asz1 moj porod
Zaczelo sie niespodziewanie cztery dni przed terminem....
Jeszcze w sobote 14 lutego bylismy w kawiarni na mega lodach a juz w niedziele 15 lutego zaczol brzuszek bolec wieczorem.... Mialam przeczyszczenie, latalam ciagle do kibelka.... Wszystko na okolo mnie draznilo, wiec postanowilam zrobic sobie ciepla kapiel dla relaksu...
Po wyjsciu z wanny zauwazylam ze cos ze mnie wycieka troszke... Dodatkowo czerwony slad na bieliznie - pomyslalam ze czop, "ale nie mozliwe zebym dzis rodzila!" - pomyslalam. Nie bylam przygotowana na porod akurat tamtego dnia, bo bylam strasznie niewyspana i przez caly dzien w nerwach....
Niestety.... godzina 23 i wody chlusnely. Byalm na szczescie w lazience. Maz juz spal wiec go wybudzialma i jedziemy do szpitala Zaniem zebralam sie do wyjscia i w ogole to bylo po polnocy jak dotarlismy na IP... Juz mialam skurcze co 5 min i rozwarcie na 4 cm
Mila pani polozna powiedziala ze za pozno na znieczulenie :-( Dwie najwieksze obawy sie sprawdzily - ze bede rodzic w nocy i bez znieczulenia.... Dali mi przeciwbolwe srodki w kroplowce, ale szybko przestely dzialac..... W czasie wzielam dwa cieple prysznice - niby pomagaly, ale na sali porodowej i tak zwijalam sie z bolu
Maz byl cierpliwy... powtarzal ze jest przy mnie caly czas, trzymal za reke jak trzeba bylo.... mocno go obejmowalam w pasie - to tez pomagalo..... Wymeczylam go tez bardzo, ale przynosilo mi to ulge
Ostatnia faza porodu byla koszmarna :-( Myslalam ze bole parte beda trwac chwile a tutaj przez godzine maly wychodzil ze mnie, bo skurcze zaczely mi zanikac.... Strasznie sie meczylismy nim podali oksytocyne na przywrocenie skurczy. Az czulam jak mi cos peka miedzy nogami jak Maćka wyjmowali, ale obylo sie bez ciecia - tylko jeden szew kosmetyczny ;-)
No i biedne malenstwo owinelo sie pepowina przez co krew przez jakis czas mu nie doplywala Zaliczyl zamartwice w 1 minucie po porodzie, ale lekarka szybko go odratowala Lezal jeden dzien w inkubatorze....:-(
Teraz juz wiem ze wybralam najlepszy sposob porodu.... Jakbym rodzila w wodzie to przez ta zamartwice mogliby go nie odratowac :-( tak samo jakbym urodzila go w domu, bo tylko dzieki szybkiej reakcji lekarzy udalo sie maluszka odratowac....
Teraz ma juz tydzien i jest bardzo silny Mam nadzieje ze nie bedziemy mieli problemow w przyszlosci
Zaczelo sie niespodziewanie cztery dni przed terminem....
Jeszcze w sobote 14 lutego bylismy w kawiarni na mega lodach a juz w niedziele 15 lutego zaczol brzuszek bolec wieczorem.... Mialam przeczyszczenie, latalam ciagle do kibelka.... Wszystko na okolo mnie draznilo, wiec postanowilam zrobic sobie ciepla kapiel dla relaksu...
Po wyjsciu z wanny zauwazylam ze cos ze mnie wycieka troszke... Dodatkowo czerwony slad na bieliznie - pomyslalam ze czop, "ale nie mozliwe zebym dzis rodzila!" - pomyslalam. Nie bylam przygotowana na porod akurat tamtego dnia, bo bylam strasznie niewyspana i przez caly dzien w nerwach....
Niestety.... godzina 23 i wody chlusnely. Byalm na szczescie w lazience. Maz juz spal wiec go wybudzialma i jedziemy do szpitala Zaniem zebralam sie do wyjscia i w ogole to bylo po polnocy jak dotarlismy na IP... Juz mialam skurcze co 5 min i rozwarcie na 4 cm
Mila pani polozna powiedziala ze za pozno na znieczulenie :-( Dwie najwieksze obawy sie sprawdzily - ze bede rodzic w nocy i bez znieczulenia.... Dali mi przeciwbolwe srodki w kroplowce, ale szybko przestely dzialac..... W czasie wzielam dwa cieple prysznice - niby pomagaly, ale na sali porodowej i tak zwijalam sie z bolu
Maz byl cierpliwy... powtarzal ze jest przy mnie caly czas, trzymal za reke jak trzeba bylo.... mocno go obejmowalam w pasie - to tez pomagalo..... Wymeczylam go tez bardzo, ale przynosilo mi to ulge
Ostatnia faza porodu byla koszmarna :-( Myslalam ze bole parte beda trwac chwile a tutaj przez godzine maly wychodzil ze mnie, bo skurcze zaczely mi zanikac.... Strasznie sie meczylismy nim podali oksytocyne na przywrocenie skurczy. Az czulam jak mi cos peka miedzy nogami jak Maćka wyjmowali, ale obylo sie bez ciecia - tylko jeden szew kosmetyczny ;-)
No i biedne malenstwo owinelo sie pepowina przez co krew przez jakis czas mu nie doplywala Zaliczyl zamartwice w 1 minucie po porodzie, ale lekarka szybko go odratowala Lezal jeden dzien w inkubatorze....:-(
Teraz juz wiem ze wybralam najlepszy sposob porodu.... Jakbym rodzila w wodzie to przez ta zamartwice mogliby go nie odratowac :-( tak samo jakbym urodzila go w domu, bo tylko dzieki szybkiej reakcji lekarzy udalo sie maluszka odratowac....
Teraz ma juz tydzien i jest bardzo silny Mam nadzieje ze nie bedziemy mieli problemow w przyszlosci