EwelinaK, powiem tak: Ja bym pojechala. Kiedy wybieralam sie do UK, zeby byc z moim Rajmundem, znalam tyle angielskiego co gdzies przypadkiem wpadlo. Nadal mam problem z rozumieniem "szybkobelkoczacych" tubylcow - nie dosc ze zasuwaja jak kulomioty, to jeszcze posluguja sie jezykiem dalekim od "kursowego", a poproszeni zeby mowili wolniej, powtarzaja to samo tylko przewaznie szybciej.
Jak mam zalatwic cos powazniejszego niz wysylka na poczcie lub zakupy, biore ze soba mlodego bo on gada. Jestem tu prawie rok i wcale nie jest mi zle. Dzieci... Tu troche problem, bo znalam dziecko siedmioletnie, rzucone bez przygotowania do angieslkiej szkoly. Przyjechali na kilka dni przed rozpoczeciem roku, dzieciak sie kompletnie gubil, ale z tego co wiem juz sobie radzi. Co bym zrobila? Na dzien dzisiejszy "obijalabym" mlodego niemieckim - bajki, moze jakies lekcje na jego poziomie - ile lyknie tyle juz bedzie mial. Sama zapodalabym sobie jakis kurs audio, zeby choc sie osluchiwac. I zbieralabym dupsko do meza - bez sensu ciagnc na odleglosc.
