Ja jestem już w domu. Wypisałam się wczoraj o północy na własne żądanie. Wracałam do domu w piżamie i szlafroku.
Franka przewieźli na Kamieńskiego we Wrocławiu karetką na oddział kardiologi dziecięcej. Przed transportem ochrzciliśmy go jeszcze, bo Pani kardiolog stwierdziła, że jest w stanie krytycznym i nie wiadomo czy przeżyje transport. Przepłakaliśmy z mężem pół nocy. Pani kardiolog stwierdziła, że mały ma pomniejszony lewy przedsionek i lewą komorę serca. Jest to ponoć wada serca, która często ujawnia się dopiero po urodzeniu gdy dziecko przechodzi na 'własne' oddychanie. Sprawdzali zdjęcia usg z ciąży i tam nie mieli się czego czepić. Serce jak serce. Wyglądało na sprawne i zdrowe. Mały przy porodzie dostał 10/10 pkt.
Dzisiaj rano w szpitalu odłączyli Franusiowi sterydy. Oddycha samodzielnie i ma dobrą saturację. Tętno cały czas na poziomie 170/175. Lekarze mówią, że jest bardzo silny. Wczoraj wielką niewiadomą było czy przeżyje do rana, a dzisiaj wieczorem dostaliśmy informację, że zostanie przetransportowany do Krakowa do specjalistycznego szpitala na Prokocimiu, gdzie przejdzie operację. Nie wiem czy w czwartek czy piątek mają go wieść. Wszystko zależy od jego stanu. Jeżeli ją przeżyje to czekają go jeszcze kolejne w najbliższym czasie.
Jeżdżę do niego w ciągu dnia. Antek bardzo przeżył moją 1,5 dniową nieobecność i nie chce mnie nigdzie puszczać. Ja tam w szpitalu tylko bym płakała, więc spędzam czas z Antkiem i staram się nie myśleć za dużo o tym co nas spotkało.. a co nas jeszcze spotkać może.