Każdy inaczej przeżywa swoją żałobę. My przez pierwsze dwa dni chcielismy byc sami, zupełnie, bo nie miałam siły rozmawiać, kazde słowo wywoływało lawinę łez. Te łzy później zaczęly aż palić w policzki, ale leciały dalej. Później woleliśmy, aby ktoś był. Ale ktos konkretny, kto był i było nam z nim dobrze. U nas była to męza siostra i kuzyn. Jak trzeba było milczelismy, innym razem rozmawialismy. Wysłuchali kiedy trzeba, przytulili,,,Wyczuli nas, jak można to tak opisać. Z pozostałymi było różnie, czasem udało nam sie porozmawiać, innym razem nie. Wtedy od razu mówilismy, ze zadzwonimy innym razem. Głos się wieszał i tyle. Mi pomagały telefony typu :"wiem, ze nie masz siły rozmawiać, ale pamietaj, ze jestem i myślę o Tobie, jakbyś czegokolwiek potrzebowała będę". Wtedy niczego nie potrzebowałam. Jedyną rzeczą której pragnęłam nikt nie mógł mi dać. Ale byłam. Nastepny etap, rozmawiać i rozmawiac. A teraz... Różnie to bywa, czasem rozmawiam, czasem milczę...Jak każdy. Są chwile, gdy gardło się zaciska i słowa nie wydobędę, jedna myśl i człowiek ryczy. Ale tak pewnie juz będzie. Cieszę się, ze mam wspomnienia. Nie każdemu są dane, a ja miałam chociaż 39 dni nasze małe szczęście.