Jeśli ktoś chce sobie tak psychologicznie rozpracować poronienie to spoko. Podobnie jeśli ktoś wierzy w Boga albo horoskop. Tylko to racjonalizowanie poronień jest tak agresywne, że większość kobiet po poronieniu jest traumatyzowana takimi tekstami jak „dzidziuś zmienił tylko termin wizyty”, „uda się następnym razem”. To bagatelizuje utratę i na to się nie godzę. Gdzie w tej teorii jest miejsce dla kobiet, które ronią kilkanaście razy i przekwitają bez dziecka? Na kiedy jej dziecko przełożyło wizytę?
Potrzeba racjonalizacji i wiary w jakąś sprawiedliwość (typu karma, nagroda za cierpienie, piekło czy inny diabełek) jest zupełnie naturalna, ale tak naprawdę sami się w ten sposób oszukujemy a możemy jeszcze skrzywdzić innych.
Moja własna matka powiedziała siostrze o „tęczowym dziecku” tak:”ono ci wszystko wynagrodzi i zapomnisz o tamtym”. A ***** prawda.
A co do logiki to jest tu tak wiele luk, że nawet nie wiem, od czego zacząć.