reklama
Fifka
♥ Chłopcowa Mama ♥
Oj ja właśnie wróciłam od lekarza... za nami cieżka noc... mały strasznie kaszlał i coś go bolało... :-( No ale znam już przyczynę... serek... może nie sam nabiał... ale dałam mu wczoraj serek sklepowy i widocznie było w nim coś na co zareagował bo nabiał już nie raz jadł i było okej. Coś już go łapało bo kaszlał od 2 dni ale po tym serku organizm się osłabił i poszło... aż normalnie serce boli jak na niego patrzę...
Teraz biedaczek śpi... dostaliśmy leki antyhistaminowe i mam obserwować czy pomogą...
Sun jak dają zwolnienie to bierz... teraz choroby ci nie służą...
Pok ja też byłam na znieczuleniu
ale ja miałam szybki poród bo od odejścia wód 5 godzin i po sprawie... a jakieś ponad 2 leżałam nic nie czując na znieczuleniu :-)Boska rzecz!! Ja też chce opis porodu!! Powspominam sobie,... też uważam ze był piękny czas!
Fasolka to możemy sobie rece podać... ja dzisiaj też jak zombie :-)

Sun jak dają zwolnienie to bierz... teraz choroby ci nie służą...
Pok ja też byłam na znieczuleniu

Fasolka to możemy sobie rece podać... ja dzisiaj też jak zombie :-)
Ja 5h po odejsciu wod poprosilam o znieczulenie ze lzami w oczach, bo bardzo chcialam bez... Ale przez dwie czy trzy godziny czulam bol konstant, nie mglam oddychac, nie przechodzilo to goeno kompletnie ani na sekunde... Otworze kompa zaraz i wkleje wam opis porodu ale uprzedzam, ze to dluuuufa lektura 
Pojecalismy sobie na festiwal wina na wies (8km od domu). w ostatniej chwili m zdecydowal, zeby zabrac szpitalne rzeczy (mala torba, z ktorej niczego nie uzylam, zestaw pobraniowy do krwi pepowinowej i recznik na wypadek odejscia wod w samochodzie czy cos...). dojechalismy, usiedlismy z grupa znajomych przy stole. m poszedl zamowic fondue i wino, przyniosl, zaczynamy jesc a ja nagle czuje w brzuchu takie "pyk" i 3 sekundy pozniej gacie mokre. SZOK. dosc zaskoczona powiedzialam mamie i emkowi, ze jedziemy do szpitala. Kumpeli rzucilam, ze jedziemy rodzic i tyle nas widzieli. Zostawilismy na stole pelna butle wina i fondue na 3 osoby. Dobre, ze m zaparkowal na parkingu dla niepelnosprawnych, bo normalny festynowy parking yl w pizdu daleko. Szlam i lalo sie ze mnie nemilosiernie. Spodnie, buty - wszystko mokre. Po drodze tel do szpitala, ze jedziemy. M jechal buspasami, na czerwonym ze dwa razy a ze mnie wciaz sie lalo (recznik sie przydal, inaczej nie wiem co bysmy z tapicerka zrobili). W szpitalu na wozek, odebral nas poloznik i najpierw na IP poloznicza. Bylo kolo 20. Zaczely sie skurcze. Podlaczyli ktg na pol godziny. Skurcze nieregularne i blizniacze (skurcz, krotka przerwa skurcz, dluga przerwa i znowu dwa). Zero rozwarcia i nawet jeszcze nie do konca skrocona szyjka. Po ktg poszlismy na pol godziny na spacer (ja, m i moja mama). Skurcze byly troche mocniejsze, musialam sobie czasem kucac. Od poloznego super pochwaly za oddychanie, kore rzeczywiscie bardzo pomagalo. O 21 z kawalkiem znow badanie i ktg. Skurcze lzejsze w sile ale dluzsze w trwaniu (co podobno lepsze) le rozwarcia wciaz brak. Kolo 23 1 cm rozwarcia i juz zapowiedzieli, ze zapowiada sie na bardzo powolny porod i jak nie ruszy przez 12h to podadza oksytocyne. To juz bylo w czasie kiedy zaczal sie hardkor. Maksymalny odstep miedzy skurczami to 30 sekund. Bolalo tak, ze ja pierdziu. Poki te odstepy byly minutowe (1-2), to mialam czas, zeby ochlonac ale np 10s przerwy miedzy skurczami trwajavymi prawe 2 minuty to byla rzeznia. Nic mnie nigdy tak nie bolalo. Po 2 godzinach nie mialam juz sily oddychac. Kolo polnocy rozwarcie