Dziewczyny, przecież naprawdę cieżko jest kupić zabawkę której nie składały małe chińskie rączki, a te drewniane- skądinad sliczne i czesto polskie są bajecznie drogie. Więc... na chińszczyznę praktycznie i tak jesteśmy skazani, czy będzie ona za 5 czy 55 złotych. Czy dałabym 50 złotych za zabawkę? Na Boże Narodzenie kupiłam i za 100, ale to było grające, świecące po czym Hania się wspina i wiem , że posłuży dłużej. Czy dałabym za gryzak? Absolutnie nie!!!Czy ma znaczenie, że żyrafa jest medialna i bawią się nią dzieci gwiazd???Hm, Hania ma widać plebejskie upodobania...butelka napełniona kaszą albo miska i drewniana łyżka robią furorę, a snobizmy ma moję dziecię w głębokim poważaniu ( wiem, bo babcia kupiła jej grzechotkę z chicco za 45 złotych i nie zyskała uznania). Czy dałabym za przytulankę 50 złotych? Hm i tak i nie... Przecież nie mam gwarancji, że Hani przypadnie do gustu. Dotąd nie potrafi zasnąć nie bez misia tylko ukochanego kocyka. Więc dla mnie ta żyrafa to moda, jak barbi i teletubiś....
Ale córeczka koleżanki urodziła się we Francji, więc tą Żyrafę dostała. Nigdy Alusi nie spotkałam " za rękę" z tą zabawką, ale wiem , że jej mama schowała ją do kartonu z pamiatkami , który Alusia dostanie gdy dorośnie. To element tradycji i ja to rozumiem. Tyle, że moje dziecko nie urodziło się we Francji , dla nas to obca tradycja i nie widze potrzeby jej przenoszenia na grunt polski. O wiele bardziej ja bym się cieszyła gdyby mi się udało upolować prawdziwego Misia Uszatka, ale to z sentymentu i wspomnień własnego dzieciństwa.
Suma sumarum : kto chce i tak kupi, ale błagam uruchomcie zdrowy rozsądek a nie potęgę reklamy. Jeśli kupicie tę zabawkę dziecku to dlatego , że Wam się ona podoba , a nie z wiary w jej " magiczne" działanie przy ząbkowaniu;-)