Dostaliśmy dziś kserokopie dokumentacji medycznej z hospicjum.
Powiem Wam, że ich poniosło.
Cytuję :
"(...) matka nie akceptuje niepomyślnego rokowania odnośnie rozwoju i przeżycia chorego na nieuleczalną chorobę genetyczną jej dziecka."
"Decyzję matki, która oddała sprzęt przyjęliśmy jako rezygnację z dalszej opieki nad dzieckiem".
Tych cytatów z bzdurami i mogłabym jeszcze kilka wypisać. Jestem wstrzasnięta słowami jakimi opisywali moją osobę, kłamstwa i i nieścisłościami.
Po 1- to ja dostałam smsa, że Tosia została wypisana i mamy rozliczyć się że sprzętu-a nie jak napisano - że ja zwróciłam sprzęt żeby się wypisać.......
I pierwsze zdanie. Powiedzcie mi jaka matka mogłaby zaakceptować taką chorobę dziecka. Akceptować - pogodzić się, uznać, zgodzić się na coś.
Pogodzić się że śmiercią dziecka? Naprawdę?
Ja to - przyjelam- do wiadomości. Ale nie będę pogodzona nigdy z chorobą i stratą dziecka.
Ogólnie wyszło, że tylko ciagam dziecko po poradniach.
BEZ TEGO Tosia zapewne leżała by nadal bezwladnie, karmiona sondą, głucha niema z rączkami przykurczonymi do tułowia. A ja powinnam płakać nad nią w każdej chwili, zamknięta cały czas w domu i czekać na jej śmierć.
Tak widzi to hospicjum.
Chyba się nie zrozumieliśmy.
To jest straszne.
Jeżeli trafi tutaj, na to forum, ktoś z hospicjum i to przeczyta - zastanówcie się po co jesteście. Po to aby klepac po ramieniu i popychac w otchłań rozpaczy i śmierci - pod płaszczem akceptacji losu?!