Witajcie,
Sorry, że tak późno piszę :-)
Już wszystko opisuję :-)
Urodziłam przez planowane CC 12.11.2009.
2 dni wcześniej leżałam na patologii czekając na operację.
Przy okazji spotkałanm w szpitalu Magdalenkę tu z forum :-)
Operacja przebiegła szybciutko, bezboleśnie.
Oczywiście dochodzenie do siebie po CC nie nalezy do przyjemności-pierwsze godziny są wręcz koszmarkiem (obkurczanie macicy i ciągnąca rana), no ale chyba mam opisac szpital, a nie poród :-)
Z obsługi jestem bardzo zadowolona : od salowych, przez połozne i lekarzy.
Szczególnie fajna była położna w krótkich czarnych włosach około 50-tki oraz brunetka po 30-tce w czarnych pofalowanych włosach (ładna i fajna) :-)
One głównie z własnej inicjatywy pomagały przystawiac dzieci do piersi, pocieszały gdy płakałam i chętnie służyły pomocą.
Jedynie pielęgniarki od noworodków były nieciekawe, nierozmowne i złośliwe.
'Tylko z dwiema dało się dogadać.
Zaznaczam , że 2 piętro jest dla pan po CC, a 3 piętro dla pan po porodach SN, więc jak jest na 3 piętrze to nie wiem.
Byłam na sali 5 osobowej z fajnymi dziewczynami, bywało wesoło, ale też płaczliwie :-)
Tak to już jest kochane-hormony, problemy z karmieniem, jakis zły wynik i histeria gotowa :-)
Co chwilę inna z nas płakała z jakiegoś powodu.
Sam budynek i sale sa do kapitalnego remontu, ale mi to az tak bardzo nie przeszkadzało.
Najwazniejsze dla mnie było jaka będzie tam opieka i naprawdę nie moge narzekac na 2 piętro.
Jedynie jestem zła, bo jest przepełnienie, kupa porodów i szybko wypisują.
Moja mała ma żółtaczkę, niby jej spadła i nas wypisali w 6 dobie.
Wcześniej tylko raz ją naświetlali kilkanaście godzin, ale to było stanowczo za malo co potwierdził nawet neonatolog w przychodni jak byłam dzis z nim porozmawiać.
Niestety moje dziecko od urodzenia było apatyczne, malo jadło i bałam się, że traci na wadze.
Potwierdziło się to po powrocie do domu, poza tym widziałam, że nadal jest tak samo żółta.
Poszłysmy do pediatry i dostałyśmy skierowanie do szpitala Korczaka na Kasprowicza.
Pani pediatra zaklepała nam miejsce.
Na miejscu niestety okazało się, że nie ma dla mnie miejsca i moge tylko w dzien przy małej siedzieć.,
W nocy mi nie pozwolili , bo jestem świeżo po porodzie i jeszcze mi się cos mogłoby stac z przemęczenia (bo tam warunki sa straszne, plastikowe krzesło, sala metr na metr).
Rano jednak obudziłam się chora, biorę antybiotyk i nie mogę odwiedzac malej.
Mąż też nie , bo jest zakaz odwiedzin z powodu grypy :-(
Żółtaczka już sie jej cofa, tylko sprawdzić musza czy to dlatego nie jadła i była taka apatyczna czy z jakiegos innego powodu.
Mam nadzieję, że w piątek ją wypiszą......
PS Na dyrekcyjnej tez jest zakaz odwiedzin do odwołania z powodu grypy.
Mi się wydaje , że teraz to wprowadzają w każdym ze szpitali.
Sprawdzcie !!!!