwoniła... Słysze tylko "rodzimy", przyszła lekarka i jeszcze 2 jakies inne babki, jedna od noworodkow... Ja pre na fotelu, jedna trzyma mi noge, druga tez mnie podtrzymuje, Patryk trzyma za reke i podaje wode... Wrzeszcze, wszystkie patrzą na mnie jak na debila... Dały mi dotknac głowki, ja dalej czuje jak mały mnie kopie... W koncu połozna mowi do mnie, "niestety musze pania lekko naciąc, ale teraz prosze sie postarac, bo na tym skurczu urodzimy"... Nabralam głeboko powietrza, zaparłam sie, poczułam lekkie ukucie i faktycznie wyskoczył Rafałek...Dokładnie o 6.00. Poczułam ulge... Patryk przeciał pępowine... :-)
Połozyli mi małego na piersi...
Z urodzeniem łożyska sie za to pomęczyłam... Niby od kilku tygodni było 3 stopnia, niby za stare i musiało byc pod kontrola, a nie chciało sie odkleic... Ja nie miałam siły juz przec, mały juz przy mnie, wiec nie miałam motywacji... Połozne cisneły mi po brzuchu, ja stekałam z bolu, az w koncu po około 30min wyskoczyło... Położna zaczeła mnie szyc, znieczulenie juz przestało chyba działac, bo czułam dokladnie kłucia i bol...
W sumie załozyła tylko 3 szwy zewn. i chyba 2 wewnetrzne.

Do około 8 lezelismy sobie na porodowce, mały spał mi na piersi, my z Patrykiem dzwonilismy i pisalismy smsy z wiadomoscia :-) Potem Patryk przyniosł torbe, małego zbadali i ubrali w ciuszki. Patryka juz wyprosili, a mnie zawiezli na odział noworodkowy...

Lezałam zmeczona, mały cały czas spał. około 13 poszłam do łazienki, bol krocza był straszny... Wziełam ciepły prysznic, od razu lepiej mi było. Mały praktycznie pierwsza dobe przespał, nie chciał jesc, wiec stracił około 300g.
Ogolnie o bolach porodu w sumie nie pamietam. Najgorsze było to rodzenie łożyska.
Dla mnie gorszy niz porod jest połóg... A przynajmniej ten pierwszy tydzien był okropny... Bol krocza, krwawienia, skurcze macicy, ciagniecie szwow, zaparcia... Przedwczoraj byłam szwy sciagnac i niby miało byc lepiej... Zobaczymy... Na razie jeszcze troche boli...

Porod ogolnie nie byl az taki zły... Da sie przezyc... Troche sie trzeba pomęczyc, ale jaka nagroda jest za to :-)
 
Ostatnia edycja:
Martynka fantastyczny opis!!!Dosłownie byłam z Tobą na porodówce i wszystko widziałam:-):-) możesz książki pisać!
trzymam kciuki, żebyś szybko doszła do siebie i zapomniała o tym dyskomforcie!
 
Beza Ciril No własnie to szarpanie jak wyciagaja malenstwo bardzo dziwne uczucie a jaka ulga jak wyjma normalnie taka pustka.... i te nogi w gorze!!!!ja tez to przezylam - bardzo dziwne patrze a moje nogi sa w gorze a ja tego nie czuje!!!! co do wklucia to fakt i mnie nic nie bolalo :)))
Dziewczyny suuuper opisy!!!
 
reklama
Ciril dobrze że zrobili cc skoro było zagrożenie infekcji, współczuję powikłań. Fajnie że mógł byc przy cięciu Twój lekarz. Kurcze ja wogóle nie pamiętam mycia po zabiegu ale miałam przed twarzą wielki parawan to może nie widziałam jak mi nogi podnoszą :-) ale pamiętam szycie, jak dr wyciągała w górę rękę z igłą
Martynka super że zdążyliście do Pucka, fajny opis :-)

dziewczyny po cc czy też czujecie tak długo lekkie "ciągnięcie" podczas siusiania? Poza tym moja blizna z prawej strony jest gładka ale z lewej zgrubiała, chcę stosowac maśc na blizny ale dopiero po 6 tygodniach, mam nadzieję że pomoże
 
Do góry