Atruviell
Wrześniowe mamy'07
Tygrysek napisała:
W takim razie i ja chyba spróbuję melisy, bo nerwy mam w strzępach. Dzisiaj dzięki mojej mamuśce, krynicy mądrości... Jak już kiedyś pisałam, moja mama zamierza sobie pojechać na 2 tygodnie do swoich braci w Świętokrzyskiem i na ten czas mam sobie radzić sama z moimi maluchami. Nadmieniłam tylko, że trochę się obawiam zostać sama z dwójką dzieci, tym bardziej, że Kuba stał się po prostu nie do wytrzymania i wymaga ciągłej uwagi, a noworodek jak to noworodek, także go nie zostawię na cały dzień w łóżeczku. I od tej pory się zaczęło: moja szanowna mama na każdym kroku wytka mi błędy, jakie popełniam, przez które na pewno sobie nie dam rady, jak ona pojedzie. Bo za często biorę Tymka na ręce, jak płacze, a przecież nie wolno rozpieszczać i przyzwyczajać dziecka do noszenia. Niech się drze wniebogłosy, a ja mam to olewać i gotować obiad, sprzątać, prać i zajmować się starszym dzieckiem. Bo się cackam z Kubą i na wszystko mu pozwalam. Bo na pewno przekarmiam Tymka i dlatego ciągle płacze, pręży się i robi wielkie kupy. Bo ona słyszała, że dzieci karmione zarówno piersią jak i butelką mają kolki, a inne dzieci nie mają... Bo w koszyku znalazła jedną podgniłą gruszkę, której nie zauważyłam, a to dowód, że chyba nie sprzątam w mieszkaniu. Bo jestem za nerwowa i dzieci ode mnie przejmują "złe fluidy". Tylko nie zauważyła, że to ona doprowadza mnie do wścieku... Po prostu ręce opadają. Dlaczego nie przyjdzie, nie zabierze Kuby i nie podaruje sobie głupiej, niepotrzebnej gadaniny? Mam wrażenie, że robi wszystko, żebym wybuchła i pokłóciła się z nią, bo wtedy mogłaby mi odmówić zajmowania się synkiem. Znam tą jej taktykę i aż mnie swędzi język, żeby dać jej satysfakcję, bo mam już dosyć. Skoro nie ma ochoty mi pomóc, to niech to powie otwarcie. Przynajmniej wszystko będzie jasne.
Uff... Przepraszam, że was znowu zanudzam, ale już nie mogę...
co do melisy to ona uspokaja a jak jestem spokojna to cyce pełne
W takim razie i ja chyba spróbuję melisy, bo nerwy mam w strzępach. Dzisiaj dzięki mojej mamuśce, krynicy mądrości... Jak już kiedyś pisałam, moja mama zamierza sobie pojechać na 2 tygodnie do swoich braci w Świętokrzyskiem i na ten czas mam sobie radzić sama z moimi maluchami. Nadmieniłam tylko, że trochę się obawiam zostać sama z dwójką dzieci, tym bardziej, że Kuba stał się po prostu nie do wytrzymania i wymaga ciągłej uwagi, a noworodek jak to noworodek, także go nie zostawię na cały dzień w łóżeczku. I od tej pory się zaczęło: moja szanowna mama na każdym kroku wytka mi błędy, jakie popełniam, przez które na pewno sobie nie dam rady, jak ona pojedzie. Bo za często biorę Tymka na ręce, jak płacze, a przecież nie wolno rozpieszczać i przyzwyczajać dziecka do noszenia. Niech się drze wniebogłosy, a ja mam to olewać i gotować obiad, sprzątać, prać i zajmować się starszym dzieckiem. Bo się cackam z Kubą i na wszystko mu pozwalam. Bo na pewno przekarmiam Tymka i dlatego ciągle płacze, pręży się i robi wielkie kupy. Bo ona słyszała, że dzieci karmione zarówno piersią jak i butelką mają kolki, a inne dzieci nie mają... Bo w koszyku znalazła jedną podgniłą gruszkę, której nie zauważyłam, a to dowód, że chyba nie sprzątam w mieszkaniu. Bo jestem za nerwowa i dzieci ode mnie przejmują "złe fluidy". Tylko nie zauważyła, że to ona doprowadza mnie do wścieku... Po prostu ręce opadają. Dlaczego nie przyjdzie, nie zabierze Kuby i nie podaruje sobie głupiej, niepotrzebnej gadaniny? Mam wrażenie, że robi wszystko, żebym wybuchła i pokłóciła się z nią, bo wtedy mogłaby mi odmówić zajmowania się synkiem. Znam tą jej taktykę i aż mnie swędzi język, żeby dać jej satysfakcję, bo mam już dosyć. Skoro nie ma ochoty mi pomóc, to niech to powie otwarcie. Przynajmniej wszystko będzie jasne.
Uff... Przepraszam, że was znowu zanudzam, ale już nie mogę...