Ja się dokopałam właśnie do opisu swojego pierwszego porodu - pisanego na świeżo, 4 dni po
wrzucam to tutaj - widać że opis mi pokrótce nie wyszdł ale może kogoś zainteresuje
a ja sobie niebawem porównam z drugim...
"Ja opiszę pokrótce swój poród. JAk wiecie o 13.10 odeszły mi wody. skurczy nie miałam, u nas jest wersja że po odejściu wód do 6 h trzeba trafić do szpitala. Zadzwoniłam do połoznej, pytała czy wody czyste, czy są skurcze. Ponieważ nie było - pobolewał mnie tylko brzuch jak na okres i trochę w krzyżu - nie było pośpiechu. Zjawiła się o 15,30 - rozwarcie bodajże na 3 cm miałam. W ogóle rozwarcie miałam badane tyle razy że nie powiem wam już dokładnie jakie kiedy było...Dużo rzeczy z porodu pamiętam tak trochę jakbym była na rauszu - jak się zaczęły bóle to już nie tylko na rauszu ale po niezłym przepiciu - jak przez mgłę...
Do 18.30 łaziłam po domu, próbowałam prowokować skurcze aby były częstsze (ruchem, ćwiczeniami, masowaniem brodawek) i mierzyłam czas - były co ok 7 min ale jeszcze nie takie bolesne. W szpitalu pod ktg - zapisały się lekkie skurcze co ok 5 min i lekarka stwierdziła że słabo i jak do rana nie urodzę to kroplówka. Moja połozna na boku mi powiedziała żebym się nie przejmowała bo na pewno jeszcze tego samego dnia urodzę. Zrobiła mi jeszcze lewatywę - pomimo że w domu stosowałam czopki ale nie czułam się jeszcze całkiem oczyszczona - to raz, a dwa - dlatego że lewatywa pobudza skurcze a nam o to chodziło. Skurcze powoli narastały, poszlismy z mężem na sale porodów rodzinnych, wzięłam jeszcze prysznic i próbowałam stosować trochę ćwiczeń ze szkoły rodzenia - głównie przysiady, bujanie się. Ok 21 to miałam już bardzo silne bóle - od tej pory pamiętam wszystko jak przez mgłę...Skurcze co 2 min, potem co 1 i takie strasznie bolesne - z krzyża....Głównie stałam przy tym oparta o łóżko, mążmnie masowała. Jęczałam strasznie (pewnie już wtedy było mnie słychać na korytarzu ;D) W międzyczasie dostałam jeszcze od połoznej jakiś czopek rozkurczający (coś w stylu nospy ale naturalne - ziołowe i w czopku) i waciki do nosa z oksytocyną na poprawienie skurczy. Bolało coraz bardziej , gadałam oczywiście przy tym, że już nie dam rady, nie wytrzymam, itpitd ale jak widać wytrzymałam. Ok 23.30 trafiłam na fotel - dopiero wtedy połozna mnie ogoliła - trzy machnięcia tylko w dolnej okolicy - czyli naokoło wyjścia dla Karolka. Zaczęły sie skurcze parte. Parłam jakieś 10 min - może z 5 razy albo co koło tego wrzeszcząc przy tym niemiłosiernie. Generlanie - mam napisane że Iwsza faza porodu trwała 6 h i 50 min a II - 10 min. No i Karolek wylądował na brzuchu mamy !!! Tego uczucia nie da się opisac - poczujecie same. Był tam tylko moment - tatuś przeciął pępowinę i pojechał z nim na ważenie itd. Ja w tymczasie urodziłam łożysko - jedno parcie i było po. Potem lekarka mnie zszywała - jęczałam dalej ;D No bo trochę mnie w czasie parcia nacięła położna a zanim to zrobiła to chyba ze trzy razy pytałam czy już mnie nacięła. No i podobno najbardziej darłam się przy nacinaniu...Nie ukrywam że było to wszystko dla mnie ciężkie i bolesne ale jakoś szybko zleciało i jak parłam to myślałam juz tylko o tym żeby jak najszybciej skończyć to będzie krócej bolało. Oczywiście o tym że więcej nie chcę tego przeżywać też myślałąm (ale to już mi przeszło ;D - to szybko przechodzi) Głupio mi jakoś potem było że taki głosny ten mój poród był ale już patrząc z perspektywy czasu to chyba nie było źle - wszystko naturalnie i w sumie nie tak długo...A co do cietego i szytego krocza - w moim przypadku chyba jest to zrobione dobrze bo żadnych problemów z siadaniem nie mam (oczywiście ze 2-3 dni bolało mocno przy siedzeniu ale siedzieć mogłam) a teraz to bym już ten ból przyrównała co najwyżej do obtarcia po porządnym przytulanku ;D da się przeżyć...
A oczywiście mój skarb wynagradza wszystko to po tysiąckroć....
O KURNA, ALE SIE ROZPISAŁAM, WCALE NIE WYSZŁO POKRÓTCE... ALE MYSLE ŻE WAS TO WSZYSTKO CIEKAWI BO SAMA PARĘ DNI TEMU CZYTAŁAM Z WIELKIM ZAINTERESOWANIEM TE WSZYSTKIE RELACJE Z PORODÓW U MAJÓWEK
Dziewczyny - dodam jeszcze zupełnie szczerze - przynajmniej u mnie tak było - przy takim bólu ciężko się myśli o czymś innym niż o tym bólu ale trzeba sobie świadomie przypominać że to dla malucha i mówić do niego...to pomaga, mówiłam żeby już wychodził - tyle że on naprawdę już chciał wyjść - był mocno przyparty do szyjki i tylko ona się trochę opornie rozwierała...bidulek aż miał siniaczka na główce od tego napierania ale to podobno się zdarza jak się rodzi "na sucho", bez wód...szybciutko mu się wchłonął - po około 2 dniach już śladu nie było i teraz skórkę ma śliczną gładziudką"