witajcie Lutówki!
zupełnie jakoś przypadkiem sie tu przyplątałam i mogę co nieco powiedzieć Warszawiankom, bo rok temu własnie na madalińskiego przytuliłam pierwszy raz moją Córenię (a chyba od wtedy nie za wiele sie zmieniło). Ja zdecydowałam się rodzić tam w sumie to chyba dlatego, ze najbliżej. Dzień po terminie pojechałam tam z mężem na ktg i zostałam na patoligii. I tak sobie przesiedziałam 11 dni i w końcu podłaczono mi oksytocynę, ale i tak po kilku godzinkach dzidzia została wyjeta przez cc. Na plus na pewno przemawiają te jednoosobowe sale, naprawdę fajnie wyposażone i ładne, no i intymne. Niestety bez toalet, ale te sa blisko, zaraz obok. Sprzęciki jak potrzeba to przynoszą, łóżko również układali tak, zeby było wygodnie, sami proponuja prysznic... No a jesli chodzi o ostatnia faze porodu, to naprawdę próbuja znależć razem z Wami odpowiednią pozycję... mnie tak troche męczyli, bo parłam bezskutecznie ponad 2 godziny zanim podjeli decyzje o cesarce, ale cały czas mysleli, ze uda im sie przekonac to moje dziecie do wyjścia jednak... Ja nie miałam żadnej połoznej umówionej czy lekarza, a razem ze mną w trakcie akcji porodowej było jeszcze chyba 6 innych babek na salach i 2 czy 3 na przedporodowej, były 2 położne i 2 lekarzy jakoś sobie radzili. Jedno co było tam niefajne to że podczas tych partych juz pani wypełniała jakąś karte z danymi i zadawała pytania wtedy, kiedy najmniej miałam chęć odpowiadać, no ale moze musiała, no i że zgode na cesarkę kazali mi podpisywać jak juz leżałam na operacyjnej z tymi partymi non stop... ale potem juz luzik, znieczulenie od pasa i za chwile miałam na piersi maluszka...
No i po cesarce od razu zostawili mi dzidzię, a to było ok północy, nie wiedziałam, ze moge skorzystać z prywatnej opieki położnej po porodzie też (nie wiem jak jest teraz), ale jakos dałysmy sobie radę. Sala pocesarkowa była 5osobowa a nastepnego dnia przeszłam juz na normalna poporodową 3-osobową. Nie jest to rewelacja, ale w końcu to szpital a nie hotel i tylko na chwilkę. Pierwszego dnia mąż był u mnie cały dzień do późnego wieczora, a potem już trochę krócej. W sumie jesli nawet u każdej był mąż to tłoku wielkiego nie ma, no a pomoc owszem... Toalety i prysznice niestety rzecwywiście do remontu, ale idzie wytrzymać, jest ich trochę, więc tłoku przynajmniej nie ma... Jedzonko - jak to szpitalne. Nie zapomnijcie o spakowaniu kubeczka i sztućców (mnie to do głowy nie przyszło
). A obsługa jako taka, trzeba sie nie przejmować, tylko pytać pytać, pytać, zreszta jak zawsze co położna czy lekarz to inny człowiek... spotkałam sie i z bardzo miłymi i wyjątkowo niemiłymi, ale tak jest chyba wszędzie. Pewnie jak kiedys jeszcze będe rodzić (a taki mam zamiar) to tam wrócę.
Dziewczyny, życzę Wam szybciutkich i jak najspokojniejszych porodów i samych radości i przyjemnych chwil z Maluszkami!!! Pozdrowionka!