Zadam pytanie, bo mnie to nurtuje.
Jaki jest proces myślowy 23 latki w związku na odleglosc i z kiepskim dochodem i planującej dziecko? Nie czepiam się ale serio pytam.
Jestem ulepiona z innej gliny i nie łapie.
Ok, decyzja. Chce dziecko. I co dalej?
Mam jakiś tam dochód ale czy takie osoby sprawdzają co ile kosztuje czy to już zbyt zaawansowana opcja?
Zwiazek na odległość albo taki sobie średniej jakosci. Nie daje to nic do myślenia?
Albo któryś tam rok studiów. Nie myśli taka osoba, ze wszystko może być o wiele trudniejsze?
Pomijam sytuacje wpadki kiedy to trzeba zakasać rękawy i dać sobie radę. Pomijam diagnostyke medyczna, która twierdzi, ze wiek 23 lat to ostatni wiek na dziecko, bo są i takie sytuacje.
Normalna zdrowa 23 latka z perspektywami planuje dziecko będąc w sytuacji jak powyżej. Jak takcie myślenie wyglada?
Powiem i będę do znudzenia powtarzać, ze dziecko to nie jest ktos, kto scala rodzine. Dziecko to ciężka próba dla obojga osób w związku. To istota, od której nie powinno się nic oczekiwać, bo to niezależny człowiek z własna osobowością, planami i marzeniami.
Już Ci tłumaczę mój przypadek.
Jaki proces myślowy? Żaden. Chciałam mieć dziecko.
Co dalej? Jakoś to będzie (zawsze byłam optymistką, zawsze wszystko w jasnych barwach, w każdej sytuacji staram się znaleźć pozytywy).
Czy sprawdzałam ile co kosztuje? Nie.
Nie interesowałam się cenami mleka, pampersów, leków.
Nie brałam opcji choroby dziecka pod uwagę.
Nie brałam opcji wcześniejszego porodu pod uwagę.
Studia mi nie przeszkadzały, byłam drugą laską w grupie w ciąży i wiedziałam, że mi się uda. Tylko obronę miałam pół roku później, niż reszta.
Wiedziałam, że będę miała wsparcie zarówno w swojej jak i w męża rodzinie, a z tym łatwiej.
I teraz najlepsze!
Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jakie to było głupie, lekkomyślne, egoistyczne i nieodpowiedzialne.
Z perspektywy czasu dopiero dostrzegam, ile rzeczy mogło pójść nie tak - dlatego każdego dnia dziękuję mojemu Aniołowi Stróżowi, bo ma chłop ze mną prze.....ne.
Tylko że mając te 24 lata nie byłam taka mądra, jak dziś.
Wtedy żyłam tu i teraz, hakuna matata, siano w głowie.
Ale wiesz co?
Dziś cieszę się, że wtedy byłam taka głupia, bo w tej chwili nie wyobrażam sobie być matką niemowlaka.
W tej chwili w życiu bym nie podjęła decyzji o dziecku, ze względu na czasy, w jakich przyszło nam żyć.
Co prawda będę miała jedno dziecko na zawsze przy sobie i na zawsze będzie dzieckiem, ale dla mnie okres noworodkowy i niemowlęcy to katorga, wolę duże, "odchowane" dzieci i czuję ulgę, że "to najgorsze" (dla mnie oczywiście!) mam już dawno za sobą.
A sytuacja materialna w miarę mi się ustabilizowała i związek - mimo wieeeeelu burz - przetrwał i cały czas się scala.