reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

witam samotne mamy i samotni tatusiowie

reklama
Witam

Ja również sama wychowuję córeczkę. O tym że będziemy tylko we dwie wiedziałam od początku ciąży, chociaż w przeciwieństwie do większości to ja odeszłam od ojca małej. Byliśmy ze sobą długo bo prawie 8 lat, ale ja czułam, że to nie jest ten jedyny, że ten związek nie jest na zawsze. Było nam ze sobą dobrze, ale żyliśmy w dwóch różnych światach - ja studiowałam, on dużo starszy, pracował. Nie mieliśmy wspólnych znajomych, nawet na imprezy chodziłam sama, bo jemu nie odpowiadało towarzystwo "małolatów". Właśnie podjęłam decyzję o definitywnym rozstaniu, kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. To był szok, łzy i rozpacz. Zawalił się cały mój świat, tak przynajmniej wtedy myślałam. Chciałam usunąć ciążę. Poszłam nawet do lekarza, który odesłał mnie do swojego kolegi, który wykonuje takie "zabiegi". Całe szczęście trafiłam do wspaniałego lekarza, który kazał mi wszystko przemyśleć i przed podjęciem decyzji zrobić USG. Tak też zrobiłam. To był 9 tydzień ciąży. Na USG zobaczyłam małą fasolkę z mocno bijącym serduszkiem. Wtedy dotarło do mnie, że ciąża to nie choroba, którą trzeba leczyć (tak do tego czasu starałam się to traktować). We mnie było moje dzieciątko. Podjęłam decyzję. Dopiero po tym powiedziałam o ciąży ojcu. Zaskoczył mnie bo się bardzo z tego powodu ucieszył. Ja już co prawda wtedy wiedziałam, że będę samotną mamą, ale jeszcze czasami się łudziłam, że może jakoś to się między nami ułoży, że dziecko nas połączy. Myliłam się, mimo że byliśmy razem w ciąży czułam, że jestem sama. Ja mieszkałam z rodzicami, on mnie czasem odwiedzał, czasem dał jakieś pieniądze. Niby mnie wspierał w ciąży ale tak jakby na odległość. W moim odczuciu byłam sama. Sytuację komplikowała jeszcze postawa moich rodziców. Zawsze byli przeciwni temu związkowi, a wiadomość o mojej ciąży raczej nie wprawiła ich w zachwyt. Co prawda powiedzieli, że będą mnie wspierać niezależnie od decyzji jaką podejmę, ale nie wykazywali zainteresowania moją ciążą. Miałam wrażenie że się wstydzą mnie. Nie powiedzieli o mojej ciąży nawet pozostałej rodzinie, a ja też miałam poczucie że bycie panną w ciąży to nie jest coś co zaakceptuje np moja babcia.
Jak podjęłam już decyzję o urodzeniu dziecka, postanowiłam nie martwić się tym co będzie później tylko cieszyć się ciążą i rozwijającym się we mnie życiem. Zaakceptowałam to, że będę mamą i wtedy wszystko zaczęło mi się układać. Wybierałam ubranka, kupowałam mebelki, czytałam o pielęgnacji i rozwoju dziecka, wybierałam imię. W między czasie jeszcze studiowałam. Brakowało mi tylko kogoś z kim mogłabym dzielić się tą radością. Mam co prawda wielu przyjaciół, którzy bardzo mi pomogli, ale oni prowadzą studenckie życie i niekoniecznie bawią ich rozmowy o ubrankach, pieluchach, karmieniu itp.
Tuż przed porodem zdecydowałam się skończyć tą farsę związku. Teraz wiem, że była to dobra decyzja. Nie zgodziłam się nawet na to aby ojciec uznał małą.
Przy porodzie byli moi rodzice i wtedy chyba pierwszy raz poczułam, że nie jestem sama. Od pierwszego dnia oszaleli na punkcie wnuczki. Emi urodziła się w maju, dzięki pomocy moich rodziców i przyjaciół udało mi się zaliczyć sesję na uczelni i to w pierwszych terminach (tak na marginesie to nigdy wcześnie nie udało mi się uzyskać tak wysokiej średniej). Reszta rodziny też oszalała na punkcie Małej.
Teraz kończę studia i piszę pracę magisterką. Emi rośnie i wspaniale się rozwija. Obie jesteśmy szczęśliwe. Czasami tylko jak patrze na Emisię i myślę, że przez moją głupotę mogłoby jej ze mną nie być.........
Co do ojca małej to początkowo odwiedzał nas, zabierał Emi na spacer. Potem te wizyty były coraz rzadsze. Teraz nie odzywa się już prawie miesiąc. Pewnie niedługo zadzwoni, ale już nie pozwolę mu odwiedzić Emilki. Początkowo myślałam, że nie będę robiła żadnych przeszkód w ich kontaktach, że dziecko powinno znać ojca, ale zmieniłam zdanie. Jeżeli on teraz nie jest w stanie dotrzymać słowa i przyjść na umówione spotkanie to co będzie za kilka lat. Teraz Emi jeszcze nie rozumie, a za kilka lat nie będę musiała przynajmniej tłumaczyć jej dlaczego tata znowu ma ważniejsze sprawy niż ona.


