Hej....
Jej dopiero wstałam....musieliśmy odespać to wszystko...
coś Wam jeszcze napiszę....u mnie jest tak, że organizm walczy o utrzymanie tej ciąży...moja macica w obu przypadkach...pieknie się powiększała, gdyby nie usg, które miałam robione na każdej wizycie to gin by mnie odesłał w poniedziałek do domu mówiąc, że wszystko się pięknie rozwija....macica i pęcherzyk odpowiadały 10 tygodniowi ciąży....tylko się dzidziuś zbuntował...i przestał się rozwijać...to jakaś abstrakcja....nie miałam, żadnych palmień, ani objawów....tylko jakieś dwa tygodnie temu...nawet tu pisałam, że mam jakiegoś energetycznego kopa...i to chyba był ten moment kiedy fasolka odeszła i przestała odemnie ciągnąć energie.
i powiem Wam, ze ronienie w domu jest znacznie mniej dramatyczne niż pobyt w szpitalu...po warunkiem ogromnego wsparcia w mężu, który praktycznie "rodził" razem ze mną...nie wyobrażam sobie przeżywania tego w obcym łóżku, w obcej toalecie...przy obcych ludziach...
teraz czuje się dobrze....troche jeszcze się pokładam...bo jestem słaba...bo straciłam dużo krwi....ale jest ok.
za jakieś dwa tygodnie wracam do pracy....
a w grudniu....same wiecie...oboje bardzo chcemy i będziemy walczyć....