dalej 1 cm i propozycja, zebym poszla na spacer a ja sie tylko darlam, nie bylam w stanie nic powiedziec, oddychac ani nawet ruszyc glowa. Cos potwornego. Po polnocy przewiezli mnie juz do sali przedporodowej gdzie spala sobie smacznie jakas pani, ktora czekala na wywolanie a ja tam znow dzwieki krojonej zywcem swini wydawalam. wytrzymalam 10 minut, wcisnelam guzik i wrzasnelam "EPIDURAL". Troche sie podirytowali, bo pol godziny wczesniej mrugala, ze dam rade bez... ale bolalo juz nawet jak nie bylo skurczow (ktg pokazywalo np 20 a ja czulam jak mi brzuch rozrywa), zero przerw i czulam, ze zemdleje niedlugo przez o, ze juz oddychac nie mam sily. Wzieli mnie wiec szybko na sale porodowa, zawolali anestezjologa, ktory jak mnie zobaczyl zawolal pomocnika. Bali sie, ze bedzie trzeba mnie trzymac skoro nie ma przerw w bolu i ja sie wije po calym lozku. Niesamowite co nadzieja robi z czlowiekiem. W obliczu konca tej tortury nie umialam co prawda odpowiadac na pytania medyczne ale jak zaczeli mowic, ze musze usiasc (ałłłłłłłł!!!!!), koci grzbiet zrobic, opuscic ramiona, stopy polozyc na fotelu, na ktorym m siedzial (mial za zadanie trzymac mnie za nogi), to mimo, ze bolalo dalej jak jasna cholera wykonalam wszystkie polecenia. nie wolno mi bylo drgnac, wiec z zacisnietymi zebami i plamami przed oczami sobie tak siedzialam. Wkluli sie i po 5 minutach ulga!!!! ktg pokazuje 128 a ja nic
Za to zaczela sie jakas panika, moja mama zbladla... monitor pokazywal, ze mam cisnienie 60/40 a potem jeszcze nizej. Podkrecili kroplowke na cisnienie, ktora zawsze z epi podaja ale nic to nie dalo (najlepsze, ze ja absolutnie nie czulam, ze cisnienie leci), w wenflon szybko mi cos wstrzykneli ale dalej zle, anestezjolog wybiegl (doslownie), wrocil z trzema strzykawkami i wszytskie wpuscil w wenflon. Mialam jakas dosc powazna tachykardie podobno. Ja bylam caly czas jakos psychicznie pozytywnie nastawiona i wrazenia to na mnie nie zrobilo ale m&m troche sie przestraszyli. zamieszanie sie skonczylo, bolu brak! zaczelam znow zartowac (a! bo te pierwsze godziny caly czas smiac mi sie chcialo i ciagle zabawialam towarzystwo). Kolo 2 w nocy rozwarcie 3 cm (polozna powiedziala, ze moze 4 ale raczej nie). Podlaczyli oksytocyne nie czekajac az minie 12h, bo za wolno wszystko szlo, Zosia nie byla wystarczajaco nisko (nie wiem czy to znaczy, ze nie byla wstawioa czy co...), no i zeby wyregulowac skurcze. Epidural powoli schodzil i zaczynalam czuc brzuch, wiec sobie ciagle wciskalam "autodoladowanie". Mialam juz wtedy problem z kontrolowaniem lewej nogi. Nad prawa moglam panowac przy silnym skupieniu ale lewa spadala z lozka i sie kiwala kompletnie bez mojej woli. Oksytocyna nie wyregulowala skurczow w czasie, za to w sile i dlugosci zaczely byc mniej wiecej rowne. o 4 rozwarcie 4 cm i zalamanie na twarzy mojej i wspolczucie na twarzy poloznej. Pytam kiedy to sie skonczy na co ona najlagodniej jak potrafi mowi, ze porod zacznie sie pewnie kolo poludnia. Wtedy postanowilam, ze czas sie przekimac, wiec klikalam w doladowanie znieczulenia a mame i m (m&m) namawialam, zeby poszli spac (na przeciwko szpitala mieszka kolezanka, ktora zaoferowala sie z taka pomoca). Na zmiane chodzili na kawe, papierosa, siku i takie tam. Ja troche drzemalam ale nie moglam zasnac, bo coraz mocniej czulam skurcze i mialam juz wolac anestezjologa, zeby dolal wiecej tej magicznej mikstury. o 6 kolejne badanie i bardzo dziwna, zaskoczona mina poloznej "rozwarcie 10cm, za godzine rodzimy!!" (odlaczyli epidural, zebym lepiej czula gdzie przec), jednoczesnie sie zmartwila, bo ona akurat o 7 konczy zmiane i bedzie musiala mnie oddac koelzance a nie lubi jak tak cala noc z kims spedzi a finalu nie moze doczekac
