She1978
Orzeszek 27.05.2009 [*]
- Dołączył(a)
- 25 Maj 2009
- Postów
- 3 022
Czemu nie spędzamy tego czasu razem... A więc tak: spędzaliśmy. Każdy weekend, każde ferie, każde wakacje. Póki chodziło tylko o mnie i M jakoś dawaliśmy radę, mimo, że nie fajnie mi się słuchało jak ex przez telefon w rozmowie z synem nazywała mnie suką, szmatą, dziwką i kur... Znosiłam to, że o niczym poważnym nie można było z M porozmawiać, bo ex tak wyszkoliła to dziecko, że notował każde słowo, zdanie, myśl. Poważnie! Telefony były od niej co godzinę, ona zadawała pytania, on miał tylko odpowiadać "tak" lub "nie". A po powrocie do niej był wypytywany o wszystko. Co ja i M robiliśmy (nie co jej syn robił), o czym mówiliśmy, kto z kim śpi i tysiące innych durnych pytań. Cierpliwość zaczęła mi się kończyć jak usłyszałam, że bije to dziecko, że na nie wrzeszczę i znęcam się psychicznie (myślicie, że M byłby ze mną gdybym była taka dla jego dziecka??), że je wykorzystuję do ciężkich robót domowych (oskarżenie po tym, jak M a nie ja poprosił syna o wyniesienie talerzy po obiedzie do kuchni do zlewu). Potem zaczęłam się dowiadywać, że nie pozwalam M kupić ich dziecku nowych butów, nowych przyborów szkolnych itd, co było wierutnym kłamstwem, bo nie raz to ja płaciłam za różne tego typu zakupy.
Do tego chwilę przed moją pierwszą ciążą, usłyszałam jak ex mówi M przez telefon w jakiejś rozmowie, że jeśli zajdę w ciążę to mam uważać i chodzić kanałami, bo jak ona się dowie, że noszę bękarta, to mnie dorwie i tak się ze mną policzy, że poronię. O ciąży z Orzeszkiem nie wie, ale pewnie miałaby dużą satysfakcję wiedząc, że poroniłam. I tak gdzieś w głębi mnie mam żal do siebie, bo nie wiedząc, że jestem w ciąży zwalczyłam w sobie stres stanięcia z nią twarzą w twarz i poszłam z M na komunię ich dziecka. To był długi i stresujący dzień. Kilka dni potem okazało się, że jestem w ciąży, a zaraz potem poroniłam. Nie potrafię nie myśleć o tym, że gdybym nie poszła i nie przeszła tego stresu, to może Orzeszek byłby z nami...
Tak więc jak zaszłam w ciążę drugi raz, chcąc chronić siebie i to małe życie, które zaczynało się rozwijać we mnie - musiałam zrezygnować z tych dni. W normalnym stanie te weekendy były dla mnie stresogenne. Nie mogłam pozwolić, by moja Emi przeżywała ten stres razem ze mną. O tym, co by się działo jak ex dowiedziałaby się o ciąży - nie muszę Wam chyba mówić...
Ja wiem, że jak się Mała urodzi to i tak się wyda. Ale wtedy Emi będzie samodzielnym życiem. I moje nerwy aż tak nie będą się na niej odbijały.
Uważacie, że źle robię zostając sama?
Do tego chwilę przed moją pierwszą ciążą, usłyszałam jak ex mówi M przez telefon w jakiejś rozmowie, że jeśli zajdę w ciążę to mam uważać i chodzić kanałami, bo jak ona się dowie, że noszę bękarta, to mnie dorwie i tak się ze mną policzy, że poronię. O ciąży z Orzeszkiem nie wie, ale pewnie miałaby dużą satysfakcję wiedząc, że poroniłam. I tak gdzieś w głębi mnie mam żal do siebie, bo nie wiedząc, że jestem w ciąży zwalczyłam w sobie stres stanięcia z nią twarzą w twarz i poszłam z M na komunię ich dziecka. To był długi i stresujący dzień. Kilka dni potem okazało się, że jestem w ciąży, a zaraz potem poroniłam. Nie potrafię nie myśleć o tym, że gdybym nie poszła i nie przeszła tego stresu, to może Orzeszek byłby z nami...
Tak więc jak zaszłam w ciążę drugi raz, chcąc chronić siebie i to małe życie, które zaczynało się rozwijać we mnie - musiałam zrezygnować z tych dni. W normalnym stanie te weekendy były dla mnie stresogenne. Nie mogłam pozwolić, by moja Emi przeżywała ten stres razem ze mną. O tym, co by się działo jak ex dowiedziałaby się o ciąży - nie muszę Wam chyba mówić...
Ja wiem, że jak się Mała urodzi to i tak się wyda. Ale wtedy Emi będzie samodzielnym życiem. I moje nerwy aż tak nie będą się na niej odbijały.
Uważacie, że źle robię zostając sama?
Ostatnia edycja: