reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Wahania - czy próbować zachodzić w ciążę po poronieniu

Nie martw się na zapas, może nas nie pozamykają na amen i będziecie mogli spędzić święta z mamą. Trzeba być dobrej myśli. Ja się staram nastawić pozytywnie. Też mam samotną, chorą mamę...

Przykro mi z powodu Twojego Brata :( Tak jak napisałaś, coraz więcej ludzi z naszych czasów popada w depresję... Ja myślę, że nie każdy potrafi żyć w tym otaczającym nas zewsząd zgiełku, pędzie, ciągłym konkurowaniu i udowadnianiu innym kim się jest.... Nie ma jednego czynnika powodującego depresję, ale jest szereg wskazań: bez wątpienia istnieją geny odpowiedzialne za rozwinięcie się depresji, ale wpływ ma także wychowanie, osobowość, to, jak radzimy sobie w trudnych sytuacjach, czy mamy tendencję, aby się przepracowywać, czy mamy trudność w odpuszczaniu, czy proszenie o pomoc godzi w naszą samoocenę. Depresję może też wywołać pojedyncze wydarzenie - śmierć bliskiej osoby, utrata pracy, wypadek. Wielu ludzi nie wie, jak poradzić sobie z chorobą, która powoduje w nich tak wielką zmianę, odbiera radość życia. Jedni akceptują to, że bywają smutni i potrafią opowiedzieć o swoim stanie, inni czerpią satysfakcję z tego, że uchodzą za wesołych... Starają się nie absorbować otoczenia sobą i swoją chorobą. Z dzieciństwa mogą przynosić takie doświadczenie, że ich zadaniem jest być bezproblemowym i wesołym. Mają cieszyć innych swoją osobą, bo inaczej stają się bezużyteczni i odrzuceni. Czasem ta radość ma nas po prostu zmylić, nie dopuścić do pokazania swojego prawdziwego zasmuconego oblicza. Najważniejsze, żeby Twój Brat nie był w tym sam, żeby czuł się akceptowany i wspierany. Nawet wtedy gdy złe myśli odbierają mu sens życia. Czy On ma swoją rodzinę? W sensie żony i dzieci? Od dawna się leczy?
Tak ma rodzinę, żonę i dwójkę dzieci. Jego żona spisuje się na medal. Jeździła z nim wszędzie, do każdego lekarza, na każdy się, potem jak już nie mogła z nim wejść to czekała w aucie po 5-6h, także takie wsparcie bliskich ma. Wcześniej ciągle narzekał na żołądek, zdiagnozowali bakterie, którą ponoć wyleczył, ale dalej go coś tam męczyło, przebadany od stóp do głów i to głównie prywatnie, wyniki ma bardzo dobre, dlatego już przy każdej kolejnej wizycie zaczęli sugerować wizytę u psychiatry. Byli i to u nie jednego. Jeden twierdził, że jest ok. W końcu jak już wszystkie możliwości wyczerpali, to pojechali na IP psychiatryczną i tam stwierdzono depresję, dostał leki. Ja teraz kontaktuję się z bratową, nie chcę go drażnić pytaniami. Raz jest gorzej, raz lepiej. Wcześniej codziennie umierał. Teraz tylko w te gorsze dni. Jakiś czas temu jak mama do mnie zadzwoniła przerażona, że dzwoniła do niego a on przez telefon mówił jej tylko, że umiera itp. to już wszyscy twierdzili, że jednak, to coś głowa szwankuje. Dzwoniłam wtedy do bratowej i ona mówiła, że tyle co się najezdzili po lekarzach i wyniki naprawdę ma super. Wtedy bratową zaproponowała, żebyśmy ich odwiedzili, ale jak już mieliśmy jechać, to napisała, że jednak lepiej nie, bo brat nie chce, żebyśmy go takiego oglądali. Wtedy podjechaliśmy tylko na chwilę, ona wyszła i powiem, że ona sama wyglądała źle, było widać, że mega wykończona jest tym wszystkim, śpi na czuju. Na depresję już ok. miesiąc z hakiem bierze leki i poprawa jest średnia.
Fakt mój brat bardzo dużo pracował, ma swoją firmę i ostatnio problem z pracownikami. Miał też problemy z poprzednią firmą, którą miał ze wspólnikiem i tam pojawiły się problemy i myślę, że to może być głównie przyczyna.
 
reklama
Tak ma rodzinę, żonę i dwójkę dzieci. Jego żona spisuje się na medal. Jeździła z nim wszędzie, do każdego lekarza, na każdy się, potem jak już nie mogła z nim wejść to czekała w aucie po 5-6h, także takie wsparcie bliskich ma. Wcześniej ciągle narzekał na żołądek, zdiagnozowali bakterie, którą ponoć wyleczył, ale dalej go coś tam męczyło, przebadany od stóp do głów i to głównie prywatnie, wyniki ma bardzo dobre, dlatego już przy każdej kolejnej wizycie zaczęli sugerować wizytę u psychiatry. Byli i to u nie jednego. Jeden twierdził, że jest ok. W końcu jak już wszystkie możliwości wyczerpali, to pojechali na IP psychiatryczną i tam stwierdzono depresję, dostał leki. Ja teraz kontaktuję się z bratową, nie chcę go drażnić pytaniami. Raz jest gorzej, raz lepiej. Wcześniej codziennie umierał. Teraz tylko w te gorsze dni. Jakiś czas temu jak mama do mnie zadzwoniła przerażona, że dzwoniła do niego a on przez telefon mówił jej tylko, że umiera itp. to już wszyscy twierdzili, że jednak, to coś głowa szwankuje. Dzwoniłam wtedy do bratowej i ona mówiła, że tyle co się najezdzili po lekarzach i wyniki naprawdę ma super. Wtedy bratową zaproponowała, żebyśmy ich odwiedzili, ale jak już mieliśmy jechać, to napisała, że jednak lepiej nie, bo brat nie chce, żebyśmy go takiego oglądali. Wtedy podjechaliśmy tylko na chwilę, ona wyszła i powiem, że ona sama wyglądała źle, było widać, że mega wykończona jest tym wszystkim, śpi na czuju. Na depresję już ok. miesiąc z hakiem bierze leki i poprawa jest średnia.
Fakt mój brat bardzo dużo pracował, ma swoją firmę i ostatnio problem z pracownikami. Miał też problemy z poprzednią firmą, którą miał ze wspólnikiem i tam pojawiły się problemy i myślę, że to może być głównie przyczyna.
Depresja to ciężka choroba, całe szczęście do wyleczenia.
Pamietam jak moja mama w nią popadła jak po 25 latach pracy zwolnili ja z pracy dosłownie za nic. Tzn „za dobre serce”, bo była kierowniczka i chciała ochronić swoją pracownice, która po prostu kradła. Ale moja mama łykała każde kłamstwo, która tamta jej rzucała, ze ciężko w domu, ze bieda, ze więcej nie będzie. W sumie ta pracownica tak odwróciła kota ogonem, ze moja mama poleciała z dobrego stanowiska dosłownie z dnia na dzień. A ze zawsze dużo pracowała, to w domu nie mogła się odnaleźć i się zaczęło. Na początku same bóle głowy, które z czasem się nasilały, później doszły nerwobóle w plecach i ramionach. Cała była pospinana. Wtedy lekarz powiedział jej wprost, ze żadnej choroby nie ma, wyniki ma bardzo dobre, ze szuka dziury w całym a lekami przeciwbólowymi nie może się cały czas faszerować. Wysłał ja do psychiatry i się okazała depresja. Dostała leki, po których pierwszy miesiąc tylko spała. Okazało się, ze nie maja dobrego wpływu na jej organizm. Wiec zmienili i za drugim razem okazało się, ze akurat podpasowaly. Była na tych lekach ok. 3 mcy i jakoś jakoś z tego powoli wyszła.
Na depresje na pewno potrzeba czasu i dobrze dobranych leków... i rozmowy...
 
