Joas kochana moja, ja jestem dobrze zaznajomiona z edukacja Waldorfska, kto to Rudolf Steiner tez doskonale wiem i to dosyc doglebnie. Znam tez roznice i podobienstwa miedzy edukacja Montessori a Waldorf;-) od podszewki... Moglabym pewnie prezentacje na ten temat prowadzic
Obie metody mi sie podobaja od dawna i debatowanie na temat ktora szkole wybieram zaczynalam juz 17 lat temu kiedy to moj pierworodny wkraczal w progi przedszkolno-szkolne. Wybralam wtedy Montessori i tak zostalo z wielu wzgledow do dzisiaj ze do Montessori chodza rowniez mlodsze moje latorosle, aczkolwiek czasem zastanawiam sie czy dla mojego Jonathana akurat Waldorf nie bylby lepszy. Dlaczego? Byl dlugo niedojrzaly do "prawdziwej" nauki, zyl z glowka w oblokach w swiecie fantazji a Montessori akademicko jest bardzo wysoko rozwiniete i postawione na nogi od lat wczesnoprzedszkolnych co jest zupelnym przeciwienstwem Waldorfa ktory promuje opoznianie akademickiej nauki do 7-8 roku zycia. Ja tam akurat nie twierdze ze
kazde dziecie nadaje sie dopiero po ukonczeniu 7 czy 8 lat zeby sie zaczac uczyc czytac czy porzadnie rachowac ..mam nieco inne podejscie do tego ale w przypadku mojego starego synalka to mogloby miec sens. Wiadomo - bezsprzecznie dzieci sa rozne i kazde bedzie gotowe do nauki w zupelnie innym czasie tu sie nie da zaszufladkowac wg daty urodzenia. Pierworodny moj interesowal sie tylko wybranymi tematami a reszte olewal, nie chcial sie uczyc baaaa! nie widzial wcale takiej potrzeby, chcial sie wylacznie bawic a tu kazali mu sie uczyc np. tabliczki mnozenia kiedy mial lekko ponad 6 lat w dodatku jakims dziwacznym sposobem ze smiesznymi tablicami i pionkami ktore go nie interesowaly;-)... nie rozumial po co i ta niechec w kierunku nauki sie poglebiala. Ja jeszcze wtedy nie wiedzialam, nie bardzo sie znalam, bylam mloda, myslalam ze z moim dzieciakiem cos nie tak...chodzil do najdrozszej szkoly w okolicy skad geniusze wychodzili a z niego tuman mi rosnie hahaha. Tak sobie po cichu myslalam
. Tez matka ze mnie co?
Kiedy w czwartej klasie przeszedl do normalnej placowki ( i tez szkoda - teraz to wiem bo to dodatkowo negatywnie wplynelo na caloksztalt, trzeba bylo go juz trzymac w Montessori do konca podstawowki) z niektorych przedmiotow mial braki i niechec do nauki mu pozostala wlasciwie do konca ukonczenia sredniej szkoly. Byl prymusem w ulubionych kwestiach a to czego nie lubial kulalo kompletnie. Trzeba bylo moze z nim przeczekac az osiagnie ta dojrzalosc akademicka - jak to Waldorfskie szkoly twierdza ze dziecko jej nie osiaga wlasnie do 7-8 r.z. i zaczac formalna edukacje z nim pozniej. Moze akurat w jego przypadku to bylo najlepsze rozwiazanie ale ja niestety wtedy jeszcze bylam glupia. Szoda ze zajelam sie wtedy rozwodem i problemami z jego ojcem zamiast przyjzec sie blizej dziecku. I przede wszystkim nie zabierac go w 4 klasie do konwencjonalnej szkoly. No ale coz, juz tego nie zmienie i nie odwroce. Jedynie to jakos mam niedosyt odnosnie tej jego edukacji....Czasem mysle ze to wojsko to wlasnie sposob na udowodnienie samemu sobie i calemu swiatu ze moze, ze jest kims wiecej niz przecietny jego rowniesnik, ze jest tam jakims bohaterem w pewnym sesnie.To rekompensata wlasnego ego za wszystkie szkolne niepowodzenia. Chociaz tego tez do konca nie wiem.
Moj najmlodszy ananasek natomimast to calkiem inne dziecko, zdecydowanie pasuje bardziej do Montessori niz gdziekolwiek indziej - to juz wiem, zwlaszcza wlasnie w tej wczesno-dzieciecej edukacji bo gotowosc szkolna wykazywal juz dawno jeszcze zanim przedszkole zaczal. Matematycznie jest lepszy niz niejeden trzecioklasista a jest przeciez w zerowce, w Waldorfie w dalszym ciagu by sie jedynie bawil i sluchal basni. Natomiast kolezanki synek, prawie rowiesnik mojego Vincenta wlasnie dusil sie w Montessori podobnie jak kiedys moj Jonathan, kompletnie nie interesowalo go poznawanie literek, czytanie czy matematyka....zabrala go stamtad po pol roku i chodzil pozniej 2 lata do przedszkola Waldorfskiego gdzie czul sie fantastycznie. To takie moje tam przemyslenia i osobiste obserwacje na temat tych obu metod. Osobiscie mi w Waldorfie podoba sie bardzo wlasnie edukacja tych starszych dzieci w siodmej, osmej klasie i liceum. Jestem absolutnie za. Bezstresowa, kreatywna, oparta nie na suchych faktach ale na dzieciecej wyobrazni z ogromnym naciskiem na sztuke. Widzialam ostatnio jak piekne podreczniki sobie mlodziez tworzy, prawdziwe dziela sztuki. Znam ludzi ktorzy konczyli szkoly Waldorfskie - dzis juz sa dorosli z duzym apetytem na zycie i lukratywnymi karierami, mam tez znajoma ktorej syn juz kilka lat uczeszcza do Waldorfskiego gimnazjum (to akurat w Polsce bo wczesniej na Wyspach chodzil do Montessori). Dlatego pomyslalam ze moj Oliver czulby sie w takiej szkole dobrze, zwlaszcza z wczesniejszym przygotowaniem prawie 10 lat spedzonych w Montessori gdzie jest duzy nacisk na swobode, niekonwencjonalny sposob przyjmowania wiedzy, brak testowania przez pryzmat ocen, skali porownawczej itp.Ta chrzescijanska szkola o ktorej wspominalam jest bardzo konserwatywna, bardzo tradycyjna. Ogromna ilosc prac domowych, testy, klasowki, oceny....ja temu jestem bardzo przeciwna. Uwazam ze cala prace dzieci powinny wykonywac w szkole a w domu miec czas na zabawe, rozmowy z rodzina i rozwijanie wlasnych zainteresowan. Moje dzieci nie robia prac domowych, ja tez po pracy nie przychodze do domu i nie odbieram telefonow od klientow i nie przekladam biurowych papierkow....natomiast dzieci sasiadow stercza calymi wieczorami nad ksiazkami i zeszytami. Moje w tym czasie jezdza na rowerach, wspinaja sie po drzewach, grzebia w blocie, kapia w jeziorze albo zwyczajnie czytaja jakas interesujaca ksiazke. Bez przymusu, bez stresu itd. Ale ja dzikus jestem, zawsze pod prad. Zawsze inaczej mysle i cos innego niz szablonowe mi sie podoba i przyciaga. No...to tyle hehe, ale se elaborat stworzylam
Ide dolac kawe i za robote sie biore.