Niestety coraz bardziej jestem z tym sama... Jutro zaczynamy 29 tc. Nagle czas tak pędzi...
Tosiulka jest malutka, waży ok 850g, nie widać nowych zmian, serduszko cały czas ok 120/min., slabiutko, ale stabilnie.
Po całym tym zamieszaniu z nowym mieszkaniem, zaczyna mnie dobijać moja sytuacja. Pierwszy szok chyba minął, jestem w tym mieszkaniu, moja mama wyjechała do siebie, a ja zostałam sama. Nie mam celu. Takiego na kolejny dzień. Żeby nie myśleć. Tylko czekam na każdy ruch, oddycham z ulgą jak coś poczuje. Cały czas myślę, co jeszcze mnie czeka. Rozmawiam z Tosiulką, zaczynam ją błagać żeby dała radę i ze mną została... Tak bardzo ją kocham i pragnę żeby żyła... Czuję tęsknotę, choć nadal jest ze mną.
Nie mam siły na to wszystko, czuję się wyczerpana, nadszedł jakiś kryzys. Czuję, że powoli odchodzi ode mnie energia, zaczynam się poddawać. Funkcjonuje jakoś, tylko dlatego, że Ona tego potrzebuje... Wiem, że muszę wstać, zjeść, żeby Malutka miała siły. Mam wyrzuty sumienia, że jestem tak przygnebiona, smutna, płaczę, a Ona wszystko czuje...
Dziękuję każdej z Was, za słowa wsparcia i pocieszenia. Tylko tutaj mam możliwość napisać co czuje. Bardzo tego potrzebuje.