strasznie mila laska! jak juz mi podali znieczulenie, ogladala moje ktg z calej nocy i pytala czemu tak dlugo zwlekalam, ze ona po tym ktg widzi, ze nikt by tego nie wytrzymal. Nie wiem na ile mowila szczerze, a na ile probowala byc mila bo ja strasznie przezywalam, ze chcialam porod bez znieczulenia, aktywny i wertykalny... No nic. M wrocil wlasnie z kawa i mowi, ze idzie na 2-3h pospac do auta
ale jak uslyszal, ze rodzimy, to prawie mu kawa z rak wypadla. Godzina minela bardzo szybko. Przyszla nowa zmiana, tez super ekstra polozna, zbadala i miala mine nietega wczasie badania ale do mnie sie usmiechala. Teraz po czasie dochodza do mnie slowa personelu medycznego i zaczynam rozumiec czemu nagle zawolano szefa oddzialu, jeszcze jakiegos lekarza i jeszcze jakas polozna i sie naradzali. Otoz Zosia byla ustawiona plecami do moich plecow i nie chciala sie obrocic. co chwile ktos mi lape wsadzal ale juz bylam tak podekscytowana, ze nic nie robilo na mnie wrazenia. To, ze zaraz zobacze Zosie bylo potwornie abstrakcyjne! Caly czas nie bardzo rozumialam co sie w zyciu zmieni i co to wszystko wlasciciwe znaczy ale juz bardzo chcialam ja przytulic! O 7:15 zaczelam przec. Po trzy parcia na skurcz. Polozna byla swietna trenerka ale momentami myslalam, ze gdybym tylko miala wladze w nogach, to bym kopnela, bo to jej gadanie "bardzo dobrze", "bardzo ladnie" irytowalo mnie okropnie, bo mozg mi podpowiadal, ze przeciez mi nie powie, ze pre zle lub za slabo. Do mnie sie ciagle usmiechala ale jak pytalam o postep to tylko kiwala glowa i mowila "yes, few more pushes". po 8 znowu przyszli lekarze, poogladali wyniki, pogadali z polozna (z ich rozmowy zapamietalam i zrozumialam tylko tyle, ze polozna tlumaczyla, ze nie w parciu problem, bo pani prze swienie - i sie ucieszylam) i zaczeli mi mowic, ze porod bardzo slabo postepuje, za dlugo to trwa i staje sie niebezpieczne i dla mnie i dla Zosi, i ze musza uzyc proznociagu (nazywa sie "kiwi" podobno jakis super mega nowoczesny). Troche sie podlamalam, bo chcialam jak najmniej medycznej interwencji a tu od poczatku klops i jeszcze ten proznociag, o ktorym sie naczytalam. M sie tylko smial, ze cala ciaze co mialam jakis objaw, to sie okazywalo, ze mniejszosc ciezarnych ma, wiec porod tez musze taki, jaki ma mniejszosc. A jeszcze pamietam, ze jak sobie lezalam na tej sali i wszystko bylo juz gotowe sprzetowo na porod, to patrzylam na kleszcze i proznociag i sobie myslalam jak strasznie musi sie czuc kobieta, ktorej dziecko w ten sposob wyciagaja. No i sobie wykrakalam. Tego juz nie robila polozna. Stanela mloda lekarka, wziela nozyczki i mnie ciachnela (wczesniej bardzo mnie przepraszali, ze musza naciac ale inaczej nie da sie uzyc "kiwi"). Wtedy nie wydawalo mi sie to istotne ale przez ostatnie kilka dni szwy sa kwintesencja mojego zycia. Podlzaczyla kiwi a ja zaczelam przec. 3 parcia, skurcz mija pytam czy jest postep a oni wszyscy radosnym glosem, ze tak. M&m pozniej mi powiedzieli, ze w tym czasie kiedy pytalam na sali zapanowala straszna panika, wolali znow szefa oddzialu i anestezjolga, bo kiwi nic nie pomoglo i chyba chcieli mnie ciac... (bym sie poplakala juz z bezsilnosci gdyby musieli cc robic). Nie wiem czy cos wyczulam siodmym zmyslem czy myslalam, ze juz blisko konca ale na kolejny skurcz dalam z siebie wszystko (dalej kiwi podlaczone). i co!?
