Szczęśliwa 10
Początkująca w BB
Mój ból po stracie córeczki jest tak ogromny że z trudem mogę poskładać myśli ale spróbuję opowiedzieć Wam moją historię.Może jak to z siebie wyrzucę to poczuję się choć trochę lepiej.W wieku 21 lat wyszłam za mąż za wspaniałego człowieka.Byliśmy szczęśliwi ale nie myśleliśmy na początku o dzieciach.Gdy dojrzeliśmy do tej decyzji i zaczęliśmy się starać o dziecko jakaż była radość gdy okres mi się spóżniał o dwa tygodnie.Z uśmiechem na twarzy biegłam do apteki po test ciążowy lecz nastąpiło rozczarowanie i niepokój. Na następny dzień poszłam do ginekologa,która nastraszyła mnie że to ciąża pozamaciczna. Na szczęście i nieszczęście okazało się że to jest torbiel na jajniku.Przez rok się leczyłam ale leczenie nie dawało rezultatów więc musiałam się poddać zabiegowi usunięcia torbieli. I tak straciłam prawy jajnik bo to była torbiel dwukomorowa.Byłam załamana ale dosyć szybko doszłam do siebie bo wiedziałam że z jednym jajnikiem można zajść w ciążę. Mijał rok, dwa.....i kolejne rozczarowanie aż w końcu zmieniłam lekarza. Po badaniach okazało się że mój progesteron jest równy zeru a i mąż ma bardzo słabe nasienie i wysłano nas do Kliniki Bezpłodności w Mysłowicach. Gdy wróciliśmy do domu nie mogłam przestać płakać ponieważ nie było nas stać na leczenie w tej klinice. Więc mój lekarz przepisał mi progesteron ale nie dawał dużych szans na zajście w ciąże. Leczyłam się jakieś 1,5 roku. W między czasie straciłam pracę i wylądowałam na bezrobociu. Od 1 stycznia tego roku miałam podjąć pracę ale jakaż była nasza radość kiedy początkiem grudnia dowiedziałam się że jestem w 4 tygodniu ciąży. Wtedy zdecydowałam się zrezygnować z pracy i kolejny raz znowu poczułam niepokój oraz bezradność i strach że stracę dziecko ponieważ w 10 tygodniu zaczęłam plamić. Dostałam skierowanie do szpitala na zabieg bo okazało się ze to polip szyjki macicy który trzeba usunąć. Wszystko poszło ok. Kolejne tygodnie ciąży przebiegały prawidłowo. W 20 tygodniu ciąży dowiedzieliśmy się że będziemy mieć córeczkę. Malutka Wiktoria rozwijała się prawidłowo,była bardzo ruchliwa przez całą ciąże. Byłam bardzo szczęśliwa i nie mogliśmy się doczekać kiedy się urodzi i wierzyliśmy że nic złego nie może się już stać ale się myliliśmy. Najgorsze było jeszcze przed nami. Dwa tygodnie przed porodem to jest w 38 tygodniu ciąży miałam wyznaczoną wizytę u lekarza na KTG. Nie mogłam się doczekać kiedy usłyszę bicie jej serduszka. Lecz ogarnął mnie strach kiedy to położne nie mogły znaleść jej pulsu. Doznałam szoku kiedy lekarz wziął mnie na badanie USG i okazało się że moja kochana córeczka nie żyje a przecież jeszcze rano tego samego dnia czułam jej ruchy. Przynajmniej tak mi się wydawało wtedy. Coraz częściej myślę czy to nie jest moja wina. Wmawiałam sobie że to tylko sen i że jak się obudzę to wszystko będzie ok. W tamtej chwili chciałam aby podali mi narkozę i zrobili cesarkę abym nie pamiętała. Niestety musiałam urodzić siłami natury moją martwą córeczkę. Strasznie się wycierpiałam przy porodzie gdyż skurcze były już co minutę a szyjka nie chciała się otworzyć ale nie żałuję że rodziłam naturalnie a po porodzie mogłam wziąść moją córeczkę w ramiona i się z nią pożegnać. Starałam się jakoś trzymać i nawet nie płakałam trzymając ją. Może dlatego że byłam na relanium. Mój mąż też się dzielnie trzymał i był przy mnie podczas porodu. Gdy zostałam już wypisana do domu troskliwie się mną opiekował. Ale czekało nas jeszcze jedno trudne przeżycie a mianowicie pogrzeb naszej kochanej córeczki. I wtedy na cmentarzu chyba dotarło tak naprawdę do nas co się stało bo oboje płakaliśmy. Mój mąż po pogrzebie się jakoś trzyma w tej chwili albo sprawia takie pozory ale ja nie mogę przestać płakać a ból jaki czułam podczas porodu to nic w porównaniu jaki czuję teraz po pogrzebie. I ta straszna tęsknota. Wszyscy mi mówią że jeszcze będę mamą skoro raz się udało. Może tak ale mojej córeczki Wiktorii nikt nie zastąpi.