Chciałam gdzieś się wygadać bo po prostu nie wiem jak dalej żyć. W 2016 zaczęliśmy starać się o dziecko, zaszłam od razu ale to była tylko ciąża biochemiczna, niska beta, kilka dni szczęścia i wiary, że wszystko będzie dobrze. Koniec ciąży i moje załamanie, totalna znieczulica lekarzy, bo mógł mi się okres spóźniać kilka dni, mogłam tego nie wiedzieć. Miałam, to zupełnie zignorować. Nie zignorowałam, kompletnie się załamałam i dalej staraliśmy się o dziecko, po chyba 8 miesiącach zaszłam w kolejną ciążę, znowu niska beta i po ciąży. Dla lekarzy to nic nie znaczyło. Chciałam wyjechać na koniec świata ale zaszłam w kolejną ciążę. Wysoka beta, 9 miesięcy panicznego strachu i poród zakończony sukcesem. W 2 giej dobie dowiedziałam się, że moje dziecko "zwalnia", bicie serca stawało się za wolne, zabrali ją na obserwację. Myślałam, że umrę z nerwów, okazała się, że wszystko z nią, miała niegroźną wadę serca ale ja bałam się o nią panicznie dręczona przerażającymi myślami jeszcze kilka miesięcy. Stanęłam na nogi, uwierzyłam, że tamte poronienia to nic, mogłam się nie dowiedzieć, że byłam w ciąży. Zaszłam w kolejną ciążę, marzyliśmy o 2ce dzieci. Okazało się że to bliźnięta, ale ciąża jest zagrożona, miałam leżeć. Przetrwał jeden zarodek i wszystko miało być już dobrze, biło serduszko. Już byłam w 12tc, na końcu pierwszego trymestru i serce przestało bić. Szpital, zabieg. Kupiliśmy działkę, teraz nie wiem już nic. Nie wiem czy będziemy starać się o dziecko, czy nie. Może jesteśmy zbyt zachłanni? Mamy zdrowe dziecko. Wszystko się może zdarzyć, czy mamy na to gotowość?
Ostatnia edycja: