Mam chwilkę, Nadia z tatą śpią więc opiszę mój poród. Był przez cc więc jak jeden z wielu.
24 kwietnia pojechałam do szpitala umówić się na cesarskie ciecie ze względu na położenie miednicowe płodu, lekarka chcąc się upewnić czy dziecko nie zmieniło położenia, zrobiła szybkie USG. Wtedy okazało się, że ilość wód płodowych jest zdecydowanie za niska i trzeba szybko robić cięcie, tak więc następnego dnia skoro świt była zaplanowana operacja.
Jeszcze popołudniu odwiedziłam fryzjera, poźniej zajechałam do pracy ze zwolnieniem, bo jakbym w domu spedziła dzień to bym się zbyt mocno stresowała, a bałam się bardzo.
25 kwietnia wyjechaliśmy do szpitala, tam już wszystko działo się szybko, wywiad, kroplówki itd. Chwile po 8.00 byłam gotowa do cięcia. Anestezjolog szybko znalazł miejsce na wbicie i od tego momentu niewiele czułam. Sama operacja przebiegła w przemiłej atmosferze, wszyscy byli straznie sympatyczni i dodawali mi otuchy i tak o 9.30 lekarz z mojego brzucha wyciągnął Nadię ( całą ciąże mi mówili, że dziecko urodzę z hipotrofią ) a ważyła równo 3 kg i mierzyła 55 cm. Jest szczupła ale ma długie nogi Pokazali mi ją w tej mazi i szybciutko zabrali, mnie zszywali jeszcze długo. Na szczeście obyło się bez komplikacji. następnego dnia tak strasznie mnie wszystko bolało,że powiedziałam "kolejne dziecko adoptuje " jednak szybko się zapomina o bólu. 2 tygodnie po ja już jestem w pełni sił, nawet nie widać po mnie że w ciąży byłam, macica się ładnie obkurczyła. Niestety w szpitalu spędziłyśmy 12 dni przez żółtaczkę Nadii, dla mnie to było straszne tak chciałam bardzo do domu. teraz z perspektywy widzę, że jest mi łatwiej wróciłam do domu sprawna, już bez szwów, poznałam dużo ciekawych osób i jak to się mówi " Co nas nie zabije to nas wzmocni "
24 kwietnia pojechałam do szpitala umówić się na cesarskie ciecie ze względu na położenie miednicowe płodu, lekarka chcąc się upewnić czy dziecko nie zmieniło położenia, zrobiła szybkie USG. Wtedy okazało się, że ilość wód płodowych jest zdecydowanie za niska i trzeba szybko robić cięcie, tak więc następnego dnia skoro świt była zaplanowana operacja.
Jeszcze popołudniu odwiedziłam fryzjera, poźniej zajechałam do pracy ze zwolnieniem, bo jakbym w domu spedziła dzień to bym się zbyt mocno stresowała, a bałam się bardzo.
25 kwietnia wyjechaliśmy do szpitala, tam już wszystko działo się szybko, wywiad, kroplówki itd. Chwile po 8.00 byłam gotowa do cięcia. Anestezjolog szybko znalazł miejsce na wbicie i od tego momentu niewiele czułam. Sama operacja przebiegła w przemiłej atmosferze, wszyscy byli straznie sympatyczni i dodawali mi otuchy i tak o 9.30 lekarz z mojego brzucha wyciągnął Nadię ( całą ciąże mi mówili, że dziecko urodzę z hipotrofią ) a ważyła równo 3 kg i mierzyła 55 cm. Jest szczupła ale ma długie nogi Pokazali mi ją w tej mazi i szybciutko zabrali, mnie zszywali jeszcze długo. Na szczeście obyło się bez komplikacji. następnego dnia tak strasznie mnie wszystko bolało,że powiedziałam "kolejne dziecko adoptuje " jednak szybko się zapomina o bólu. 2 tygodnie po ja już jestem w pełni sił, nawet nie widać po mnie że w ciąży byłam, macica się ładnie obkurczyła. Niestety w szpitalu spędziłyśmy 12 dni przez żółtaczkę Nadii, dla mnie to było straszne tak chciałam bardzo do domu. teraz z perspektywy widzę, że jest mi łatwiej wróciłam do domu sprawna, już bez szwów, poznałam dużo ciekawych osób i jak to się mówi " Co nas nie zabije to nas wzmocni "