Witajcie Kochane.
Coraz rzadziej tu piszę bo nie mam czasu, ale staram się czytać w miarę na bierząco. Nie mam nikogo do pomocy, czasem jak mnie do kibla pogoni to biorę ze sobą wózek. Mąż pracuje do 16-ej a od dziś do połowy maja to nawet w weekendy go nie mam bo jeździ do W-wy na szkolenie a potem egzamin.
Od kilku dni Majka wieczorami nie może zasnąć i bujamy się z nią do 24.00 albo i dalej, a ja tracę wtedy cierpliwość
. Wczoraj miała imieniny i dostała troszkę ładnych ciuszków
.
O tym że Kaczyński nie żyje dowiedziałam się od męża bo zadzwonił do mnie ze szkolenia bo mieli z tego powodu dodatkową przerwę. Lubić go nie lubiłam, ale śmierci mu nie życzyłam. W końcu to człowiek i jest mi go szkoda.
Przez to że mało piszę to bardziej za wami tęsknię. Jakoś tak się człowiek zżył ze sobą
Aha mam dla was dobry kawał, który mi tata opowiedział a "kupił" go pewnie od jakiegoś księdza znając życie bo tylko oni takie dowcipy znają.
Księdzu który odprawiał mszę chciało się piardnąć i stwierdził że zrobi to jak ministranci zadzwonią dzwonkami to nie będzie słychać. Dzwonki zadzwoniły ksiądz puścił bączka i poczuł że coś mu na głowę spadło. Patrzy a to gwóźdź. Spojrzał w górę skąd ten gwóźdź spadł, patrzy a to Pan Jezus na krzyżu trzyma się za nos.
Sprostowanie. Nie żyje 132 osoby