reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Wieści od rozpakowanych mamusiek

she uwierz mi mialam to samo lęk przed szpitalem ogolnie nie wiem przed zyciem. A teraz same klotnie z M ... nieporozumienia wiecznie sie czepiam i wiesz co do jakiego wniosku doszlam ?? ze to ja po czesci sie przyczyniam do tego stanu rzeczy.... przemyslalam mam jakis paniczny lek ze go strace ze znajdzie sobie inna chyba tez na puknkcie mojego wygladu i wagi... Mam Gracjanka jest cudowny ale brakuje tej bliskosci i milosci bo w koncu jak to ktos kiedys powiedzial ze "dzieci nie rodzimy dla siebie "- kiedys pojda w swiat...

na mataczylam nie od rzeczy ale maly mi tutaj skacze a uwierz on to jest torpeda - doslownie.
W koncu jak przejrzalam na oczy ze on tak ucieka ode mnie w prace.... i staram sie zmieniac jest lepiej ( wiem wiem wina zawsze po obu stronach lezy), jestem strasznie nerwowa ze nie poznaje samej siebie ale to chyba zycie poczynilo mnie taka a nie inna... poronienie,smierc dziadka i babki M, wypadek samochodowy ( co za tym idzie ogromne problemy finansowe) po wypadku nie poszlam na obserwacje do szpitala a teraz wsio sie odzywa dziwny bol glowy, karku ( chyba od nerow) zoladka ( tez raczej nerwy), np glowy do klatki piersiowej dogiac nie moge taki bol. Rozdrazniona... teraz starania o dziecko nie udaje sie... nie doluje sie specjalnie ale tez mysle czy znowu cos nie tak... ja chyba ogolnie jakos za duzo mysle i w tym tkwi problem powinnam sie zajac czyms choc chyba nie mam czym.... w glowie kłębią się myśli, na smęcilam no ale soryyyy mialam pocieszyc a chyba inaczej wyszlo.

Gracjanek jest cudny ruchliwy.. strasznie ruchliwy milion pomyslow brojarz maly nie usiedzi 5 min on chyba wcale nie siada na spokojnie, 14kg zywej wagi no i 88cm chyba juz bedzie :) w wozku wyglada bosko takiiii wieeeeeegachny :-) i jest radoscia moje zycia co ja bym bez nie zrobila to naprawde nie wiem.....
 
reklama
Lili gratuluję jeszcze raz, dzielna kobitka jesteś

She powinnas M wystawić walizki za drzwi chyba, bo on Ciebie strasznie traktuje.

As dobrze, że lepiej już. A ty często masz omdlenia.

A u nas bunt jedzeniowy. Nic nie chce jeść ostatnio nawet mleka pić wieczorem, jedynie rano.
 
A u nas bunt jedzeniowy. Nic nie chce jeść ostatnio nawet mleka pić wieczorem, jedynie rano.

bez urazy gosiu :-D ale kurce... nareszcie ktos wie w jakiej ja jestem sytuacji od prawie 2 lat :baffled: michal rano butla (dzis mu nie dalam bo myslalam ze wiecej w dzien zje.... no i na mysleniu sie skonczylo) potem sniadanko (czyt. probuje mu je jakos dac do pyszczka, celuje ale on ma sprawniejsze raczki....), spacer bo moze pobiega i zglodnieje.... potem probuje drugi raz sniadanko i sytuacja sie powtarza ja celuje on wymahuje łapkami, po czym ja poraz enty sprzatam kuchnie a michal zasypia w lozeczku... spi do 3 godzin, potem obiadek i znowu probuje mu go jakos dac w roznych pstaciach i kolorach i nawet autka mu maluje z zupki, marchewki itd.. cuda wymyslam a on bawi sie w rzucanie jedzeniem wszedzie gdzie sie da... poraz kolejny sprzatam kuchnie a maly sie bawi klockami.... idzie na spacer bo moze pobiega i zglodnieje.... biega jak szalony.... po czym znowu probuje mu dac jesc ale guzik... wkoncu przychodzi godzina 20:30 i maly idzie spac, wypija mleko 220 ml i zasypia a ja znowu sprzatam kuchnie:angry: i bede szczera jakbym nie miala tu tesciowej to ja bym mlodego chyba juz z tej bezsilnosci rozszarpala bo cierpliwosc mi sie juz dawno skonczyla.... boze daj tylko zeby mala lubila jesc bo ja zwarjuje przy tym sprzataniu kuchni...
 
