Oczywiście, każdy rozkłada swoje finanse tak, jak uważa.
Ale szalenie mnie denerwują np. filmiki kręcone na IG przez ludzi, w stylu "Jak żyć". Gość mówi, że zarabia 1800 euro, przedstawia swoje wydatki na wszystko przez cały miesiąc (dosłownie, na wszystko, wszystkie opłaty, kredyty, bo ma fajny dom, spłata 2 samochodów, bo ma, 300 euro na jedzenie... i że zostaje mu 25 euro "na życie". Na jakie życie, ja pytam?? Przecież właśnie przedstawił wydatki na życie, na nic mu nie zabrakło! A przecież są tacy, którym brakuje... Ale najwyraźniej chciałby jeszcze z tauzenka na rozrywki czy wakacje, no nie wiem... Tylko że gdyby miał 2800 miesięcznie, to miałby pewnie inny dom i inne samochody, i też by mu mało zostawało "na życie".
U mnie w domu było zawsze skromnie, na wiele rzeczy nas "nie było stać", ale były to naprawdę rzeczy bez których można spokojnie przeżyć. Na zdrowiu nikt nie oszczędzał.
Bo właśnie tu widzę taką drobną różnicę - "nie stać mnie na pyszne.pl, ale stać mnie na lekarzy" to trochę inna sprawa niż "nie stać mnie na ginekologa, ale stać mnie na dziecko", bo przecież te 2 sprawy w tym wypadku mogą się okazać nierozłączne...