Strasznie się rozpisałam, ale pierwszy raz odważyłam się o tym napisać i chyba jest mi lżej. Mimo, że zaczęło mi się w życiu układać, że są moi wspaniali rodzice, którzy są ogromnym wsparciem, to jednak czasem czuję się strasznie samotna. Brakuje mi kogoś z kim mogłabym się podzielić radością z osiągnięć Emi, wyżalić się gdy jest mi smutno, czy nawet zwyczajnie pogadać z kimś kto wymawia więcej niż dwie sylaby.
 
Anieczka - nie mam zamiaru się mądrzyć czy narzucać ci swojego zdania - ale kiedy czytałam to co napisałaś nasunęła mi się taka refleksja.... Czy rozmawiałaś z byłym na temat tego że małej potrzebny jest/będzie ojciec, że to że nie przychodzi w późniejszym terminie będzie wpływało negatywnie na emocjonalność Emi. Nie wiem jakie są między wami stosunki, nie wiem jaki jest twój były ale może jeśli z nim porozmawiasz zmieni swój stosunek do odzywania się i spotykania. Oczywiście jeśli ma to robić na "odwal się" czy robić ci / wam łachę to wal go i niech się nie pokazuje się u was ale mała kiedyś zapyta co się stało z tatą i co jej wtedy odpowiesz - że nawet nie spróbowałaś? że raz / kilka razy nie przyszedł i dałaś sobie spokój?....

Mam nadzieję że nie poczułaś się osaczona czy oskarżona - jestem osobą bezpośrednią i czasami zdarzają mi się skróty myslowe - nie mam również recepty na udane pożycie i nie zjadłam wszystkich rozumów.

P.S. Pisz jak najwięcej - to pomaga. Spotkasz też wielu fajnych ludzi
 
Anieczka a ja wręcz przeciwnie...chciałabym,żeby D. miał kontakt z dziećmi tylko to jemu nie zależy...ja mu zawsze drzwi otworzę, choć często gęsto nie mam na to ochoty, bo ich olewa...zawsze odpiszę na smsy i odbiorę telefon, choć najpierw powiem mu co o nim myślę, ale jeśli pyta o maluchy to udzielę mu podstawowych informacji... bo to jest ich ojciec...niestety ale jest!
Wiem, że czujesz się rozżalona i masz do tego prawo ale dla Emilki musisz wyrzucic tę złość...
Ja to zrobiłam...nie tyle dla małych co dla siebie:happy2:
pozdrawiam Ciebie i Twoją córeczkę!

Główny nasz wątek to "jak sobie radzicie" wiec zapraszamy!
 
Dzięki za rady. Próbowałam przez 4 miesiące, były rozmowy, groźby i nic nie pomogło. Nie chce zrobić krzywdy dziecku pozbawiając ją ojca, ale bardziej będzie cierpieć za kilka lat kiedy będzie rozumieć, że tata ją olewa.
 
Anieczko kurcze wiele ztego co napisaąłs ... jest jak z mojeje historiii... głownie o zachwyt moich rodziców moją ciąża..... no i z eteraz juz nie odwiedza małego ... ze studiuje studiowałaam ... i tez koncze .... nie martw sie ważne ze wy jestescie szczesliwe
 
Anieczka: witaj, a pomyślałaś co będzie jak się Twoje dziecko dowie że w którymś momencie zabroniłaś się ojcu z nim spotykać. Pytań i bólu spowodowanego brakiem ojca nie unikniesz. A jak zapyta gdzie mój tata to co powiesz?? że umarł?? Chyba jednak nie powinnaś tak robić

POzdrawiam i witam na forum :)
 
Nie wiem czy powinnam zabierać tu glos,gdyż według prawa jestem samotną matką,ale żyje w nowym nieformalnym związku.Przeczytałam historie Anieczka i mam mieszane myśli.Wiecie,ja też byłam 15 lat mężatką mam z tego związku 2 dorastających dzieci.Moje życie nigdy nie było usłane różami.Miałam męża alkoholika i psychola.Odeszłam od niego z dziećmi,wzieLam rozwód i jak już niektóży z was wiedzą mam do dnia dzisiejszego przez tego człowieka same problemy.Dzieci mamy duże,a tatuś nigdy nimi się zbytnio nie interesował,nie martwił się i nadal nie martwi czy mają na chleb,czy są zdrowe.Syn zdaje w tym roku mature,a tatuś nawet nie wie gdzie on chodzi do szkoły.Ja nigdy nie powiedziałam do dzieci złego słowa na ojca poprostu nie musiałam bo one same wiedzą jaki jest.Mieszkamy w jednej miejscowości,dzieci spotykają soię z nim codziennie w drodze do czy ze szkoły.Nawet cześć im nie powie.Jedynym momentem w którym odzywa się do dzieci jest chwila gdy chce od nich pożyczyć pare groszy bo brakuje mu do piwa czy flaszki.
Smutne to jest ale prawdziwe.Wiecie często zazdroszcze tym matkom,które potrafiły szybko skończyć taki związek.Ja byłam do tego stopnia zastraszona ,że nie umiałam tego zrobić,Zawsze wydawało mi się,że dzieci muszą mieć ojca,ale przecież nie każdy zasługuje na to miano.Jestem teraz zadowolona ,że skończyła się nasza niedola.
 