Depresja to ciężka choroba, całe szczęście do wyleczenia.
Pamietam jak moja mama w nią popadła jak po 25 latach pracy zwolnili ja z pracy dosłownie za nic. Tzn „za dobre serce”, bo była kierowniczka i chciała ochronić swoją pracownice, która po prostu kradła. Ale moja mama łykała każde kłamstwo, która tamta jej rzucała, ze ciężko w domu, ze bieda, ze więcej nie będzie. W sumie ta pracownica tak odwróciła kota ogonem, ze moja mama poleciała z dobrego stanowiska dosłownie z dnia na dzień. A ze zawsze dużo pracowała, to w domu nie mogła się odnaleźć i się zaczęło. Na początku same bóle głowy, które z czasem się nasilały, później doszły nerwobóle w plecach i ramionach. Cała była pospinana. Wtedy lekarz powiedział jej wprost, ze żadnej choroby nie ma, wyniki ma bardzo dobre, ze szuka dziury w całym a lekami przeciwbólowymi nie może się cały czas faszerować. Wysłał ja do psychiatry i się okazała depresja. Dostała leki, po których pierwszy miesiąc tylko spała. Okazało się, ze nie maja dobrego wpływu na jej organizm. Wiec zmienili i za drugim razem okazało się, ze akurat podpasowaly. Była na tych lekach ok. 3 mcy i jakoś jakoś z tego powoli wyszła.
Na depresje na pewno potrzeba czasu i dobrze dobranych leków... i rozmowy...
Tak też tak myślę, że potrzeba czasu. Myślę też, że bardzo ważne jest też to, żeby ta osoba uwierzyła w to, że jednak jest zdrowa i to z głową trzeba zrobić porządek. Myślę, że każdy z nas miałby problem, żeby zaakceptować, że fakt, że trzeba iść do psychiatry i to jednak z "głową coś nie tak". Teraz depresja jest wszędzie, takie są czasy, taki wyścig szczurów, że najmocniejsi nie dają rady.
Mojego męża ciocia miała depresję, długo nie wiedzieliśmy o co chodzi, ciągle tylko słyszeliśmy, że źle się czuje i się leczy, mało się odzywała. Ona mieszka w Szwecji. Co się okazało jej jedyna córka jest lesbijką, miała już partnerkę i koniec końców wzięła z nią ślub. Ta ciocia jest rozwódką i mieszka w Szwecji. Tam praktycznie ma tylko tą córkę. Długo nie mogła zaakceptować tej myśli, ale wiedziała, że jak nie zaakceptuje, to straci córkę. Teraz żyją w zgodzie, bardzo fajnie, odwiedzają się, wspierają. Ciocia pod koniec zeszłego roku miała zdiagnozowanego raka piersi, obie bardzo się nią opiekowały, wspierały. Na takie załamanie potrzeba czasu.
 
@Zabulinka_86 co lekarz Ci mówił o braniu heparyny? Bo ja już nie biorę drugi dzień, Acardu tez. Miałam odstawić zastrzyki równo z tabletkami. Ale pamietam, ze któraś z dziewczyn pisała, ze będzie brała heparynę do końca, nawet i w połogu.
 
@Zabulinka_86 co lekarz Ci mówił o braniu heparyny? Bo ja już nie biorę drugi dzień, Acardu tez. Miałam odstawić zastrzyki równo z tabletkami. Ale pamietam, ze któraś z dziewczyn pisała, ze będzie brała heparynę do końca, nawet i w połogu.
Tak, ja pisałam, że będę brać do końca i w połogu, tylko acard będę odstawiać. Tak mi ostatnio gin powiedział.
Jak się czujesz? Kiedy idziesz na kontrolne USG?
 
Tak, ja pisałam, że będę brać do końca i w połogu, tylko acard będę odstawiać. Tak mi ostatnio gin powiedział.
Jak się czujesz? Kiedy idziesz na kontrolne USG?
Czuje się dobrze, ale straciłam jakieś takie poczucie bezpieczeństwa po odstawieniu. Boje się, żeby jakiś krwiak się nie zrobił w pępowinie. Niby nie powinien, ale wiesz...
Kontrole mam dopiero 4.12 i może ostatnia 11.12, jeśli tego 4.12 nie postanowią już położyć mnie do szpitala.
 
Czuje się dobrze, ale straciłam jakieś takie poczucie bezpieczeństwa po odstawieniu. Boje się, żeby jakiś krwiak się nie zrobił w pępowinie. Niby nie powinien, ale wiesz...
Kontrole mam dopiero 4.12 i może ostatnia 11.12, jeśli tego 4.12 nie postanowią już położyć mnie do szpitala.
To nie myśl o tym, będzie dobrze ❤️.
A na kiedy masz ostateczny termin?
 
reklama
No to już niedługo. Na razie czekasz na rozwój? Na daną chwilę nie będziesz mieć wywoływanego porodu?
W ubiegły piątek lekarz postanowił odwołać akcje z wywoływaniem ze względu na cofnięcie się wielowodzia. Dlatego tez nie mam kontroli w tym tyg, tylko dopiero w następnym. Jeśli w przyszłym tygodniu okaże się, ze wielowodzie powróciło to powrócimy do tematu indukowania porodu. Jeśli wod będzie w normie to czekamy na naturalny rozwój wydarzeń.
Wiec pozostaje narazie w zawieszeniu
 
Do góry