Weronika i Adrianna
1 doba życia - dzieć śpi wykończony po porodzie, w nocy to samo z przerwą 2h na jedzenie, próba cycowania - dla mnie bosko
2 doba życia - dzieć wojuje cały dzień, ale to akurat na zmianę pogody, gdzie w Poznaniu z 25 stopni następnego dnia zrobiła się deszczowa jesień i stopni 15 na dworze, wszystkie dzieci wariowały, w nocy spały Miła niespodzianka mnie tu czekała, bo w szpitalu odwiedziła mnie Adrianna, ubłagałam personel bym mogławyjść na korytarz, że na 10 minut zamienię się z mężem, on pozostanie z Weroniką, ja wyjdę do Adrianny, łzy w oczach pomogły, dostałam zgodę. Z 10 minut zrobiło się 25 minut i nie wiadomo kiedy nam ten czas zleciał, Adzik najpierw przytuliła się do mnie tak mocno, że mi serce pękało, bo w tym uścisku była cała tęsknota za mamą. Łzy mi poleciały, a jak łzy mi poleciały to Adzik się ocknęła i kazała się pozbierać do kupy, pokazując, że łzy trzeba otrzeć, dostałam buziaka i zaczęło się bieganie między kolumnami na korytarzu, zabawa w a-ku-ku, krótko mówiąc 25 minut minęło szybko. Do domu poszła chętnie, zrobiła papa i już ich nie było, obiecałam Jej, że jutro po mamusię przyjedzie i po Weronikę.
3 doba życia - wychodzimy do domu, jedziemy do moich rodziców, bo tam pradziadek czeka by zobaczyć wnusie, zarówno jedną jak i drugą, ale Weroniki jeszcze nie widział. Przyjechali po mnie, zaparkowali zaraz pod moim szpitalnym oknem, a ja już byłam gotowa do wyjścia, więc w tym oknie kukałam na nich i już zawołałam Adzika, Ona uradowana spojrzała do góry, wiedziała już gdzie przyszła. A. z Adą czekali na mnie w pomieszczeniu, do którego ja z Weroniką i położną zeszłyśmy by się uszykować/ przebrać do wyjścia. I tam nastąpiło zderzenie dwóch sióstr. Ada bardzo chętnie obserwowała, ale nic poza tym, tylko mówiła "Wewe". A. super tłumaczył, że to siostra, że malutka i takie tam. Ada pomogła mi się ubrać i idziemy do auta. Dziewczynki zapakowane, Ada spogląda i obserwuje. Wchodzimy do domu rodziców i tu rodzina spisała się na medal, każdy na Weronikę tylko zerkał, za to całą resztę uwagi skupił na Adriannie i zabawie z piłką, klockami, soczek dla Adzika itp.
Gdzieś tam pojawiły się teksty typu "Ada dotknij Weronikę", ale szybko to ukróciłam i kazałam dać spokój Adzikowi, co zostało przyjęte od razu ze zrozumieniem. Wytłumaczyłam, że jak w domu wyjęliśmy akordeon to Ada na początku go obserwowała, że musiała się do niego przyzwyczaić i że Weronika to taki akordeon, do którego Ada musi przywyknąć. Moje wytłumaczenie spotkało się z aprobatą. Dopiero jak ja wyszłam z Adą z pokoju, to rodzina rzuciła się otwarcie w stronę Weroniki, a ja im dałam czas na to, spędzając kilka chwil z Adą w kuchni i na baraszkowaniu w lodówce babci.
Pojawił się jeden, bardzo znaczący problem, karmienie piersią, coś czego mocno się obawiałam, bo Ada to pamięta. No i moje obawy się sprawdziły, Ada płakała jak diabli, histeria. A. Ją przytulał i tłumaczyliśmy, że Weronika nie umie inaczej jeść, że musi dostać cyca, bo jest za malutka. Adzik kiwała głową na tak, ale usta zakrywała rączkami i wyła, a łzy leciały strumieniami, serce mi pękało i tylko tłumaczenie A., że mamusia nie może przestać karmić, bo Weronika inaczej jeść nie umie, podtrzymywało mnie na duchu, by nie odstawić Weroniki i nie karmić Jej cichaczem. Karmienie było krótkie, ot tak by Weronika zaspokoiła głód, kiedy odstawiłam Weronikę, Ada natychmiast do mnie przyszła, wtuliła się i zaczęła się uspakajać. Jak się uspokoiła to jeszcze raz na spokojnie tłumaczenie, dlaczego mama musi karmić cycem.
Podróż do domu spokojna, odpuściliśmy kąpiel pierwszego dnia, jakoś nie było planu jak to ogarnąć, usypianie, A. Weronikę, ja Adriannę. Oczywiście tego dnia wszelkie karmienie Weroniki to rozpacz Adrianny. Adzik bardzo długo zasypiała, Weronika praktycznie od razu.
4 doba życia - wielka masakra, chaos, brak zorganizowania, wszystko tak na łapu capu, każda z dziewczynek potrzebowała mamy w tym samym momencie, jak tylko szykowałam się do karmienia Weroniki to Ada już mi siedziała na kolanach, gotowa na długie przytulanie, cały czas tłumaczenie na spokojnie dlaczego mama daje cyca. Pojawiły się dwa słowa na BB, za chwilę przyszedł sms mniej więcej "powodzenia w ogarnięciu kociokwiku". I tak jak szłam z sypialni do kuchni tak się zatrzymałam w miejscu nagle. Kociokwik! Ha! Dostałam obuchem w łeb, już kiedyś tak było, chaos w domu, bo ja:
- muszę sprzątnąć łazienkę
- muszę sprzątnąć kuchnię
- muszę ugotować obiad
- muszę milion innych rzeczy zrobić
i muszę się z tym wszystkim zmieścić pomiędzy czasem dla dziewczynek, karmieniem i usypianiem i w ogóle. STOP! Ja nic nie muszę, ja mogę. Muszę być spokojna, a nie roztargniona, muszę być mamą, a nie dolatującym osobnikiem pomiędzy innymi czynnościami, bo kupa, bo karmienie, Muszę się zorganizować w sobie, poświęcać się w 100% dziewczynkom, a cała reszta innych czynności w domu może poczekać. Odetchnęłam z ulgą, od razu mi było lepiej, dosłownie od razu w domu zapanował spokój, tak jakby ten spokój udzielił się od razu pozostałym domownikom. Zaczęła się sielanka, która trwa do dziś. Dzięki Just79 za ten kociokwik.
A Adrianna każdej godziny lepiej, przyzwyczaiła się do tego, że Weronika inaczej jeść nie potrafi i cyc to Jej sposób na jedzenie, ale zawsze gdy chce się przytulić to Ją przytulam, nawet podczas karmienia, nigdy Jej tego nie odmawiam. Milion razy ma powtarzane, że Ją kocham. Nie jest odtrącona, tak jak Czarna76 radziła, Weronika może chwilkę zaczekać, Adrianna nie, Ona musi dostać dowód miłości i bezpieczeństwa od razu, by nie czuć się odtrąconą, a w zamian sama da od siebie miłość. I tak jest. Potrzebowała najpierw czasu by Weronikę:
- dotknąć, tak paluszkiem i uciec nim
- potem dotknąć tak normalnie
- pocałować - to pojawiło się dopiero piątego dnia
Adrianna nie usłyszała od nas nigdy "nie wolno dotknąć, pocałować itp.", Jej wolno, ja jestem po to by to kontrolować, ale tak wolno Jej dotknąć paluszkiem w oko, po główce pogłaskać, obejrzeć paluszki na nogach, obejrzeć pępek (Ada ma bzika na punkcie pępków), zrobić kulu-lulu, czyli jak Weronika leży na pleckach to kulu-lulu na boczek jeden, potem na plecki i na boczek drugi, tak wolno Jej to zrobić, skoro w ten sposób poznaje siostrę to wolno, zawsze kiedy chce Weronikę na ręce to Ją dostaje, siada mi na kolana, szykuje łapki, a ja kładę Weronikę na te Jej wyciągnięte rączki, a że wszystko trwa sekund kilka, to nie ważne, ważne są Jej chęci.
Usłyszała jedno "nie wolno", a mianowicie nie wolno chodzić i skakać po łóżku gdy Weronika na nim leży, że wtedy trzeba chodzić po kolankach i to trzeba cały czas przypominać, choć już doskonale wie, że robi źle, to jednak jeszcze to robi, choć już nie tak nagminnie.
A tak to Weronika nauczyła się już spać, gdy Ada nad Nią skacze, robiąc przy tym okropny hałas, śpi kiedy ta krzyczy, generalnie nie ma lekko. Ale Ada też się uczy, że jak Weronika śpi to trzeba być troszkę ciszej, nie wariować tak mocno.
Dla Ady Weronika to "Wewe", informuje nas o najmniejszym i najcichszym zaskomleniu Wewe kiedy się budzi i nie ważne, że jest w drugim pokoju, jest czujna, ta przez sen coś tam zamarudzi, Ada przybiega i informuje, że coś tam się dzieje i spróbuj nie sprawdzić, za szmaty Cię doprowadzi do siostry.
Ile razy zerknę to Ada np. bawi się, a za chwilę idzie sprawdzić do łóżeczka czy wszystko ok, albo jak Wewe śpi na kanapie w salonie to przyklęknie przy Niej i obserwuje. Sama chętnie nakrywa kocykiem, przynosi pieluszki i chusteczki, podaje smoczka. Do niczego Jej nie zmuszamy.
Pierwszy spacer, cudowna sprawa, tak dobrze mi się z nimi szło. Czas spędzony w ogrodzie super, Wewe w wózku, a my z Adą jak zawsze razem rysujemy kredą, jemy malinki, biegamy, gramy w rzepy, jakby nic się nie zmieniło, a zmieniło się wiele, obok stoi wózek, a w nim cudowna istotka.
Rady?
- ustawić sobie w głowie, że nic na siłę, że pranie poczeka, garnki w zlewie też, ale dzieci nie
- nie zabraniać kontaktu starszego rodzeństwa z młodszym, a kontrolować to, być przy tym jak się poznają
- zaangażować Starszaka w pomoc, ale nie na siłę, zawsze pochwalić, pocałować, nie karać jak nie chce pomóc, to jego dobra wola, nie przymus, rodzicem jestem ja
- chustowanie na pewno pomoże, ja się przymierzam
- wszelkie kolorowanki czy te do kredek czy te malowane wodą, Starszaka zajmą na chwilę, dzieć najedzony to pofika sam na kanapie, a ja mam chwilę na cokolwiek
- u nas dalej wspólne posiłki są, tak by dla Ady w tej kwestii nie było zmian