reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Trudny poród/przetoczenie krwi/połóg

To co czujesz jest wynikiem anemii, dużej utraty krwi i przetoczenia.

Rodziłam sn, nie mam porównania ale nie uważam, że mój poród nie był ciężki (to moje odczucie) gorzej czułam się jak mnie szyli po porodzie. Dostałam w tym czasie krwotoku i pojechałam pod znieczulenie na operacyjną długo się mną zajmowali. Po 36h przetoczyli mi krew bo czekali na podwójne wyniki krwi. W szpitalu byłam 5 dni z uwagi stan mój. Dostałam zgodę na wyjście w 4 sobie ale zaś u córki im się coś nie spodobało. Ale w szpitalu brałam żelazo i neoparin. Czułam się osłabiona ale w szpitalu dostawałam leki. Do domu dostałam na 2 msc żelazo i neoparin.
Potem miałam epizody że mi było słabo, bardzo szybko się męczyłam. Też schudłam w pierwszym tygodniu 12kg. Dziś prawie rok po porodzie ważę 30kg mniej. Anemii pozbyłam się pół roku po porodzie.
Pół roku 😳 Boże, niesłychane jak poród może zrobić z kobiety chodzące nieszczęście 😒 Biedne i silne my
 
reklama
Wiesz co, przez pierwsze dni po porodzie dziękowałam B za to, ze za wszelka cenę mały „urodził się” ( a właściwie został wyciągnięty) SN („siłami” to również słowo nadwyraz) i uniknęłam cesarki. Po dłuższych przemyśleniach doszłam do wniosków takich jakie ty właśnie opisałaś powyżej - dniami męczyli mnie balkonikami, oxy dwa razy, przebiciem wód, nacinaniem i „wyciskaniem” i „wyciąganiem” małego ze mnie 😕 To, ze lozysko nie chciało samo wyjść (brak skurczy żebym mogła je wyprzeć) i, ze gdzieś się zaklinowalo nie jest akurat winą nikogo, i podobno to było przyczyna krwotoku i potrzeby transfuzji ( w wypisie mam napisane - „hipotonia macicy”.

Biorę żelazo przepisane po wyjściu ze szpitala, dziś przespałam cała noc (mąż miał dyżur w salonie z małym) i pije zdecydowanie więcej wody (chce dobić do 3L dziennie) i więcej odpoczywać, bo niby tylko chodze po domu, ale metraż mamy spory i widocznie to wciąż za dużo jak ja mój stan. Po obiedzie usiądę na tarasie i się trochę dotlenie, bo od 27.12. Powietrze tylko łykałam wysiadając/wsiadając do auta do/z szpitala.
Mam nadzieje, ze to pomoże 🤞 Polozna bedzie znowu jutro, pogadam z nią o tym (choć zna moja historie na bieżąco).
Nie zmieni to faktu, ze zasięgnę porady rodzinnego - zrobię jeszcze tylko badania krwi.
Dziękuje Ci za rady/dobre słowa 😘
O bojciu... Jak czytam co napisałaś to uważam, że poród miałaś dramatyczny... 😱
Ja mam termin na maj (pierwsze dziecko) i właśnie to porodu boję się od zawsze. A Ty biedna miałaś full serwis: wywoływanie, wyciskanie, nacinanie i na koniec łyżeczkowanie i przetaczanie krwi 🥺 bardzo Ci współczuję, ale jednocześnie podziwiam, że to wszystko wytrzymałaś. Silna babka jesteś! 👍❤️
 
Ja też miałam krwotok straciłam prawie2,5 l krwi, ciśnienie mi spadło wieczorem po porodzie miałam przetaczaną krew, też bardzo szybko schudłam, byłam strasznie blada, osłabiona, zacewnikowali mnie, wróciłam do domu i każdy mówił, że to normalne musi minąć trochę czasu, żeby organizm doszedł do siebie a okazało się, że po 2 tygodniach wypadł ze mnie kawał łożyska byłam w szpitalu antybiotyk niby już ok, a jednak się okazało, że resztki dalej są i 3 tygodnie po porodzie miałam łyżeczkowanie.Od tego czasu już bardzo szybko doszłam do siebie.
Po porodzie nie miałaś łyżeczkowania tak? Dopiero po tych 2 tygodniach?
Mnie łyżeczkowali od razu, bo lozysko również zostało wręcz „wyrwane” ze mnie, bo nie miałam skurczy, żeby je sama wypchnąć
 
Wiesz co, przez pierwsze dni po porodzie dziękowałam B za to, ze za wszelka cenę mały „urodził się” ( a właściwie został wyciągnięty) SN („siłami” to również słowo nadwyraz) i uniknęłam cesarki. Po dłuższych przemyśleniach doszłam do wniosków takich jakie ty właśnie opisałaś powyżej - dniami męczyli mnie balkonikami, oxy dwa razy, przebiciem wód, nacinaniem i „wyciskaniem” i „wyciąganiem” małego ze mnie 😕 To, ze lozysko nie chciało samo wyjść (brak skurczy żebym mogła je wyprzeć) i, ze gdzieś się zaklinowalo nie jest akurat winą nikogo, i podobno to było przyczyna krwotoku i potrzeby transfuzji ( w wypisie mam napisane - „hipotonia macicy”.

Biorę żelazo przepisane po wyjściu ze szpitala, dziś przespałam cała noc (mąż miał dyżur w salonie z małym) i pije zdecydowanie więcej wody (chce dobić do 3L dziennie) i więcej odpoczywać, bo niby tylko chodze po domu, ale metraż mamy spory i widocznie to wciąż za dużo jak ja mój stan. Po obiedzie usiądę na tarasie i się trochę dotlenie, bo od 27.12. Powietrze tylko łykałam wysiadając/wsiadając do auta do/z szpitala.
Mam nadzieje, ze to pomoże 🤞 Polozna bedzie znowu jutro, pogadam z nią o tym (choć zna moja historie na bieżąco).
Nie zmieni to faktu, ze zasięgnę porady rodzinnego - zrobię jeszcze tylko badania krwi.
Dziękuje Ci za rady/dobre słowa 😘
gdybyś chciała pogadać o bb i jak się teraz czujesz to napisz na priv, chciałam Ci wysłać wiadomość, ale nie można ☺️
 
Po porodzie nie miałaś łyżeczkowania tak? Dopiero po tych 2 tygodniach?
Mnie łyżeczkowali od razu, bo lozysko również zostało wręcz „wyrwane” ze mnie, bo nie miałam skurczy, żeby je sama wypchnąć
Nie, nie miałam. Łożysko podobno wyszło w całości co później okazało się nieprawdą. Po 3 tygodniach miałam łyżeczkowanie, po 2 samo że mnie wypadło, ale resztki jeszcze pozostały i temu to łyżeczkowanie. . Rodziłam za granicą.
 
Fakt, u mnie od początku waga syna miała być koło 4kg, dzień przed wywołaniem porodu USG wskazywało 4100 kg więc stwierdzili że urodze SN, a po porodzie jak połozyli na wagę miał 4360..a na nastepny dzień na wizycie neonatologów jak go zważyli waga wskazała 4500g, więc było niemożliwe żeby przytył po porodzie, a to znaczyło że ważył jeszcze ciut więcej niż te 4,5kg, bo się okazało, że waga na tej sali pechowej, na którym ja byłam fiksuje i to nie pierwszy taki przypadek pomyłki i dopiero położna na wizycie w domu powiedziała, że tu powinna była być CC..Także ja mam spojrzenie na sytuację takie, że przy wadze +/- 4,5kg miałam prawo mdleć i być wycieńczona..A inną rzeczą jest to, że panował terror laktacyjny - z wycieńczenia nie miałam jeszcze pokarmu, człowiek nie miał jak nabrać sił na szpitalnym jedzeniu, więc wyszłam osłabiona do domu i to na własne żądanie, bo szukali wszędzie przyczyn, robili usg, badania i nie wiedzieli skąd to się bierze.
Co do terroru laktacyjnego - przeżyłam to samo w swoim szpitalu 😔 dostałam małego po ok 16h od porodu do siebie, czekałam na krew, która zamówili i od razu jak mi go dali to wyciskanie cycków na sile, ugniatanie i negowanie, ze ciagle złe przystawiam. Ze nic nie leci, ze mały złe ciągnie, ze mam go ciagle i ciagle przystawiać mimo bycia na głodzie od ponad doby i braku sił na podniesienie głowy. Piel neonatologiczne wiedziały o moim stanie a mimo to zostawiły go ze mną i nie zajrzały do mnie przez conajmniej 8h (to położne mi go odkładały do łóżeczka lub przystawialy). Ciagle tylko pytania „dostawia Pani? Pokazać jak”. I ciagle było złe i z nerwami próbowały mi wyciskać pokarm. Byłam cała spocona z nerwów, mały również. Horror. Po prostu horror
 
Co do terroru laktacyjnego - przeżyłam to samo w swoim szpitalu 😔 dostałam małego po ok 16h od porodu do siebie, czekałam na krew, która zamówili i od razu jak mi go dali to wyciskanie cycków na sile, ugniatanie i negowanie, ze ciagle złe przystawiam. Ze nic nie leci, ze mały złe ciągnie, ze mam go ciagle i ciagle przystawiać mimo bycia na głodzie od ponad doby i braku sił na podniesienie głowy. Piel neonatologiczne wiedziały o moim stanie a mimo to zostawiły go ze mną i nie zajrzały do mnie przez conajmniej 8h (to położne mi go odkładały do łóżeczka lub przystawialy). Ciagle tylko pytania „dostawia Pani? Pokazać jak”. I ciagle było złe i z nerwami próbowały mi wyciskać pokarm. Byłam cała spocona z nerwów, mały również. Horror. Po prostu horror
u mnie było to samo, więc przy drugim dziecku od urodzenia było mm, nawet nie próbowałam kp. Nic nie powiedziały, ale mimo tego, że mała ciągle chciała pić (ma ksywkę Mlekuś), to wydzielały jej 10 ml co trzy godziny. Miałam swoje buteleczki z gotowym mlekiem, to wyzywały mnie, że dokarmiam. Nie wyjechaliśmy nawet z miasta do nas do domu, bo trzeba było się zatrzymać i mleko wyciągnąć. Przez miesiąc piła w zasadzie non stop 😆 z przerwami na sen. Obie wykarmione mm, okazy zdrowia jak do tej pory. Dajmy matkom karmić jak chcą i rodzić jak chcą. Wolałabym, żeby takie zainteresowanie jakie się okazuje metodzie porodu czy karmienia okazywano przemocy wobec dzieci.
 
reklama
Do góry