u mnie dzisiaj pochmurnie.. rano pięknie świeciło słońce prosto w okna ale później się popsuło :-(
jestem na nogach od 5:30 bo od 4 spać już nie mogłam.. od 6 już się wzięłam za robótki domowe.. pokój mam posprzątany, korytarz też i łazienkę. obiad ugotowany tylko podgrzać wystarczy, 4 pralki prania wyprane, 5 się pierze.. strach pomyśleć ile będzie prania jak kolejne dziecko dojdzie
zostały mi gary do mycia ale junkers mi zgasł i nie mogę zapalić, musze poczekać na męża bo w zimnej wodzie nie pomyję..
jutro zajmę się obczyszczeniem mebli bo wszędzie widzę paluchy dzieciaka.. no a w kuchni to tłuste wszystko paskudnie, też trzeba umyć..
a koło czwartku licze że wreszcie się zmobilizuję żeby wkroczyć na pierwszy front.. czyli do pokoju syna, bo przegląd zabawek trzeba mu zrobić wreszcie.. połowa pewnie poleci do śmieci a resztę musze pomyć i maskotki poprać..
w weekend jedziemy do Piły na zlot BMW sobota/niedziela więc sobie odpocznę od domowych prac.. i od syna który spedzi te dni u babci
a na przyszły tydzień mam w planach zrobienie porządku w szafach, przegląd odzieży i dokumentów wszelkich.. też pewnie do śmieci niezła ilość poleci i parę dni na wszystko zejdzie
no i wtedy przywioze dzieciowe ubranka od rodziców ze strychu do przeglądu czego mi brakuje jeszcze i musze pokupić, poprania, poprasowania i poukładania ;-)
i w ten oto sposób myślę że przebrnę przez lipiec.. bo jakby nie było to już połowa lipca jest ;-)
dobrze że chęci mi nie brak
i nawet nie wiem skąd tyle tych chęci.. chyba mi się już na dobre załączył syndrom wicia gniazda ;-)
a w poniedziałek, 20 lipca mam kontrolkę u mojego dżina :-)