jejciu As dobrze,że ok!


co do jedzenia moja siostra nie je nic .np w sosie nie,warzyw,owoców,pierogów, .tylko naleśniki i leniwe by jadła.jak sałata leży na talerzu obok kotleta to krzyczy.ma 9lat! ale w jej przypadku wydaje mi się,że to rozpieszczenie, bo znajomej dziecko jak miało nadwrażliwość to nawet słodyczy nie jadło.a nasza mała to zapcha się słodyczami to i potem nie je
 
bez urazy gosiu :-D ale kurce... nareszcie ktos wie w jakiej ja jestem sytuacji od prawie 2 lat :baffled: michal rano butla (dzis mu nie dalam bo myslalam ze wiecej w dzien zje.... no i na mysleniu sie skonczylo) potem sniadanko (czyt. probuje mu je jakos dac do pyszczka, celuje ale on ma sprawniejsze raczki....), spacer bo moze pobiega i zglodnieje.... potem probuje drugi raz sniadanko i sytuacja sie powtarza ja celuje on wymahuje łapkami, po czym ja poraz enty sprzatam kuchnie a michal zasypia w lozeczku... spi do 3 godzin, potem obiadek i znowu probuje mu go jakos dac w roznych pstaciach i kolorach i nawet autka mu maluje z zupki, marchewki itd.. cuda wymyslam a on bawi sie w rzucanie jedzeniem wszedzie gdzie sie da... poraz kolejny sprzatam kuchnie a maly sie bawi klockami.... idzie na spacer bo moze pobiega i zglodnieje.... biega jak szalony.... po czym znowu probuje mu dac jesc ale guzik... wkoncu przychodzi godzina 20:30 i maly idzie spac, wypija mleko 220 ml i zasypia a ja znowu sprzatam kuchnie:angry: i bede szczera jakbym nie miala tu tesciowej to ja bym mlodego chyba juz z tej bezsilnosci rozszarpala bo cierpliwosc mi sie juz dawno skonczyla.... boze daj tylko zeby mala lubila jesc bo ja zwarjuje przy tym sprzataniu kuchni...
Oj u nas było to samo...
Znam to doskonale.

jejciu As dobrze,że ok!


co do jedzenia moja siostra nie je nic .np w sosie nie,warzyw,owoców,pierogów, .tylko naleśniki i leniwe by jadła.jak sałata leży na talerzu obok kotleta to krzyczy.ma 9lat! ale w jej przypadku wydaje mi się,że to rozpieszczenie, bo znajomej dziecko jak miało nadwrażliwość to nawet słodyczy nie jadło.a nasza mała to zapcha się słodyczami to i potem nie je
Nie zgodzę się z Tobą .
Są różne nadwrażliwości.
Mój Kuba ma na owoce ,kanapki,kiełbasę,pasztety i na warzywa.
Zje tylko banana ,bo on jest żółty ,a to jego ulubiony kolor.
Na widok warzyw na talerzu i zapach również ,reaguje czasami wymiotami.
Jak my jemy obiad to on je w osobnym miejscu ,bo nie może znieść widoku i zapachu surówki.
A za słodyczami by chyba w ogień poszedł...:baffled::baffled::baffled:

Kuba je kilka ulubionych rzeczy i na tym koniec :sorry2::sorry2:
 
Ostatnia edycja:
Weronika i Adrianna

1 doba życia - dzieć śpi wykończony po porodzie, w nocy to samo z przerwą 2h na jedzenie, próba cycowania - dla mnie bosko