i Zosia wyszla! Niesamowite bylo czuc jak sie przesuwa, rozpiera i wychodzi! Niemal od razu polozyli mi ja na brzuchu. Trzesla sie bidulka i darla w nieboglosy. Na dzien dobry 9 w skali apgar, a pozniejsze dwa pomiary ma na 10 punktow. przytulalam ja jak tylko moglam. Bylam w takim szoku, ze niewiele pamietam. Dosc pozno zerknelam na emka, ktory plakal jjak nigdy. Moja mama tak samo ale cos rozmawiala z lekarzem. I tez dopiero potem sie dowiedzialam, ze znow byl jakis problem, znow zebrala sie przed moim ciachnietym kroczem komisja i z powaznymi minami obradowali ale na pytanie mojej mamy zapewnili, ze jestem bezpieczna. Nie mam pojecia kiedy urodzilam lozysko, nie mampojecia co tam sie dalej dzialo, kompletnie nie wiem kiedy mnie przebral, kiedy Zosie ubrali. Juz naprawde liczyla sie tylko ona. Chwile po tym jak mi ja polozyli obsrala mi pol ciala
Miala niestety na glowce slad po kiwi i byla okropna bidulka placzaca tym swoim zachrypnietym slodkim piskiem. No i liczylo sie pragnienie, suszylo mnie jak na mega kacu. Wczesnie tylko maly lyczek na godzine mi przyslugiwal ze wzgledu na znieczulenie. Potem pozwolili wiecej ale szybko zwymiotowalam. Za to godzinke po porodzie na sale porodowa jeszcze przyniesli mi wielkie sniadanie, herbate, sok i wode
Bylam napojona, najedzona i mialam Zosie na rekach! A jeszcze przed sniadaniem Zosia zostala pierwszy raz nakarmiona. Od razu ssala jak zawodowiec! Przewiezli nas do pokoiku, m&m chwile posiedzieli i ledwo zywi pojechali do domu sie przespac. A my z Zosia patrzylysmy sie na siebie jak dwa glupki. Ja nie moglam sie ruszac, bo epi wciaz silnie dzialalo. Zjadlam duzy lunch i przyszla polozna zaprowadzic mnie do toalety, bo podobno juz czas wstac i siku do badania oddac. Z jej pomoca doczlapalam sie do lazienki ale jak srobowalam usiasc na toalecie padlam przed siebie na kolana. Zrobil sie alarm, przylecialo jeszcze kilka pan i wszystkie razem przenosily mnie na fotel na kolkach a z niego na lozko. Byly przerazone a mi sie smiac chcialo
Dopiero w poniedzialek rano odwazylam sie sprobowac usiasc na lozku i pomachac nogami. Musieli zawolac konsultanta z anestezjologii, bo lewa noga caly czas czula duzo mniej (nie jestem pewna czy do tej pory nie mam 1% mniej czucia niz wczesniej). Pierwsza noc byla dosc koszmarna, bo Zosia plakala non stop. Po prostu nie najadala sie siara i byla w jakims porodowym szoku pewnie. Polozne i nocny polozny bardzo mi we wszystkim pomagali. Wyciagali Zosie z lozeczka, podawali mi na zawolanie, przewijali, polozny w nocy ja uspokajal nieziemsko. Nastepnego dnia od rana kontrole poloznych, ginekolgow, pediatrow, pierwsza wanna, do mnie jeszcze przyslali polozna z jakiejs sekcji zajmujacej sie rehabilitacja poporodowa, zeby mi pokazala w jakich pozycjach czuc mniej bolu (dzieki niej moglam siedziec na krzesle!!!!). Strasznie duzo ich wszystkich przychodzilo. A! a jeszcze w niedziele wieczorem przyleciala tesciowa na jedna dobe, zeby zobaczyc wnuczke
