Witam jestem mama wczesniaczka z 30 tygodnia .A zaczeło sie wszystko tak;-w 11 tygodniu ciazy dostalam krwotoku przyjeto mnie odrazu do szpitala i zrobiono usg-zapytano czy chce pani ta ciaze donosic ,jezeli tak to musi pani lezec az nie wchlonie sie krwiak .Malutka kruszynka walczyla o kazdy dzien zycia ,krwawienia ustaly w 16 tygodniu ciazy.Zaczely sie skurcze lekarz u ktorego sie leczylam zapisal mi tylko nospe i powiedzial trzeba czekac nie zwlekajac udalismy sie z mezem do drugiego lekarza ten dokladnie zbadal zrobil usg i zapisal fenaterol .Juz wszystko bylo na dobrej drodze okolo23 tygodnia ciazy pojawily sie wymioty okolo 12 razy na dobe trwaly i trwaly w koncu skierowano mnie do szpitala i dzieki niemu zawdzieczam to wszystko przez co musialm przejsc.Przy przyjeciu na oddzial polozna wycierala kurze z polek gdzie mialy karty przyjec ,maz zwrocil jej uwage zeby zalozyla chociaz rekawiczki -odpowiedziala ze nie musi bo jest szczepiona ,ale jezeli mam problem to mam czekac za inna polozna bo ona nie ma wyczucia w rekawiczkach.Przyszla druga polozna ,ale zanim doszla do mnie kolezanka ja poinformowala ze maz zwrocil uwage o rekawiczki.Wkluwanie wenflonu trwalo oklo 10 minut za kazdym razem kiedy sie wkluwala podwazala igle i przeklowala mi zyle i nastepne klucie.Bylam tak juz zdenerwowana ta sytuacja ze kiedy w koncu polozyli mnie na szpitalnym lozku ,podlaczyli ktg okazalo sie ze mam skurcze co 5 minut zawolano lekarza z porodowki ten zadecydowal o podaniu dolylnym fenaterolu -byl to 28 tydzien .Na drugi dzien zbadal mnie ordynator i powiedzial skurcze ustaly wymioty tez do domu wypuszczono mnie z 3 cm rozwarciem i zmniejszono dodatkowo dawke fenaterolu o polwe tego co bralam przed szpitalem.Skurcze czesto dawaly o sobie znac choc byly nie regolarne po dwoch tygodniach obudzil mnie w nocy bol cewki moczowej usiadlam na toalecie aby oddac mocz ale juz nie moglam momentalnie dostalam boli partych .Z naszego domu do szpitala mamy zaledwie 10 minut na izbie oprzyjec mialam 8 cm rozwarcia na porodowce 10 krzyczalam z bolu zeby ktos mi pomogl,pielegniarka zaczela krzyczec niech sie pani skupi nie moge przeprowadzic z pania wywiadu zapis ktg nie pokazywal skurczy macicy i nikt mi nie wierzyl..W koncu przyszedl klekarz i przebil pecherz bol stal sie do zniesienia ,zostawiono mnie sama w sali porodowej zamknieto drzwi ,chcialam oddac mocz ,krzyczalm wolalam pielegniarki nikt nie przyszedl zaczelam sikac pod siebie ,sikalam i plakal i zadawalam sobie setki pytan dlaczego????????W koncu na zapisie ktg przestawalo byc serduszko malego Tobiaszka przyszedl lekarz zrobil usg i powiedzial no tak nie urodzi sie polozenie poprzeczne cesarka na cito.Przyszla polozna ta sama ktora krzyczala na mnie poprosilam ponownie o podsuwacz odmowiono mi powiedzila i tak bedzie miala pani cesarke to podlczymy cewnik i znowu to sam
godzinie 7 26.06.206 przewieziono mnie na sale operacyjna ,dostalam znieczulenie zewnatrz oponowe i zaczela sie cesarka nagle usyszalam zawiniety w pepowine ,cholera jeszcze dwu platowe lozysko ,zrobilo mi sie nie dobrze zaczelam wymiotoawac pani anestazjolog byla dla mnie duza podpoara mowila do mnie ze wszystko bedzie w porzadku ,nigdy nie zapomne widoku ktory bedzie mnie przesladowal chyba juz do konca zycia ,malenki synek nie plakal raczki i nozki mial bezwladne ,widzialam walke o jego oddech chociazy jeden po kilku minutacg reanimacji uslyszalam cichutki pisk --to bylo nadzieja ze Tobiaszek bedzie zyl.Pokazano mi go na chwilke i powiedziano ze zabieraja go na intensywna terapie noworodka ,mnie po operacji przewieziono na sale wybudzen ,na przeciw mnie lezala mloda mamusia jej aniolek umarl dzien przed porodem ,a ja nie iwedzialm czy moje dziecko jeszcze zyje,meza nie wpuscili do szpitala bo nie byla to pora odwiedzin nikt jemu nawet nie powiedzial czy nasz synek zyje.Z sali wybudzen kolo godziny drugiej przewieziono mnie na sale poporodowa a tam wszystkie mamusie ze swoimi pociechami,usunieto mi cewnik umyto przebrano,nie moglam juz dluzej czekac ,zobaczylam w drzwiach mojego meza powiedzialam zabierz mnie do synka polozne byly przeciwne bylam bardzo slaba,pamietam kazda chwile jechalismy winda pozniej korytarz i napis oddzial intensywnej opieki noworodka ,na korytarzu bardzo mila pani zapytala sie o nazwisko pokazala gdzie lezy maly podszedla do nas lekarka ktora byla lekarzem prowadzacym powiedziala zdiecko zupelnie nie przygotowane do porodu jezeli przezyje dwie doby to bedziemy mogli rozmawiac ,Tobik oddychal 100 % tlenem ,mial nie wydolnosc oddechowa 4 stopnia do tego zapalenie pluc .w Pierwszej dobie dostal dwie dawki leku na rozwoj pluc.Wyjechalam z oddzialu zalana lzami i prosilam boga aby mnie zabral -nie mialam sily aby patrzec na cierpnienie maleej kruszynki.Okolo 4 doby maly sam sobie usunal respirator i zaczal oddychac ale pojawila sie bardzo wysoka zoltaczka musial miec przetaczana krew za ktora czekalismy do 2 w nocy po transwuzji stal ulegl pogorszeniu ponownie respirator ,oklo 16 doby stan jego byl stabilny czekalam az w koncu pzrwioza go na opieke posrednia tam spedzilismy dwa tygodnie ..Na intensywnej poznalam mame malej Olci zzylysmy sie ze soba ,ale okrutny los zabral Olenke w chwili kiedy ja moglam mojego synka zabrac do domu szlam korytarzem z becikiem ,a Asia tulila w ramionach martwa juz Olenke .Nie potrafilam sie niczym juz cieszyc nie zapomna tych chwil -choc minely prawie trzy lata koszmar ten w mojej glowie trwa.Teraz jestem w 23 tygodniu ciazy zagrozonej mam skrucona szyjke ,rozwarcie wewnetrzne,i skurcze ,staram sie myslec kazdego dnia ze bedzie dobrze,ale brakuje mi juz sil chwilami sie czuje tak ze nie chce mi sie zyc nic mnie juz nie cieszy nie bawi .Boje sie kazdego nastepnego dnia ,ze pokochalam dziecko ktore moge stracic:-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-(