2 doba życia - dzieć wojuje cały dzień, ale to akurat na zmianę pogody, gdzie w Poznaniu z 25 stopni następnego dnia zrobiła się deszczowa jesień i stopni 15 na dworze, wszystkie dzieci wariowały, w nocy spały Miła niespodzianka mnie tu czekała, bo w szpitalu odwiedziła mnie Adrianna, ubłagałam personel bym mogławyjść na korytarz, że na 10 minut zamienię się z mężem, on pozostanie z Weroniką, ja wyjdę do Adrianny, łzy w oczach pomogły, dostałam zgodę. Z 10 minut zrobiło się 25 minut i nie wiadomo kiedy nam ten czas zleciał, Adzik najpierw przytuliła się do mnie tak mocno, że mi serce pękało, bo w tym uścisku była cała tęsknota za mamą. Łzy mi poleciały, a jak łzy mi poleciały to Adzik się ocknęła i kazała się pozbierać do kupy, pokazując, że łzy trzeba otrzeć, dostałam buziaka i zaczęło się bieganie między kolumnami na korytarzu, zabawa w a-ku-ku, krótko mówiąc 25 minut minęło szybko. Do domu poszła chętnie, zrobiła papa i już ich nie było, obiecałam Jej, że jutro po mamusię przyjedzie i po Weronikę.

3 doba życia - wychodzimy do domu, jedziemy do moich rodziców, bo tam pradziadek czeka by zobaczyć wnusie, zarówno jedną jak i drugą, ale Weroniki jeszcze nie widział. Przyjechali po mnie, zaparkowali zaraz pod moim szpitalnym oknem, a ja już byłam gotowa do wyjścia, więc w tym oknie kukałam na nich i już zawołałam Adzika, Ona uradowana spojrzała do góry, wiedziała już gdzie przyszła. A. z Adą czekali na mnie w pomieszczeniu, do którego ja z Weroniką i położną zeszłyśmy by się uszykować/ przebrać do wyjścia. I tam nastąpiło zderzenie dwóch sióstr. Ada bardzo chętnie obserwowała, ale nic poza tym, tylko mówiła "Wewe". A. super tłumaczył, że to siostra, że malutka i takie tam. Ada pomogła mi się ubrać i idziemy do auta. Dziewczynki zapakowane, Ada spogląda i obserwuje. Wchodzimy do domu rodziców i tu rodzina spisała się na medal, każdy na Weronikę tylko zerkał, za to całą resztę uwagi skupił na Adriannie i zabawie z piłką, klockami, soczek dla Adzika itp.

Gdzieś tam pojawiły się teksty typu "Ada dotknij Weronikę", ale szybko to ukróciłam i kazałam dać spokój Adzikowi, co zostało przyjęte od razu ze zrozumieniem. Wytłumaczyłam, że jak w domu wyjęliśmy akordeon to Ada na początku go obserwowała, że musiała się do niego przyzwyczaić i że Weronika to taki akordeon, do którego Ada musi przywyknąć. Moje wytłumaczenie spotkało się z aprobatą. Dopiero jak ja wyszłam z Adą z pokoju, to rodzina rzuciła się otwarcie w stronę Weroniki, a ja im dałam czas na to, spędzając kilka chwil z Adą w kuchni i na baraszkowaniu w lodówce babci.

Pojawił się jeden, bardzo znaczący problem, karmienie piersią, coś czego mocno się obawiałam, bo Ada to pamięta. No i moje obawy się sprawdziły, Ada płakała jak diabli, histeria. A. Ją przytulał i tłumaczyliśmy, że Weronika nie umie inaczej jeść, że musi dostać cyca, bo jest za malutka. Adzik kiwała głową na tak, ale usta zakrywała rączkami i wyła, a łzy leciały strumieniami, serce mi pękało i tylko tłumaczenie A., że mamusia nie może przestać karmić, bo Weronika inaczej jeść nie umie, podtrzymywało mnie na duchu, by nie odstawić Weroniki i nie karmić Jej cichaczem. Karmienie było krótkie, ot tak by Weronika zaspokoiła głód, kiedy odstawiłam Weronikę, Ada natychmiast do mnie przyszła, wtuliła się i zaczęła się uspakajać. Jak się uspokoiła to jeszcze raz na spokojnie tłumaczenie, dlaczego mama musi karmić cycem.

Podróż do domu spokojna, odpuściliśmy kąpiel pierwszego dnia, jakoś nie było planu jak to ogarnąć, usypianie, A. Weronikę, ja Adriannę. Oczywiście tego dnia wszelkie karmienie Weroniki to rozpacz Adrianny. Adzik bardzo długo zasypiała, Weronika praktycznie od razu.

4 doba życia
- wielka masakra, chaos, brak zorganizowania, wszystko tak na łapu capu, każda z dziewczynek potrzebowała mamy w tym samym momencie, jak tylko szykowałam się do karmienia Weroniki to Ada już mi siedziała na kolanach, gotowa na długie przytulanie, cały czas tłumaczenie na spokojnie dlaczego mama daje cyca. Pojawiły się dwa słowa na BB, za chwilę przyszedł sms mniej więcej "powodzenia w ogarnięciu kociokwiku". I tak jak szłam z sypialni do kuchni tak się zatrzymałam w miejscu nagle. Kociokwik! Ha! Dostałam obuchem w łeb, już kiedyś tak było, chaos w domu, bo ja:
- muszę sprzątnąć łazienkę
- muszę sprzątnąć kuchnię
- muszę ugotować obiad
- muszę milion innych rzeczy zrobić
i muszę się z tym wszystkim zmieścić pomiędzy czasem dla dziewczynek, karmieniem i usypianiem i w ogóle. STOP! Ja nic nie muszę, ja mogę. Muszę być spokojna, a nie roztargniona, muszę być mamą, a nie dolatującym osobnikiem pomiędzy innymi czynnościami, bo kupa, bo karmienie, Muszę się zorganizować w sobie, poświęcać się w 100% dziewczynkom, a cała reszta innych czynności w domu może poczekać. Odetchnęłam z ulgą, od razu mi było lepiej, dosłownie od razu w domu zapanował spokój, tak jakby ten spokój udzielił się od razu pozostałym domownikom. Zaczęła się sielanka, która trwa do dziś. Dzięki Just79 za ten kociokwik.

A Adrianna każdej godziny lepiej, przyzwyczaiła się do tego, że Weronika inaczej jeść nie potrafi i cyc to Jej sposób na jedzenie, ale zawsze gdy chce się przytulić to Ją przytulam, nawet podczas karmienia, nigdy Jej tego nie odmawiam. Milion razy ma powtarzane, że Ją kocham. Nie jest odtrącona, tak jak Czarna76 radziła, Weronika może chwilkę zaczekać, Adrianna nie, Ona musi dostać dowód miłości i bezpieczeństwa od razu, by nie czuć się odtrąconą, a w zamian sama da od siebie miłość. I tak jest. Potrzebowała najpierw czasu by Weronikę:
- dotknąć, tak paluszkiem i uciec nim
- potem dotknąć tak normalnie
- pocałować - to pojawiło się dopiero piątego dnia

Adrianna nie usłyszała od nas nigdy "nie wolno dotknąć, pocałować itp.", Jej wolno, ja jestem po to by to kontrolować, ale tak wolno Jej dotknąć paluszkiem w oko, po główce pogłaskać, obejrzeć paluszki na nogach, obejrzeć pępek (Ada ma bzika na punkcie pępków), zrobić kulu-lulu, czyli jak Weronika leży na pleckach to kulu-lulu na boczek jeden, potem na plecki i na boczek drugi, tak wolno Jej to zrobić, skoro w ten sposób poznaje siostrę to wolno, zawsze kiedy chce Weronikę na ręce to Ją dostaje, siada mi na kolana, szykuje łapki, a ja kładę Weronikę na te Jej wyciągnięte rączki, a że wszystko trwa sekund kilka, to nie ważne, ważne są Jej chęci.
Usłyszała jedno "nie wolno", a mianowicie nie wolno chodzić i skakać po łóżku gdy Weronika na nim leży, że wtedy trzeba chodzić po kolankach i to trzeba cały czas przypominać, choć już doskonale wie, że robi źle, to jednak jeszcze to robi, choć już nie tak nagminnie.

A tak to Weronika nauczyła się już spać, gdy Ada nad Nią skacze, robiąc przy tym okropny hałas, śpi kiedy ta krzyczy, generalnie nie ma lekko. Ale Ada też się uczy, że jak Weronika śpi to trzeba być troszkę ciszej, nie wariować tak mocno.

Dla Ady Weronika to "Wewe", informuje nas o najmniejszym i najcichszym zaskomleniu Wewe kiedy się budzi i nie ważne, że jest w drugim pokoju, jest czujna, ta przez sen coś tam zamarudzi, Ada przybiega i informuje, że coś tam się dzieje i spróbuj nie sprawdzić, za szmaty Cię doprowadzi do siostry.

Ile razy zerknę to Ada np. bawi się, a za chwilę idzie sprawdzić do łóżeczka czy wszystko ok, albo jak Wewe śpi na kanapie w salonie to przyklęknie przy Niej i obserwuje. Sama chętnie nakrywa kocykiem, przynosi pieluszki i chusteczki, podaje smoczka. Do niczego Jej nie zmuszamy.

Pierwszy spacer, cudowna sprawa, tak dobrze mi się z nimi szło. Czas spędzony w ogrodzie super, Wewe w wózku, a my z Adą jak zawsze razem rysujemy kredą, jemy malinki, biegamy, gramy w rzepy, jakby nic się nie zmieniło, a zmieniło się wiele, obok stoi wózek, a w nim cudowna istotka.

Rady?
- ustawić sobie w głowie, że nic na siłę, że pranie poczeka, garnki w zlewie też, ale dzieci nie
- nie zabraniać kontaktu starszego rodzeństwa z młodszym, a kontrolować to, być przy tym jak się poznają
- zaangażować Starszaka w pomoc, ale nie na siłę, zawsze pochwalić, pocałować, nie karać jak nie chce pomóc, to jego dobra wola, nie przymus, rodzicem jestem ja
- chustowanie na pewno pomoże, ja się przymierzam
- wszelkie kolorowanki czy te do kredek czy te malowane wodą, Starszaka zajmą na chwilę, dzieć najedzony to pofika sam na kanapie, a ja mam chwilę na cokolwiek
- u nas dalej wspólne posiłki są, tak by dla Ady w tej kwestii nie było zmian
 
Ostatnia edycja:
cd, nie zmieściło mi się :-p

Póki co tyle. Idzie to wszystko ogarnąć, pomoc męża/partnera jest super, ale samemu też się da radę, tylko nic na siłę, my wprowadzamy system już przygotowania zimowego, A. działa wokół domu, w ogrodzie, kotłowni, a ja mam czas z dziećmi, jak ja muszę coś papierkowego zrobić, to on się dziećmi zajmie, ale jak Weronika śpi, Ada zajmie się sobą albo ja Jej dam zajęcie to i tą kwestię idzie opanować.

Obiady? Wcześnie z rana najlepiej sobie przygotować i niech czeka na włączenie. Nie będzie potem stresu, że się z obiadem nie wyrabiam.

Pieluchy? Po raz pierwszy musiałam wlecieć na „1”, bo z „2” kupa bokiem wychodziła i prawdopodobnie zużyjemy paczek w ilości 2 sztuki, także She to informacja dla Ciebie.

Póki co tyle.

A tak się pochwalę, wchodzę w ciuchy sprzed ciąży, dzisiaj mam kieckę i rajstopki i bluzkę z dekoltem i kończę, bo lecę zrobić makijaż, na 9 do zdjęcia szwów, a jeszcze muszę ubraćAdzika i obudzić A., bo zaraz potem jedziemy do Poznania, po akt urodzenia oraz załatwić macierzyński i w gościnę do rodziców przy okazji.

Miłego dnia. :tak:
 
lili nawet nie wiesz z jak wielką ulgą czyta się takie posty :-D, u mnie to tylko jeden problem - jedzenie a raczej nie jedzenie michala, gdyby jadł to by mi to zycie ułatwiło...

obiady ja sobie nagotowałam całą zamrazarke, mysle ze takie ktore jesc bede mogla, mam gołabki (zjem tylko srodek :p), mam krokiety, gotowe opanierowane kotleciki drobiowe bede probowac czy małej smazone nie zaszkodzi, mam leczo wazywne, miesko na gulasz z indyka, udka z kurczaka, mieso wołowe na bogracz albo tez jakis gulasz i mase warzyw, w tym dwa worki dyni a nigdy dyni nie robilam wiec nie mam pojecia co ja z tym zrobie :p... u mnie na poczatku bedzie tesciowa gotowac ale jak dostane ugotowane udko z kurczaka to sie chyba pozygam.... jak sie pozbieram do kupy to mam zamiar sama gotowac bo nie dam sie karmic jakimis pyprami, chyba ze mala zle bedzie reagowac... zreszta moja tesciowa jak mi przy michale gotowala to owszem jałowe jedzenie nie ostre ale juz przyprawy typu kostki rosołowe i zupy w proszku uzywała (do doprawiania swoich zup) wiec ja tego toku myslenia w ogole nie rozumie tym bardziej ze ona dobrze wie ze to wszystko sama chemia jest... poki co i tak jestem przerazona tym co mnie czeka, tym bardziej ze mam jeszcze studia i obawiam sie czy je skoncze...


As doczytałam co się stało....:baffled: masakra ja bym chyba umarła ze strachu, a do dzis pamietam wielkiego guza u michala na czole bo przywalił w futryny.... małej szybko sie zagoii i nie bedzie tego pamietac ;-)

u mnie michal mam wrazenie ze w nocy moglby wypic mleko jak niemowle co 2 godziny.... i nie wiem co mam robic, bo w dzien nie je prawie nic, wczoraj go zwazyłam 9700 :no::-( i jest mi z tym zle, bo nie czuje sie dobra mama skoro dziecka nie potrafie nakarmic.... wczoraj na dobranoc michal dostal jak zwykle mleko o 21 a o 23 juz sie wiercil i popłakiwał z głodu chyba bo w koncu sie zlitowałam i dałam mu znowu mleka i wypił poraz drugi flache 220ml.... a rano o 5,30 znowu sie budzil i plakał i dałam mu znowu flache i wytrabił cała.... o 9tej probowalam go wsadzic w krzeselko do karmienia ale nie chciał usiasc... babcia wziela go na spacer gdzies do 10tej z nim pochodzi i sprobuje poraz drugi ze sniadaniem ale pewnie mi nic nie zje a mam zrobiony sucharek na mleko ktory zawsze uwielbiał i zjadał na sniadanie, chlebek z masłem w kosteczke, parowki i nie wiem co wymyslic innego zeby zjadł....

as napisz mi pw o tych nadwrazliwosciach bo ja juz nie wiem jak do niego dotrzec a nie bede przeciez krzyczec po nim bo i tak tego nie rozumi.... nawet jakies glupie straszenie nie działa tzn mowie mu ze jak nie zje to nie bedzie umial ruszac paluszkami, nie urosnie nie bedzie umial szybko biegac itd dziala to z odwrotnym skutkiem michal pokazuje ze umi ruszac paluszkami a biegac potrafi jak perszing.... on rozumi co do niego mowie ale nie daje sie zrobic w balona :cool:. napisz mi jak ty sobie z twoim malym radzilas, jakie sposoby mieliscie? moze cos na apetyt mam mu dawac? kiedys dawalam apetizar 1/3 dawki ale raczej to nie podziałało....
 
Ostatnia edycja:
reklama
Do góry