reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Każda z nas wita styczeń z nadzieją i oczekiwaniem. Myślimy o tym, co możemy osiągnąć, co chcemy zmienić, kogo kochamy i za kogo jesteśmy wdzięczne. Ale niektóre z nas mają tylko jedno pragnienie – przetrwać, by nadal być przy swoich bliskich, by nadal być mamą, partnerką, przyjaciółką. Taką osobą jest Iwona. Iwona codziennie walczy o swoje życie. Każda chwila ma dla niej ogromne znaczenie, bo wie, że jej dzieci patrzą na nią z nadzieją, że mama zostanie z nimi. Każda złotówka, każde udostępnienie, każdy gest wsparcia przybliża ją do zwycięstwa. Wejdź na stronę zbiórki, przekaż darowiznę, podziel się informacją. Niech ten Nowy Rok przyniesie szansę na życie. Razem możemy więcej. Razem możemy pomóc. Zrób, co możesz.
reklama

Wątek dla mam,które starają się o kolejne dziecko :)

No to opiszę jak to się u mnie podziało z ty porodem. Generalnie rodziłam tydzień po terminie, bo mała nie chciała wyjść, więc skierowanie miała. Rano o 7:30 byliśmy na izbie przyjęć ( a od 3 w nicy już dostałam skurczy chhba z tego stresu). Położna zbadała mnie i podłączyła pod ktg, było 4 cm rozwarcia ale skurcze mniej intensywne, ale i tak bolały 😝 Po badaniu dali mnie do swojej sali porodowej i zrobili test na covid ( marzec 2021 rok covidowy ). Dwa razy badali mi rozwarcie, tak bolesne badanie, że masakra, zamiast powoli to robić, to wkładały te palce z impetem jak u krowy, że nie umiałam się rozluźnić a one nie umiały mnie zbadać... Po badaniu zaczęłam mocno krwawić i ciągle ze mnie ciekło... Skurcze i rozwarcie rozkręcały się powoli, dlatego zrobiły mi lewatywę, po lewatywie skurcze stały się ciut mocniejsze. Po godzinie czy dwóch dostałam zastrzyk na wywołanie skurczy, podziałało, bo były już mocniejsze, ale rozwarcie tylko 7 cm. Rozwarcie nie postępowało, więc podali mi oksytocyne i po niej już skurcze były naprawdę tak bolesne, a później poczułam, że już zaczynają się powoli parte. Położna mnie zbadała i było tylko 8 cm rozwarcia a ja już miałam takie bóle i ciśnienie na parte, że masakra. I kazała mi się od razu położyć. I wtedy ona na skurczu włożyła mi rękę i zaczęła palcami rozwierać tą szyjkę do 10 cm. Mówię Wam, to był taki ból, że myślałam, że tam zejdę... Generalnie mówiłam co myślę, że boli mocno itp.

No i zaczęły się parte. Powiem tak, poród był dla mnie bardzo ciężki i traumatyczny. Parte tak bolały, że miałam lęk przed partymi. Położne mówiły, że mam wziąć głęboki oddech i przeć ale nie wypuszczać powietrza, a ja ciągle wypuszczałam drąc się w niebo głosy, co nie dawało żadnego efektu... W trakcie przyszło więcej osób i generalnie aż 5 osób było przy mnie w trakcie porodu, dwie polozne, doktor, lekarka dziecięca i jakąś jeszcze babeczka. Po dłuższym bezskutecznym parciu doktor powiedział, że musi mi pomóc wypchać małą i na skurczy gdy ja pchałam on rękami naciskał mi na brzuch i kład się całym ciałem na mnie gdzie ja nie mogłam w tym momencie oddychać, bo leżał mi na przeponę i musiałam klepać go w rękę, żeby zszedł że mnie, żebym mogła wziąć oddech 🫣 ból nieziemski... Płakałam tam z bólu, nie miałam już siły dalej rodzić, bo w nocy spałam tylko 1,5 h i zjadłam rano tylko pół bułki. W pewnym momencie mówiłam im już, że staram się ale chyba nie dam rady i czy można jeszcze cesarkę zrobić, na co doktor powiedział, że już za późno bo dziecko jest w kanale rodnym i jedyny sposób to próżnociąg. A ja absolutnie chciałam tego uniknąć, więc wiedziałam, że muszę się zmobilizować by małą urodzić. No i parlam, ale skurcze też nie były na tyle silne, żebym mogła na jednym skurczy przeć 2-3 razy, tylko raz i było koniec. Więc zostałam nacięta ( na skurczu), ale ból nacięcia był masakrycznie bolesny, jakby na żywca mnie ktoś wziął i zaczął ciąć 😱 Co chwilę mierzyli tętno dziecka. Aż w pewnym momencie gdy przyłożyli aparat do brzucha i nie było słychać tętna, doktor tylko popatrzył na położną i powiedział " robimy bo inaczej się nie da" ( wiedzieli, że nie dam rady urodzić samodzielnie więc musieli zacząć działać) i wzięli mnie za stopy, wyprostowali nogi i mocno przycisnęli do brzucha a ja wiedziałam, że w tym momencie muszę już mocno przeć i tak też zrobiłam, następnie znów wyprostowali mi nogi i znów przycisnęli mocno do brzucha i wtedy mała wyskoczyła, cała w smółce, która oddala w środku i w zielonych wodach.
Straciłam dużo krwi po porodzie, urodziłam o 15 i do końca dnia i połowa drugiego byłam bardzo słaba i kręciło mi się w głowie. A idąc pod prysznic wieczorem to im tam zemdlałam i mnie we dwie położne zaprowadzały do łóżka. Miałam anemię po porodzie.

Ciąg dalszy później o córce.
Jejku, bardzo podobne porody miałyśmy...
Ja po swoim pierwszym byłam tak słaba, że położna siedziała obok na krześle, a pod prysznicem także zemdlałam.
Syn ważył prawie 4kg, pierwsze dziecko, ja waga piorkowa...
Potem każde moje dziecko ważyło mniej, 3200, 2700, 2990 i 2760....kurczaczki takie, a teraz mój najmłodszy 105cm chłopaka i 18 kg 3,5 latek 😆 stopa 28 🫣
 
reklama
Ciąg dalszy mojej historii, jak już zaczęłam to skończę 😝

Nacięcie krocza przy urodzeniu małej pękło aż do początku pośladka, znieczulili mnie i doktor zaczął szyć wewnątrz a jakaś mloda dziewczyna/lekarka szyła mnie z zewnątrz i jeszcze sobie żartowała, że zszyje mnie tak, że będzie jeszcze lepiej niż przed porodem... Akurat, przechwaliła mocno swoje umiejętności, ponieważ zaszyła mnie za płytko i tydzień po porodzie jak brałam prysznic i lekko się rozkroczylam by się powycierać to dwa szwy zewnętrzne mi pękły, te najbliższej wejścia krocza, położna ta domowa jak przyszła to zostawiła mi na 2 dni jeszcze te dwa szwy z nadzieją, że krocze się scali ale niestety tak się nie stało, więc mam krocze nie scalone. Generalnie po porodzie nie umiałam na tyłku siedzieć 2 msc , mogłam tylko siedzieć bokiem na jednym pośladku. Przez pierwsze pół roku czułam mocne rwanie w pochwie, jak siadałam na toaletę to czułam jakbym tam miała jakiś wielki kamień lub drugie dziecko urodzić, to był ból kosmiczny. Do dzisiaj mam przy okresie takie ciągnięcie/rwanie w kroczu, ale właśnie przez ten poród mam obniżoną przednia ścianę pochwy i wyczuwam ja pod palcami jak dotykam krocza. No i nieszczęsne nietrzymanie moczu ( Przy kaszleniu, kichaniu,bieganiu, skakaniu, mocnym śmianiu czy np przy gwałtownych ruchach takich jak szybkie kopnięcie półki czy przy graniu w siatkowe itp ), jest to mega uciążliwe, że tak wiele czynności nie mogę robić, jest to przykre. Na plaży nawet na spokojnie pograć w siatkówkę nie mogę bo co zrobię mocniejszy wykrok to już leci 😖
Bardzo mi przykro, że masz takie doświadczenia... to co tu opisałaś i wcześniej jest czymś, co nie powinno się wydarzyć... szczęście w tym wszystkim, że tak, jak piszesz, Twoja córka nie ponosi teraz tego konsekwencji
 
Bardzo mi przykro że to Cię spotkało 🥺 Taka trauma potem rzutuje na całe życie. A byłaś może z tym u fizjoterapeuty uroginekologicznego? Może da się to jeszcze naprawić ?
Byłam, ćwiczę w domu mięśnie dna miednicy ale nie systematycznie, bo zapominam. Po drugim dziecku będę robiła operacje plastyczną krocza ( żeby je scalić ) i od razu podniesienie narządów czyli pęcherza i ścian pochwy.
 
Jejku, bardzo podobne porody miałyśmy...
Ja po swoim pierwszym byłam tak słaba, że położna siedziała obok na krześle, a pod prysznicem także zemdlałam.
Syn ważył prawie 4kg, pierwsze dziecko, ja waga piorkowa...
Potem każde moje dziecko ważyło mniej, 3200, 2700, 2990 i 2760....kurczaczki takie, a teraz mój najmłodszy 105cm chłopaka i 18 kg 3,5 latek 😆 stopa 28 🫣

U mnie pierwsze dziecko też takie duże, ale u nas to pewnie już wtedy cukrzyca - tylko uśpiona :(
 
No to opiszę jak to się u mnie podziało z ty porodem. Generalnie rodziłam tydzień po terminie, bo mała nie chciała wyjść, więc skierowanie miała. Rano o 7:30 byliśmy na izbie przyjęć ( a od 3 w nicy już dostałam skurczy chhba z tego stresu). Położna zbadała mnie i podłączyła pod ktg, było 4 cm rozwarcia ale skurcze mniej intensywne, ale i tak bolały 😝 Po badaniu dali mnie do swojej sali porodowej i zrobili test na covid ( marzec 2021 rok covidowy ). Dwa razy badali mi rozwarcie, tak bolesne badanie, że masakra, zamiast powoli to robić, to wkładały te palce z impetem jak u krowy, że nie umiałam się rozluźnić a one nie umiały mnie zbadać... Po badaniu zaczęłam mocno krwawić i ciągle ze mnie ciekło... Skurcze i rozwarcie rozkręcały się powoli, dlatego zrobiły mi lewatywę, po lewatywie skurcze stały się ciut mocniejsze. Po godzinie czy dwóch dostałam zastrzyk na wywołanie skurczy, podziałało, bo były już mocniejsze, ale rozwarcie tylko 7 cm. Rozwarcie nie postępowało, więc podali mi oksytocyne i po niej już skurcze były naprawdę tak bolesne, a później poczułam, że już zaczynają się powoli parte. Położna mnie zbadała i było tylko 8 cm rozwarcia a ja już miałam takie bóle i ciśnienie na parte, że masakra. I kazała mi się od razu położyć. I wtedy ona na skurczu włożyła mi rękę i zaczęła palcami rozwierać tą szyjkę do 10 cm. Mówię Wam, to był taki ból, że myślałam, że tam zejdę... Generalnie mówiłam co myślę, że boli mocno itp.

No i zaczęły się parte. Powiem tak, poród był dla mnie bardzo ciężki i traumatyczny. Parte tak bolały, że miałam lęk przed partymi. Położne mówiły, że mam wziąć głęboki oddech i przeć ale nie wypuszczać powietrza, a ja ciągle wypuszczałam drąc się w niebo głosy, co nie dawało żadnego efektu... W trakcie przyszło więcej osób i generalnie aż 5 osób było przy mnie w trakcie porodu, dwie polozne, doktor, lekarka dziecięca i jakąś jeszcze babeczka. Po dłuższym bezskutecznym parciu doktor powiedział, że musi mi pomóc wypchać małą i na skurczy gdy ja pchałam on rękami naciskał mi na brzuch i kład się całym ciałem na mnie gdzie ja nie mogłam w tym momencie oddychać, bo leżał mi na przeponę i musiałam klepać go w rękę, żeby zszedł że mnie, żebym mogła wziąć oddech 🫣 ból nieziemski... Płakałam tam z bólu, nie miałam już siły dalej rodzić, bo w nocy spałam tylko 1,5 h i zjadłam rano tylko pół bułki. W pewnym momencie mówiłam im już, że staram się ale chyba nie dam rady i czy można jeszcze cesarkę zrobić, na co doktor powiedział, że już za późno bo dziecko jest w kanale rodnym i jedyny sposób to próżnociąg. A ja absolutnie chciałam tego uniknąć, więc wiedziałam, że muszę się zmobilizować by małą urodzić. No i parlam, ale skurcze też nie były na tyle silne, żebym mogła na jednym skurczy przeć 2-3 razy, tylko raz i było koniec. Więc zostałam nacięta ( na skurczu), ale ból nacięcia był masakrycznie bolesny, jakby na żywca mnie ktoś wziął i zaczął ciąć 😱 Co chwilę mierzyli tętno dziecka. Aż w pewnym momencie gdy przyłożyli aparat do brzucha i nie było słychać tętna, doktor tylko popatrzył na położną i powiedział " robimy bo inaczej się nie da" ( wiedzieli, że nie dam rady urodzić samodzielnie więc musieli zacząć działać) i wzięli mnie za stopy, wyprostowali nogi i mocno przycisnęli do brzucha a ja wiedziałam, że w tym momencie muszę już mocno przeć i tak też zrobiłam, następnie znów wyprostowali mi nogi i znów przycisnęli mocno do brzucha i wtedy mała wyskoczyła, cała w smółce, która oddala w środku i w zielonych wodach.
Straciłam dużo krwi po porodzie, urodziłam o 15 i do końca dnia i połowa drugiego byłam bardzo słaba i kręciło mi się w głowie. A idąc pod prysznic wieczorem to im tam zemdlałam i mnie we dwie położne zaprowadzały do łóżka. Miałam anemię po porodzie.

Ciąg dalszy później o córce.
W jakim to szpitalu? W 2021 roku? Jejku, ja rodziłam w tym samym roku, ale u mnie to jak tylko zauważyli, że tętno skacze, to dwie minuty później już mi podsuwali dokumenty do CC. To były czasy, kiedy sporo było tych głośnych śmierci ciężarnych i mam wrażenie, że u mnie lekarze bardzo się przejmowali.
 
Ja rodziłam wszystkie dzieci w jednym szpitalu i naprawdę te 19 czy 17 i 14 lat temu to ciemnogród taki w stosunku do tego co jest teraz...
Nie licząc faktu, że mnie lekarz w twarz uderzył bo źle parlam 😒 no sporo tych doświadczeń mam.
Jednak właśnie w 2011 coś zaczęło się zmieniać, powoli ale na plus, już calkiem inaczej byłam traktowana, nacięcia mogłam odmówić jak i innych zabiegów typu lewatywa itd, o wszystko pytali.
Najmłodsze dzieci to już bajka, czułam się dobrze zaopiekowana, jedzenie takie, że przez chwilę się zastanawiałam czy nie jestem w prywatnej placówce, fizjo na miejscu który był do dyspozycji naszej, no same plusy.

Zmieniając temat dziewczyny, podpowiedzcie jakie mogę sobie ja wykonać badania przed następnymi staraniami? Teraz były dwa poronienia pod rząd..nie chcę zgłębiać niewiadomo czego, bo nie mam na to siły, ale może jakaś podstawa?
Z lekarzem też oczywiście pogadam.
A nie jest tak, że u ciebie to głównie ryzyka związane z wiekiem?
 
reklama
A nie jest tak, że u ciebie to głównie ryzyka związane z wiekiem?
Może tak być, nie wykluczam tego, tylko kurcze zachodzę w ciążę bez najmniejszego problemu 😔 później progesteron super, wszystko wygląda super i kończy się jak się kończy...
No nic, zobaczymy.
Zaszłam teraz mając 39 lat, nie mam jeszcze 40 więc kurcze wydaje się że to też nie jest jakiś mega wysoki wiek na ciążę.
Dajemy sobie ostatnia szanse, jak się nie uda to odpuszczamy z bólem serca, jednak najpierw jeszcze z lekarzem pogadam i zobaczymy, może zasugeruje jakieś badania.
Choć teoretycznie po 3 poronieniu/biochemie zalecają badania? Czy cos mylę?
 
Do góry