slodko! druga noc bylaby rewelacyjna gdyby nie wspołlokatorka chrapiaca. Zosia cudnie spala wiekszosc nocy, corka tej pani rowniez razem z mama a ja przez to chraoanie spalam moze 3 godziny... I wtedy wieczorem mialam kryzys straszny, ze chce do domu, ryczalam jak bobr, m nie wiedzial co ma robic, bo juz musial isc a ja wylam jak glupia. Spytalam wieczorem kiedy przewiduja, ze bede mogla wyjsc i ku mojemu zaskoczeniu okazalo sie, ze tylko ode mnie to zalezy, bo zosia jest zdrowa i ja tez nie mam zadnych komplikacji. Od razu w nocy powiedzialam, ze nastepnego dnia wychodze. Namawiali mnie jeszcze, zebym zostala, bo beda jaies zajecia rehabilitacyjne, ktore by mi bardzo pomogly ale w nosie mialam! Gdyby nie to, ze w domu byla moja mama, to pewnie bym jeszcze polezala... nawet w spzitalu czekalam na wizyte mamy, zeby pomogla mi isc pod prysznic, bo sie balam, ze znow padne na kolana.
W miedzyczasie Zosia mocno stracila na wadze, przyssywala sie ladnie ale po minucie ssania zasypiala snem kamiennm, trzeba bylo ja ciagle ugniatac i ruszac. Polozna spedzila ze mna 2 godziny srawdzajac w czym problem, wazylysmy ja co chwile, ja sie strachu najadlam, bo z dozwolonych 310 g Zosia schudla 285...
Podroz ze szpitala do domu byla strasznie stresujaca ale ostatecznie chyba ja jazda uspokoila.
Zosia spedzila prawie caly dzien na cycku, co dalo dobry efekt, bo nasteonego dnia na wazeniu przez polozna przybrala 15 gram a dzien pozniej dodatkowe 100! Mleko pojawilo sie bardzo szybko, ona ladnie je i ladnie spi. Uwielbia sie przytulac i gdyby nie srala i nie sikala na potege bylaby dzieckiem idealnym ;-) Jedyny problem mam z kapiela... Na razie moja mama ja kapala 2 razy. Zosia tak panikuje, ze ja muse wyjs z lazienki, zeby sobie wlosow nie powyrywac i nie plakac razem z nia ale sprobuje sie przelamac po weekendzie.
Z dnia na dzien szwy bola coraz mniej a cycki coraz bardziej
Jedyny klopot mam z pecherzem... Cewnikowali mnie wielokrotnie w czasie porodu, przez co nie mialamdo srody/czwartku kompletnie zadnego czucia w pecherzu ani w cewce. Skonczylo sie tym, ze po powrocie do domu mialam nagle mokre spodnie. Poplakalam sie okropnie... siadac prawie nie moge, dupa boli, hemoroidy i jeszcze sie obsikalam. Dzis chyba jest troche lepiej i zaczynam cos czuc.
Dziwne jest to, ze nie czuje jakiegos wielkiego uniesienia. To jest bardziej tak, ze mam wrazenie, ze ona byla tu od zawsze, juz nie wyobrazam sobie jak mogloby byc bez niej. Jej obecnosc jest dla mnie najnaturalniejsza sprawa na swiecie! Robi urocze zgredkowe miny!!!
W miedzyczasie Zosia mocno stracila na wadze, przyssywala sie ladnie ale po minucie ssania zasypiala snem kamiennm, trzeba bylo ja ciagle ugniatac i ruszac. Polozna spedzila ze mna 2 godziny srawdzajac w czym problem, wazylysmy ja co chwile, ja sie strachu najadlam, bo z dozwolonych 310 g Zosia schudla 285...
Podroz ze szpitala do domu byla strasznie stresujaca ale ostatecznie chyba ja jazda uspokoila.
Zosia spedzila prawie caly dzien na cycku, co dalo dobry efekt, bo nasteonego dnia na wazeniu przez polozna przybrala 15 gram a dzien pozniej dodatkowe 100! Mleko pojawilo sie bardzo szybko, ona ladnie je i ladnie spi. Uwielbia sie przytulac i gdyby nie srala i nie sikala na potege bylaby dzieckiem idealnym ;-) Jedyny problem mam z kapiela... Na razie moja mama ja kapala 2 razy. Zosia tak panikuje, ze ja muse wyjs z lazienki, zeby sobie wlosow nie powyrywac i nie plakac razem z nia ale sprobuje sie przelamac po weekendzie.
Z dnia na dzien szwy bola coraz mniej a cycki coraz bardziej
Dziwne jest to, ze nie czuje jakiegos wielkiego uniesienia. To jest bardziej tak, ze mam wrazenie, ze ona byla tu od zawsze, juz nie wyobrazam sobie jak mogloby byc bez niej. Jej obecnosc jest dla mnie najnaturalniejsza sprawa na swiecie! Robi urocze zgredkowe miny!!!
kwiatuszekq20
Fanka BB :)
hej laseczki
atanku wyslalam ci pw
necia przelew zrobiony tez
atanku wyslalam ci pw
necia przelew zrobiony tez
Fifka
♥ Chłopcowa Mama ♥
U mnie jak wody odeszły to pojawiły się pierwsze skurcze i szybko poszło. Ja nie prosiłam o znieczulenie... sami mi zaproponowali więc wzięłam
ale tylko na ten czas rozwierania się szyjki bo od 9 cm i parte rodziłam sama :-) Nie miałam jakiegoś parcia ze muszę to przetrwać bez znieczulenia... ja tak się cieszyłam ze to już ze zupełnie nie myślałąm o tych sprawach... jakby mi nie dali też bym przeżyła i pewnie sama bym nie prosiła.
AAALEŻ OPIS! Lece czytać

AAALEŻ OPIS! Lece czytać

kwiatuszekq20
Fanka BB :)
sxuper az sie pobeczlam
reklama
Fifka
♥ Chłopcowa Mama ♥
Pok opis aż dech zapiera... normalnie czułam się jakbym stała obok ciebie... :-) powiem ci że miałam bardzo podobnie jeśli chodzi o wstawanie itp itd... też mnie na wózku inwalidzkim zabierali z łazienki jak zasłabłam... straciłam dużo krwi i dostałam anemii... straciłam przytomność jak pierwszy raz wstałam z łóżka - dobrze ze położna mnie złapały bo bym rąbnęła porządnie o ziemie... i ból połogowy.... matko ileż ja się miałam z tymi szwami... TRAGEDIA! Poród do pikuś w porównaniu z połogiem jeśli chodzi o mnie...
No i od początku byłam sama z małym... mój mąż nie dostał wolnego i nikt mi nie pomagał. Sama kąpałam, przewijałam itp od pierwszych chwil :-)
Ale powiem ci ze naprawdę dużo przeżyłaś :-) I na dodatek wszytko tak dobrze wspominasz! Fantastycznie! A będziesz myślałą o rodzeństwie?
No i od początku byłam sama z małym... mój mąż nie dostał wolnego i nikt mi nie pomagał. Sama kąpałam, przewijałam itp od pierwszych chwil :-)
Ale powiem ci ze naprawdę dużo przeżyłaś :-) I na dodatek wszytko tak dobrze wspominasz! Fantastycznie! A będziesz myślałą o rodzeństwie?
Podziel się: