reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Każda z nas wita styczeń z nadzieją i oczekiwaniem. Myślimy o tym, co możemy osiągnąć, co chcemy zmienić, kogo kochamy i za kogo jesteśmy wdzięczne. Ale niektóre z nas mają tylko jedno pragnienie – przetrwać, by nadal być przy swoich bliskich, by nadal być mamą, partnerką, przyjaciółką. Taką osobą jest Iwona. Iwona codziennie walczy o swoje życie. Każda chwila ma dla niej ogromne znaczenie, bo wie, że jej dzieci patrzą na nią z nadzieją, że mama zostanie z nimi. Każda złotówka, każde udostępnienie, każdy gest wsparcia przybliża ją do zwycięstwa. Wejdź na stronę zbiórki, przekaż darowiznę, podziel się informacją. Niech ten Nowy Rok przyniesie szansę na życie. Razem możemy więcej. Razem możemy pomóc. Zrób, co możesz.
reklama

Wieści od rozpakowanych mamusiek

reklama
Relacja porodowa :-p

W niedzielę o godzinie 18:00 zapakowani w samochodzie ruszyliśmy w stronę do Poznania rodzić Weronikę. Skurcze co 5 minut. Adzika w połowie drogi mieliśmy zostawić na działce u moich rodziców, tak kilka buziaków i jazda dalej na Poznań. Nie przypuszczałam, że moment rozstania z Adzikiem na kilka dni będzie dla mnie tak trudny, tym bardziej, że Ona sama czuła, że coś się święci. Przytuliłam Ją i nie mogłam opanować płaczu (nawet teraz na samo wspomnienie) serce czułam, że mi pęka, a tu trzeba jechać, nie ma odwrotu. 5 dni powtarzałam sobie jak wariatka i gdy zapakowałam się do auta wpadłam w taką rozpacz, że wyłam, łzy leciały, zła na cały świat. W połowie drogi do Poznania skurcze zaczynały zanikać, czas między nimi się wydłużał, A. zabrał mnie jeszcze na lody, no i o 19:30 wylądowaliśmy dopiero na IP.

Dałam znać mojej położnej - koleżance, akurat miała dyżur nocny, że jesteśmy na IP, a pani na IP zaczęła już wypisywać dokumenty do przyjęcia. Nie wyglądałam na rodzącą, podczas całego pobytu na IP jakieś 30 minut chwycił mnie aż jeden skurcz i to taki lekki, ktg ok, podczas badania szyjka zamknięta, gdzieś tam daleko z tyłu. Pytanie zostaję czy nie? Bo przyjąć mnie musieli, ja mogłam na własne życzenie podpisać papiery i wyjść. No i tak sobie staliśmy i gdybałam z nimi czy urodzę czy nie. Kumpela powiedziała zostań, poobserwujemy Cię. Ja myślałam kategoriami wracam do Adzika, tylko co jak to się rozkręci i w krótkim czasie będę musiała Ją drugi raz porzucić? W szpitalu miałam zostać na 3 dni, najwyżej wcześniej wyjść na własne życzenie.

Zdecydowaliśmy z A., że zostaję i zrobię wszystko by skurcze wróciły. Ha! Plan był, A. pojechał do domu, Ada została na noc u moich rodziców.

Na patologii trafiłam do pokoju z dziewczyną, która umarłego zagadałaby na śmierć, ja potrzebowałam towarzysza niemowy. :-p Była bardzo sympatyczna, powiedziała mi, że w przeciągu 24h z tego łóżka 3 dziewczyny wyjechały na porodówkę i urodziły i tej myśli chwyciłam się jak tonący brzytwy. ;-)
21:00 nic, zero cisza, znowu zła na cały świat, jeszcze po telefonicznej rozmowie z mamą, że Ada sobie grzecznie leży, ale nie może zasnąć, żałowałam, że się nie podpisałam tych papierów, że idę do domu. Wzięłam do ręki notes i długopis i ... zaczęłam rysować w nim wszystko to co zazwyczaj rysuję z Adą kredą na chodnikach, ulicach. Tak sobie rysowałam, potem ten zeszyt przytuliłam do serca i znowu się rozryczałam. (tak jak teraz). Byłam w psychicznej rozsypce. :-(
Przyszła kumpela, że nie widzi by to się do rana rozkręciło, więc jak nie będę wstanie tu wyleżeć to mam się wypisać. A najlepiej mam zrobić tak by skurcze wróciły. Ha, ciekawe jak? :rolleyes2: Współtowarzyszka pokoju powiedziała mi, że póki co mam się skupić na dzidzi w brzuszku, a Adriannie u dziadków na pewno jest dobrze. Wcale mi lżej nie było i chciałam by się zamknęła, choć gadała z sensem. Po prostu ja byłam nieznośna i mało towarzyska. :dry:

Godzina 22:00 z zegarkiem w ręku pojawił się skurcz, po 25 minutach kolejny i kiedy naliczyłam ich 4 nadzieja wróciła, że to pozostanie na patologii może nie jest złe. Pewnie cała noc przede mną aż się to rozkręci, bo przecież cała niedzielę się rozkręcało, aż doszło do 5 minut. No nic, skupmy się. Ok, 1:00 w nocy skurcze co 10 minut, piszę do kumpeli na porodówce, że mam takie i takie skurcze, dostaję sms zwrotnego, "to zrób jeszcze tak by Ci odeszły wody, wtedy się zgarniamy". Myślałam, że padnę jak to przeczytałam. Jak się robi by odeszły wody? :oo2: Zaczęłam gadać w myślach do Weroniki, że ma sobie tam urządzić taką imprezę by wody zaczęły się chociaż sączyć. No i tak sobie leżałam, wstając co jakiś czas do wc, z tymi skurczami. O 4:00 coś mi poleciało między nogami, poleciałam dosłownie do wc, z wielką nadzieję, siadam, leci i leci i to nie siku, aż zaklaskałam Weronice, wody mi odchodzą!!! I za chwilę przyszedł taki skurcz, że myślałam, że się osram. :sorry2:
Próbowałam się dotargać się w stronę łóżka, po drodze już naciskając na ścianie przycisk "pielęgniarka/położna", przyszła szybciutko, mówię co i jak, Ona, że to pod ktg, lekarz został wezwany od razy, porodówka poinformowana. Coś się dzieje, a ja telefon do A., że ma przyjeżdżać. KTG ok, skurcze są, na poziomie 80% co 5 minut, zapis trwał minut 30. Na badanie, podczas badania, szyjka zamknięta, rozwarcie na opuszek palca, ale znowu poleciały wody i to sporo, jazda na porodówkę.
Kumpela po mnie przyszła i poszłyśmy. Bardzo miła dla oka sala porodowa, no i to by było tyle, bo była godzina przed 5:00 a ja wiedziałam, że ewentualne CC jak będzie to rano, chyba, że coś się zacznie dziać na tyle, że machną prędzej. Póki co decyzją lekarza z patologii SN i vacuum. Decyzja lekarza w ogóle do mnie nie docierała. :dry:

Kumpela do 7:00 miała dyżur, potem zostawała by mi potowarzysz, kazała się wyrobić do 14:00, bo na 16:00 ma już plany. Mądralińska. :-p Usadowiłam się w wannie i gdyby ode mnie to zależało, to w tej wannie mogłabym siedzieć i siedzieć, bo gdy nadchodził skurcz, a A. polewał mnie ciepłą wodą po brzuchu i poniżej to ulga niesamowita. Ale nie ma lekko, trza było w końcu wyjść i tak pewnie zużyłam ilość wody, która przysługuje na trzy rodzące. ;-) Zrobiła mi badanie o 6:45, brak postępu porodu, poszła i zaczęła nakręcać sprawę na CC, dostałam wskazówki co mam mówić, by to CC nastąpiło, czyli gdzie mnie boli, czyli miałam odstawić szopkę, ojj bardzo chętnie. :tak:
Zmiana dyżurujących, kumpela już nic nie mogła, mogła tylko być ze mną i mówić do mnie. Badanie o 7:30 przez lekarkę, która miała prowadzić mój poród i głos oznajmiający 3,5 cm rozwarcia. Na sali zrobiła się cisza, Ania gra swoją szopkę, że boli tu i tu, lekarska wyszła, kumpela kazała zrobić badanie położnej, która mnie przejęła, że to niemożliwe, bo 45 minut temu było zero, położna bada i oznajmia, że rozwarcie dobre 4, nawet o 5 by się pokusiła. A ja jęczę o to CC i nagle słyszę uradowany głos kumpeli "możesz przestać jęczeć, teraz już nikt Ci tu cesarki nie zrobi, rodzimy SN." :tak: A zaraz po tym słyszę A. "to Cię porobiła z tą cesarką" :-p Kazano mi zmienić pozycję do porodu SN. A co zrobiła Ania? Strzeliła focha. :evil: Postanowiłam się nie odzywać. A. mówi do kumpeli, że teraz ma za swoje, że znając mnie to pewnie współpracować już nie będę i jeszcze pewnie zaraz im tu omdleję. :-p Tak tak zemdleć to byłoby to sobie myślę, ale słyszę kumpelę, "dobra dobra bez ściemy, tętno w normie, tętno dziecka w normie, nie wygląda na mdlejącą" ;-)

No i chwilę później dostałam OPR od kumpeli i owej położnej na dyżurze, tzn. one stały nade mną i donośnym głosem nawoływały mnie do współpracy, a ja akurat byłam w momencie gdy musiałam sobie to wszystko w głowie poukładać, że rodzę SN, że będzie vacuum, że muszę zacząć współpracować dla dobra Weroniki, bo przecież sama nie urodzę. :sorry2:

Ocknęłam się i pojawiła się nowa Ania. Słuchałam co do mnie się mówi, wykonywałam polecenia jak w zegarku, gdy usłyszałam, że rozwarcie jest na 9 chwilę później to zastanawiałam się jak ta jama musi wyglądać, ale dalej sobie dmuchałam jak mi kazano, bo jakiś już czas Weronika schodziła do kanału rodnego, troszkę to trwało, ale na pewno to Jej schodzenie do kanału rodnego mniej mnie bolało niż te skurcze, które trwały od 22:00. :tak: Do tego ręka A. którą można było zdusić i było ok. Jeszcze ok. 8:30 zaliczyłam obchód i się zaczęło, zmiana pozycji, milion poleceń, szykowanie vacuum, na moment vaccum A. wyproszony z sali i teraz informacja o idącym silnym skurczu, bo na takim będzie i nacięcie i vaccum zakładane, dostałam jeszcze zastrzyk ze znieczuleniem w krocze. Jak na złość przyszły dwa lżejsze, już mi się wyć chciało, że znowu zacznie się wszystko cofać, ale nie idzie taki mega ach och ech informuję, przecięta (nie wiem kiedy), vacuum założone, kolejne polecenia, ręce tu, oczy zamknięte, na skurczu wstrzymać powietrze, nie przeć, idzie skurcz, bach, słyszę "jest główka, jeszcze jeden", tutaj vacuum zdjęte i mi kazano lekko poprzeć, plum, jest Weronika, od razu wezwali A., położyli nam Weronikę na piersiach, była cudowna, czarne włoski i taka mocno ciemna, opalona, po kim ??? :-p Aaaaa ból? Eeee jaki ból? Gdzie jest ból? Kto go odciął? Tak nagle? :surprised:
A. przeciął pępowinę, zabrali Weronikę do badania, 10 pkt, pomimo vacuum, ale i tak musieli Ją zabrać na 2h obserwację główki i te 2h były święte, czekaliśmy niecierpliwie. W międzyczasie jeszcze mi oznajmiono, że muszę urodzić łożysko, więc zaczęłam jęczeć, że jeszcze 40 minut rodzenia łożyska, one na mnie patrzą spod moich nóg, jakie 40 minut? A ja, że tak czytałam z relacji dziewczyn z porodów, 5 minut później łożysko było urodzone, na szczęście całe, nie trzeba było czyścić, jeszcze badanie dna macicy czy wszystko ok po cc z pierwszej ciąży. no i szycie i telefon do mamy, która namiętnie mi powtarzała, że cc to nie poród i nie wiem co to poród, więc oto takimi słowami ją przywitałam " wypchaj się, urodziłam SN, już nigdy nie będziesz mogła powiedzieć, że nie wiem co to poród" :-p


A ja? Nie mogłam uwierzyć, że urodziłam SN, że pokonałam mój próg bólu i dałam radę, byłam z siebie dumna. Podczas porodu raz pomyślałam o Adriannie i był to ten moment kiedy strzeliłam focha, myśl o Niej spowodowała, że inaczej podeszłam do sprawy, w jednej chwili dorosłam, dorosłam by sprostać zadaniu, bo moim córkom to się należy... :tak:

Po 2h, kiedy już świat obiegła informacja o narodzinach naszego cudu przywieźli Ją, całą i zdrową i naszą. :laugh2:

Następny poród przewidujemy na lata 2015-2016, chyba bardziej 2016, oczywiście SN.
laugh2.gif
 
Ostatnia edycja:
Lili jeszcze raz jesteś wielka i dzielna dziewczynka! Czytałam i płakałam! Jeszcze raz gratuluje!!!
Ja tez się boję tego najbardziej, że bede musiała Zostawić Tomka. Mam nadzieję że tylko nie będziemy leżeć tak długo. Eh jak jechałam rodzić Tomka to też płakałam ,że zostawiam psa i M:zawstydzona/y: w domu, to co będzie tym razem. do tej pory pamiętam wizyta na 17 u gin skierowanie do szpitala i ten spacer nad rzekę z psem ,śnieg i mróz i co znowu tak będzie tylko jeszcze do tego mój największy skarb Tomek. Ale damy radę!
 
Lill brawo dzielna Dziewczyna z Ciebie. Czekam tylko jeszcze na relacje co bylo dalej czyli odcinek pt "powrot do domu i co dalej".

Martusionek widze ze duzo nas laczy. Jak w ciazy z Emi zattrzymono mnie w szpitalu to tez ryczalam myslac o psie i M. Teraz o M sie nie martwie. O psa nadal tak. Ale najbardziej o Emi. Np o to jak zareaguje jak obudzi sie w nocy wolajac "do mami" a ja nie przyjde i nie przytule. I o siebie jak wytrzymam min 2 dni a przy zlych wiatrach jeszcze dluzej w szpitalu. To mnie zabija.
 
Lili zabraniam takich rzeczy pisać:-p, siedzę w biliotece i beczę, a obok dzieci na komputerze.
A tak na serio, byłaś bardzo dzielna, jeszcze raz gratuluję. Moj porod z Kamilkiem wspominam bardzo dobrze, jakbym doświadczyła cudu, ale ten drugi mnie przeraża, właś nie przez to, ze będę musiała zostawić Kamilka. Już jakiś czas temu w nocy to sobie uświadomiłam, pobeczałam się i obudziłam M. On oczywiście, ze jeszcze dużo czasu, że musimy być spokojni, zeby ten mały okruszek zdrowo rósł... ja to wszystko wiem, ale jednak to rozstanie przeraża. No nic, tak jak Martusionek pisze, damy radę. Oby tylko dotrwać do tego momentu.
Martusionek, a Ty dziś nie masz USG?
Kairko dobrze, ze z Lenką lepiej.
Ssabrinka Sami piekny. No i zdrowka na te 10 miesięcy.
W sobote u nas w kościele bylo błogosławieństwo dzieci, tych brzuszkowych również. Podchodziłam do ołtarza dwa razy (za Kamilkiem i z brzuszkiem) i byłam taka szczęśliwa.Kamilek potrafi złożyć rączki i mówi "aman" znaczy amen:)
 
Lili, Ade rodzilas CC? No, to masz nowe doswiadczenie. Opis swietny, kumpele masz boska - kocham te kobite! "Zrob zeby ci odeszly wody, wyrob sie do 14 bo pozniej mam juz inne plany..." - super babka.
A ty dzielna dziewczynka jestes.
 
Lili dzielna z Ciebie mamusia i co za historia az sie poryczalam,dalas rade i pokonalas wlasny lek ;-) kumpela swietna super ze mialas takie wsparcie w tak cudownym dniu ;-)a rozstanie z Adzikiem musialo byc bardzo bolesne dla Ciebie ale juz masz dwie dziewczyny przy sobie i teraz tylko sie trzeba cieszyc z kazdego dnia ;-) Czekamy na reszte opowiadan i wydarzen z dnia jak sobie dziewczynki radza :tak:;-)
No a u nas nocka w miare ok nadal sa jakies pobudki i karmienie bylo o 3 a o 6 juz mala wiercipieta sie zbudzila ehh czemu tak wczesnie o zgrozo jakbym chciala se tak pospac chociaz do tej 8
laugh.gif

U nas dzisiaj zapowiada sie na ladny dzien mimo tego ze jest chlodno ale sloneczko swieci i nie pada jak na razie wiec po drzemce na miasto pojdziemy trzeba rachunki poplacic
biggrin.gif
No a moj krasnal juz spi ponad 1h wiec licze na jeszcze drugie tyle i wstanie :tak:

Milego dnia mamusie ;-)
 
Oj Asiu rzeczywiście duzo nas łączy:-) mi tez tym razem to M średnio bedzie szkoda, ale Tomka i psa to juz bardzo.

a ja po wizycie. mam zrobić mocz i krew. i dostałam skierowanie na te usg, już dzwoniłam i mam je mieć 25.09 więc dziewczynki proszę o kciuki! potem jeszcze mam się umówić na echo. słuchałyśmy z położną serduszka bije jak szalone, moje małe kochanie...

Lili płakałam 2 h jeszcze poszłam na dół i mamie opowiadałam i dalej ryczałam. Tomek dalej się dziwnie uśmiecha jak mu pokazuje Weronikę i tylko paluszkiem pokazuje oj chyba się zakochał:-D
 
reklama
Do góry