Odnośnie koszulek zespołów: Jestem zdania, że „każda potwora znajdzie swojego amatora”. Jak poznaliśmy się z mężem (na początku pisaliśmy na fb), potem on zaprosił mnie na swój koncert (jakby nie randka), dalej pisaliśmy, mówiliśmy co lubimy, jakiej muzyki słuchamy, to na pierwszą randkę mąż przyszedł w koszulce mojego ulubionego zespołu


Nie musiał jej wcale kupować, miał ją w szafie, bo tez znał ten zespół, tylko go tak nie wielbił

dzięki mnie ma do playlisty na spotify włączonego Green Day’a

Ogółem nasze wypady, to głównie koncerty, planowane przeze mnie

Mąż lubi tez słuchać Iron Maiden, ale ja po pewnym czasie odpadam; tak samo jak z Nirvaną- po pół godziny słuchania zaczyna mnie bolec głowa