Witaj Anieczka, gratuluję pięknej córeczki.:-)
Pozwolę sobie wypowiedziec się na ten temat. Może nawet niektorych to zbulwersuje, ale niech tam. Czytająć Ciebie doszłam do wniosku, że Ty po prostu sama z siebie nie chcesz tych spotkan z ojcem dziecka. Bywa...... nie potępiam, rozumiem. To jak się ułozy twoje dalsze zycie, zalezy tylko od Ciebie. Masz jeszcze czas, zastanowic się co zrobić ze swoim zyciem dalej a także życiem swojej córeczki.( sorry ale tego czasu nie masz za wiele, masz jeszcze najwyżej rok) Nie zabraniaj mu spotkan z córeczką, daj szansę. Postarajcie się razm zojcem Emilki ustalić pewne sprawy - normalnie, po ludzku.
Ale jeżeli mężczyzna, nie będzie wywiązywał się z obowiązku rodzica, to lepiej faktycznie aby się dziecko do niego nie przyzwyczajało. Bo co będzie potem, gdy nagle ojciec zapomni o dziecku, a Ty będziesz musiała tłumaczyć tatusia dlaczego nie pzyszedł.... ( tato - możesz na mnie się złościć, ale uwierz mi gros mężczyzn, po jakimś czasie "zapomina" że mają dzieci ) Wtedy Dziecko będzie tęskniło, miało żal, a Tobie będzie serce się krajało. Myslę, że na ten temat może najwięcej powiedziec Jus20sto. Ona ma taką sytuację, gdzie dzieci tęsknią za ojcem, a matka musi wiecznie jego przed nimi tłumaczyć. Ja nie mogę dawać Ci rad. Sama musisz przemysleć co jest lepsze dla Ciebie i twego dziecka. Ponieważ każdy z nas ma zupełnie inne przejscia, i każda sprawa jest bardzo indywidualna. Ja mogę bazować tylko na swoim doswiadczeniu. Moj partner niestety zupełnie się nie sprawdził jako ojciec, mimo że nie stawiałam żadnych przeszkód aby się spotykał z dzieckiem, nawet do tego zachęcałam ( rozstalismy się kiedy Malutka miała 8 miesięcy). Wielka miłość "tatusia" skonczyła się natychmiast po sprawie o alimenty. Czyli do sprawy (6 miesięcy) ojciec odwiedził dziecko 2 razy, " przelotem". Ostatni raz widział ją po spraiwe, i od tej pory zupełna cisza w eterze. Niestety ja jestem konsekwentna, jeżeli ktoś nie ma zamiaru odwiedzac swoje dziecko, to nie mam zamiaru tego człowieka do tego zmuszać. Więc moje dziecko ostatni raz widziało swego ojca przez 20 minut gdy miało rok i dwa miesiące. Jestesmy teraz z Malutką same już 3 lata i 8 miesięcy, ojciec miał wystraczająco czasu na jakąs reakcję. Nie skorzystał z tego - więc sorry, więcej szansy nie dostanie. W tej chwili załatwiam wszystko aby pozbawić tego człowieka praw rodzicielskich, bo niestety moj na takie prawa nie zasłużył. Bo jak to ktoś trafnie na forum zauwazył rodzicem się jest a nie bywa. Mamy już za sobą pierwsze rozmowy o ojcu, i pewnie niejedna mnie jeszcze czeka, ale przynajmniej jestesmy szczęsliwe, ja nie muszę tłumaczyć tego człowieka przed swoją córką, Mała nie tęskni za cżłowiekiem, którego zupełnie nie zna i nie pamięta. nic złego na jego temat nie mówię, po prostu najzwyczajniej w życiu wytłumaczyłam, że rodzice nie zawsze są ze sobą, że byli, ale się nie udało. W koncu nie to jest najwazniejsze. Ma kochaną rodzinkę, babcię, dziadka, wujków, ciotki, cioteczną siostrę - wszyscy ją kochają bardzo i to jest najwazniejsze. A ojciec jest, ale nie mieszka z mamą i wyjechał do Anglii.
Anieczka zrobisz jak uważasz za słuszne, bo to Ty musisz podjąc sama decyzję, Ty znasz tego człowieka najlepiej i wiesz czego masz się spodziewać po nim. Nie wiem, może niektorzy z tym się nie zgodzą, ale jeżeli ktoś ma bywac tylko rodzicem, to lepiej niech wogole nie będzie.
Jak pisałam wyżej to są tylko moje subiektywne odczucia. Nie jestem alfą i omegą. Kazdy sam jest kowalem swego losu.

Natomiast Anieczko, zapraszamy na ogólny topik " jak sobie radzicie" - tam spotkasz fajnych ludzi, tam się smiejemy, dzielimy doswiadczeniem, tam marudzimy, narzekamy - ogolnie to własnie tam się wpieramy. Bo nikt tak dobrze nie zrozumie samotnego rodzica, jak drugi samotny rodzic.

pozdrawiam
 
reklama
Do góry